Złotą medalistkę przywitała liczna grupa kibiców z Biłgoraja. "Wyszłam z samolotu bardzo zmęczona, ale teraz, widząc wiwatujących moich fanów, wstąpiła we mnie ogromna energia. Czuję się tak, jakbym dostała jakiś zastrzyk pobudzający" - zaznaczyła. "Marzenko, pokaż medal! Załóż go na szyję!" - domagali się jej sympatycy, a ekipy telewizyjne z ukrycia próbowały filmować w hali przylotów entuzjastyczne powitanie zawodniczki. Spod kurtek fotoreporterzy starali się zrobić zdjęcia. "Dopiero teraz się dowiedziałem, że do filmowania potrzebna jest zgoda. Gdybyśmy wiedzieli, wystąpilibyśmy o nią. Przepraszam wszystkich i zapraszam przed budynek" - powiedział rzecznik prasowy Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów Jacek Korczak-Mleczko. Na składane życzenia, by taki sam kolor miał medal olimpijski, Karpińska odparła: "W Londynie dojdzie Azja. Będzie Chinka, Tajka i Koreanka. Już dziś zdaję sobie sprawę z tego, że o sukces będzie bardzo trudno, ale ten medal, zdobyty w Antalyi, jeszcze bardziej zmobilizuje mnie do dalszej, ciężkiej pracy. Trenuję w poniedziałki, środy i piątki dwa razy dziennie, a w pozostałe dni raz". Jak wyjawiła, ma drobny problem z barkiem. "Jestem już umówiona z lekarzem. Mam nadzieję, że to nic poważnego. A tak w ogóle, to najbardziej obawiam się kontuzji, która zniweczyłaby moją pracę. W ciężarach wystarczy jeden błąd techniczny na treningu i można nabawić się jakiegoś urazu" - wspomniała zawodniczka klubu Znicz Biłgoraj, która wielkanocnym złotem skompletowała w swym dorobku wszystkie kolory medali mistrzostw Europy - srebro miała w Mińsku w 2010 roku, a brąz rok wcześniej w Bukareszcie. Jak podkreśliła, nigdy nie zapomni dnia, kiedy do siłowni zaprosił ją Henryk Wybranowski. "Był rok 2004. Z mojej rodzinnej, podbiłgorajskiej, maleńkiej i kochanej Biszczy przyjechałam na szkolne zawody lekkoatletyczne. Wystartowałam na 100 m i skakałam w dal. Szło mi dobrze. Wtedy dostrzegł mnie pan Henryk i zaproponował, bym na siłowni wykonała próbę w martwym ciągu. Początkowo byłam zaskoczona taką sugestią, ale szybko przekonałam się, że był to strzał w dziesiątkę" - powiedział Karpińska, a Wybranowski, emerytowany nauczyciel wychowania fizycznego Regionalnego Centrum Edukacji Zawodowej w Biłgoraju dodał: "Patrząc wówczas na Marzenę uznałem, że w sprincie wiele nie osiągnie z uwagi na zbyt niski wzrost. Natomiast zauważyłem, że jest sprytna sportowo, ma dynamit w nogach, co można z powodzeniem wykorzystać w podnoszeniu ciężarów". Mistrzyni Europy zaznaczyła, że uwielbia rywalizację i częste starty. "Kocham ten stres, walkę, każde udane podejście, każdy kilogram więcej na gryfie. Wtedy chce się żyć, chce trenować i przebywać w surowej regule Ośrodka Szkolenia Olimpijskiego PZPC w Siedlcach" - przyznała urodzona 19 lutego 1988 roku Marzena Karpińska, która na pomoście w Antalyi wyrwała 85 kg i podrzuciła 102 kg.