To może wydawać się dziwne, że osoby, które starają się, by tytuł mistrzostw świata czy medal olimpijski sprawiedliwie trafił we właściwe ręce, nie dostają za to żadnego wynagrodzenia. W hokeju na trawie sędziowie pracują jedynie za "wikt i opierunek"."Na mistrzostwach świata mieliśmy zapewnione przeloty, transport na miejscu, noclegi, wyżywienie i sprzęt sportowy. To wszystko" - poinformował Grochal.Podobnie jest także na innych imprezach - Lidze Mistrzów czy igrzyskach olimpijskich. Dlatego sędziowanie nie może być pracą i źródłem dochodów. On sam jest zatrudniony w międzynarodowej firmie konsultingowej i zajmuje się organizacją różnych imprez, konferencji czy warsztatów. Hokej natomiast jest nieodłączną częścią życia - jego i rodziny."Ludzie poświęcają swój czas, zostawiają nawet na kilka tygodni swoje rodziny. A takich imprez w ciągu rok jest sporo, choć oczywiście nie na wszystkie musimy jeździć. Do tego dochodzą też weekendy ligowe. Oprócz tego trzeba znaleźć też czas na przygotowanie kondycyjne, bieganie czy basen. Sędziowanie staje się częścią życia i funkcjonowania rodziny, ale ona też pracuje na ten sukces" - przyznał.W polskiej lidze za prowadzenie jednego meczu arbiter otrzymuje 130 złotych plus ewentualne koszty dojazdu. Na początku przyszłego roku ruszają nowe rozgrywki pod egidą międzynarodowej federacji - Liga Narodów. Arbitrzy - oprócz kosztów związanych z transportem i noclegiem - otrzymają ryczałt - 100 euro za mecz."No tak, ale przy okazji takiego jednego meczu trzeba poświęcić trzy dni" - zauważył poznański sędzia.34-letni Grochal jest wizytówką polskiego hokeja. Reprezentacje dawno już nie uczestniczyły w igrzyskach czy mundialu. Poznaniak poprowadził natomiast decydujący mecz MŚ, które niedawno zakończył się w Indiach. Mimo młodego wieku, jest on niezwykle doświadczonym sędzią. Już sześć lat temu był rozjemcą podczas olimpijskich zmagań w Londynie. Tym samym przeszedł do historii jako najmłodszy arbiter, który poprowadził zawody w hokeju na trawie w tej rangi imprezie.Dwa lata temu podczas igrzysk w Rio de Janeiro sędziował półfinał pomiędzy Argentyna i Niemcami, wygrany przez ekipę z Ameryki Płd. 5:2."Do niedawna był to faktycznie mój mecz numer jeden, jeśli chodzi o osobistą hierarchię. Teraz bez wątpienia finał mistrzostw świata jest najważniejszym pojedynkiem w mojej karierze" - ocenił Grochal.W Bhubaneswar Belgowie po karnych zagrywkach pokonali Holendrów 3:2. W regulaminowym czasie był bezbramkowy remis. Grochal przyznał, że to spotkanie nie było specjalnie trudne do prowadzenia."Finały mają to do siebie, że nie są trudne do sędziowania. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Zwykle to półfinały są bardziej ekscytujące, drużyny więcej ryzykują, więcej się dzieje, a finały są niczym szachy. W tym meczu oba zespoły grały zachowawczo, trochę w myśl zasady +byle nie przegrać+" - tłumaczył.Niewiele brakowało, by jednak arbitrom przytrafiła się pomyłka w serii karnych zagrywek, które wyglądają podobnie jak w hokeju na lodzie."Belgowie w sumie dwa razy cieszyli się ze zwycięstwa. Najpierw okazało się, że ich zawodnik popełnił przewinienie dotykając piłki nogą. Bramkarz holenderski poprosił o wideo challenge i miał rację. To pokazuje, że nawet przy tym elemencie gry trzeba być niezwykle czujnym i łatwo o przeoczenie" - tłumaczył.W hokeju na trawie w najważniejszych turniejach obowiązuje system wideoweryfikacji. Funkcjonuje on na nieco innych zasadach niż w piłce nożnej czy siatkówce. Jak wyjaśnił poznański arbiter, to właśnie międzynarodowa federacja była pionierem w tej dziedzinie, bowiem już ponad 10 lat temu sędziowie mogli korzystać z powtórek wideo."Można powiedzieć, że hokej na trawie pod tym względem był awangardą spośród wszystkich sportów drużynowych. Dopiero później inne dyscypliny zaczęły z tego korzystać. Dlatego u nas, porównując to choćby z piłką nożną, wszystkie techniki i procedury mamy bardzo dobrze wypracowane. W futbolu niektóre decyzje pozostawiają wątpliwości, u nas praktycznie tego nie ma" - zauważył.Nieodłączonym elementem jest możliwość oglądania pracy arbitra wideo i samych powtórek na telebimie przez widownię."Ten proces jest nawet widowiskowy, bowiem kibice sami mogą ocenić, czy np. było przewinienie, czy też. Poza tym w hokeju to przede wszystkim drużyny proszą o wideoweryfikację, choć arbitrzy w niektórych przypadkach też mogą się tym posiłkować. Natomiast nie ma sytuacji, w której sędziowie prowadzący mecz sami oglądają powtórki. Od tego jest arbiter wideo i to on podejmuje decyzję, z którą główny może się nie zgodzić, ale nigdy jeszcze z taką sytuacją się nie spotkałem. Udało się też mocno skrócić przerwy w grze; teraz średnio trwają 65 sekund, a kilka lat temu było to nawet dwie i pół minuty" - opowiadał.Grochal nie stroni od sędziowania spotkań polskiej ligi. Porównując to do innych wydarzeń, w których ma okazje uczestniczyć, uważa, że "to dwa różne światy"."Mecze międzynarodowe sędziuje się łatwiej - organizacja gry i poziom wyszkolenia zawodników stoi jest bardzo wysoki. W Polsce mecze są czasami mniej przewidywalne, choć ja w kraju mogę szlifować pewne uniwersalne elementy warsztatu, jak prawidłowe ustawianie się na boisku, czytanie gry czy kiedy i jaką kartkę pokazać. Taki wachlarz jest potrzebny, nie można sędziować tylko mistrzostw świata, czasami trzeba wrócić na swoje podwórko, do +korzeni+. Ta regularność w sędziowaniu jest też niezbędna" - podkreślił.Przygodę z sędziowaniem rozpoczął już w wieku 18 lat, trzy lata później uzyskał status arbitra międzynarodowego. Oprócz najważniejszych turniejów w Europie i na świecie oraz ligi polskiej, kilka razy w roku prowadzi spotkania w Bundeslidze, jednej z najsilniejszych na Starym Kontynencie. Jego marzeniem jest sędziowanie finału igrzysk w Tokio w 2020 roku."Patrząc, czego mi się niedawno udało dokonać, myślę, że jestem na dobrej drodze" - podsumował Grochal.