- Na chłodno skalkulowałem, jak powinien wyglądać mój okres przedolimpijski - stwierdził Ligocki. - Po pierwsze we wrześniu w Nowej Zelandii pokazałem kompletny program w half pipe i wiedziałem, że już żadnej innej ewolucji nie zdołam do igrzysk przygotować. Dlatego postanowiłem skoncentrować się na PŚ w snowboardcrossie, choć i w nim nie ujawniłem pełni swoich możliwości. Poprzedni sezon kosztował mnie sporo energii i początkowo nie miałem motywacji, by na nowo w każdym starcie dawać z siebie wszystko. Przede wszystkim jednak obawiałem się kontuzji, bo walka na trasie z trzema rywalami często kończy się upadkami. Doświadczyło tego wielu zawodników, w tym lider pucharowej klasyfikacji Francuz Xavier Delerue, który zmaga się z kontuzją śródstopia. Tylko raz na początku stycznia w zawodach Pucharu Europy w Bad Gastein, przyszedł moment, że postanowiłem zaryzykować i pójść na całość. W efekcie wygrałem i dzięki temu wiem, że przy maksymalnej mobilizacji stać mnie na wiele - dodał Ligocki.