Twardowski o przepustkę do Londynu walczył w Poznaniu na europejskich regatach kwalifikacyjnych w K2 na 200 m razem z Dawidem Putto (Kopernik Bydgoszcz). To nowa olimpijska konkurencja - efektowna, w której jednak drobny błąd techniczny może zniweczyć kilka miesięcy przygotowań. Tak było w przypadku polskiego duetu podczas czwartkowego finału. Osada zaliczyła tzw. podpórkę i przypłynęła dopiero na piątej pozycji. A na igrzyska awans uzyskała tylko zwycięska dwójka - Rosjanie Jurij Postriagaj i Aleksander Diaczenko. - 200 m w kajakach to jak bieg na 100 m. Jeżeli sprinter się potknie, nie ma szans na zwycięstwo. U nas wygrywa ten, kto przede wszystkim nie popełni błędu. Na 1000 m czy na dystansie połowę krótszym, jest czas, żeby poprawić jeden czy nawet dwa błędy. Tutaj nie ma. To konkurencja bardzo efektowna, fascynująca, jest w niej trochę loterii. Nie ma jednak przypadku, bo trzeba być dobrze przygotowanym - tłumaczył Twardowski krótko po zakończeniu rywalizacji. Jak dodał, żałuje, że mimo włożonego wysiłku i ciężkiej pracy nie udało się wywalczyć kwalifikacji olimpijskiej. - Pływaliśmy razem wprawdzie tylko trzy ostatnie tygodnie, ale to były naprawdę ciężkie i niesamowite trzy tygodnie. Pracowaliśmy z fachowcami, treningi były solidne, ale nie udało się. W kajakach czasami jest trochę zdarzeń losowych. Nie kończymy jednak na tym sezonu; powalczymy z Dawidem w Pucharze Świata w Duisburgu i Moskwie oraz o medal mistrzostw Europy. Ten nieudany początek trochę podciął nam skrzydła, ale potrzebujemy dwóch dni, by się z tym oswoić - podkreślił trzykrotny uczestnik igrzysk. Ostatnie cztery lata były niego niezwykle trudne, o ile nie najtrudniejsze w karierze. Podczas igrzysk w Pekinie był chorążym polskiej reprezentacji, ale nie odniósł sukcesu. Potem pojawiły się kłopoty zdrowotne. Trzy lata temu doznał poważnej choroby - skrętu jelit. Przeszedł operację, podczas której wycięto mu dwa metry jelita, schudł blisko 20 kg, a lekarze powiedzieli mu, że nie ma szans na powrót do sportu. Doświadczony kajakarz wrócił jednak do wyczynu i to w efektownym stylu. Na ubiegłorocznych mistrzostwach świata wywalczył złoty medal w K1 na 500 m, konkurencji, której nie ma już w programie igrzysk. - Chciałem pokazać, że wystarczy tylko chcieć, by wrócić nie tylko do zdrowia, ale także do sportu. I jeszcze zostać mistrzem świata. To, co zrobiłem rok temu było niesamowite. Liczę, że będę, a właściwie chyba już jestem, dobrym przykładem dla młodszych kolegów. Że z mojego hartu ducha i woli walki wyciągną wnioski - powiedział Twardowski. 32-letni kajakarz nie ukrywa, że o kolejnych igrzyskach w 2016 roku raczej już nie myśli. To oznacza, że jeden z najbardziej utytułowanych zawodników tej dyscypliny w Polsce zakończy karierę bez medalu olimpijskiego. Najbliżej podium był w Atenach w 2004 roku, z Adamem Wysockim zajęli czwarte miejsce. - Zdobyłem 35 medali mistrzostw świata i Europy w różnych kategoriach wiekowych, z czego siedem złotych. Niech każdy z młodszych kolegów zdobędzie choć 10 procent tego, co ja, czyli jakieś... trzy i pół medalu. To będzie naprawdę dobry wynik. Ale nie ukrywam, że najbardziej mi brakuje medalu z igrzysk. Widać nie było mi dane - podsumował Twardowski.