- Pierwsze skoki to była katastrofa. Brakowało czucia lotu. Ale skakaliśmy po ponad 2-tygodniowej przerwie, po powrocie ze zgrupowania z Turcji. Potem było już z każdym dniem lepiej - przyznał Adam Małysz w wywiadzie dla "Dziennika Polskiego". Najlepszy polski skoczek ocenił przygotowania do sezonu, które jak przyznał różniły się od poprzednich. - Trenowaliśmy inaczej, choć niby ćwiczyliśmy to samo, ale inaczej były rozłożone akcenty. Było więcej siły, różnych gier uzupełniających. Ta zmiana była mi potrzebna, nie jest dobrze, kiedy człowiek wpada w rutynę. Trening z trenerem Heinzem Kuttinem odświeżył mnie. Choć były to bardzo ciężkie treningi, ćwiczyliśmy już od kwietnia, a tak wcześnie nigdy nie zaczynaliśmy. Po okresie skoków na igelicie, a przed pierwszymi treningami na śniegu trener Aploniusz Tajner robił pauzę, teraz skaczemy na igielicie do samego końca i od razu przejdziemy na skocznie naturalne - powiedział najlepszy polski skoczek. - Jestem zadowolony z wyników osiąganych latem na igielicie, wygrałem przecież cały cykl Letniego Grand Prix, mimo że tuż przed pierwszymi konkursami miałem kontuzje nogi. W końcówce Letniego Grand Prix nie skakałem najlepiej, to znaczy dobrze szło mi na treningach i w kwalifikacjach, gorzej w zawodach. Mam jeszcze co poprawić w moich skokach. Ale utwierdza mnie to, że idę dobrą drogą, bo skoro nie jestem w optymalnej formie, a mimo to wygrywam Letnie GP, to znaczy, że są u mnie jeszcze spore rezerwy. Z reguły lepiej skaczę zimą niż latem, więc jestem optymistą - stwierdził Małysz. - Mistrzostwa świata w Oberstdorfie, cały cykl Pucharu Świata, tradycyjny Turniej Czterech Skoczni, także konkursy w Zakopanem, bo chciałbym na nich skakać jak najlepiej dla naszych wspaniałych kibiców - wymienił Małysz najważniejsze cele w zbliżającym się sezonie.