"Macierzyństwo niesie ogromną zmianę w życiu. Moja córeczka ma już jakiś rytm dnia. Jest nad wyraz aktywna i silna - to pewnie po mnie" - zaczęła z radością w głosie złota medalistka igrzysk w Rio de Janeiro.Dodała, że wszystko w jej życiu układa się bardzo dobrze, a dziecko jest "złote", bo śpi, je i nie marudzi."Wyzwanie jest jednak ogromne. Codziennie coś mnie zaskakuje. Sport jest bardziej przewidywalny niż macierzyństwo. Każdego dnia uczymy się z mężem czegoś nowego. Nie wiem do końca, czego się spodziewałam, ale nie myślałam, że dziecko aż tak wykręci życie do góry nogami. Zawsze byłam niezależną czasowo dziewczyną, która mogła sobie wszystko robić - wsiąść w samochód i jechać byle gdzie. Teraz jest to niemożliwe. Jest maleństwo, którego komfort jest najważniejszy. Trzeba się z tym pogodzić. Jestem odpowiedzialna za kogoś i nie ma już niezależności, do której przez lata byłam przyzwyczajona" - opowiada o wychowywaniu dziecka Fularczyk-Kozłowska.3 grudnia Marianna skończy pół roku. Rodzice wołają na nią "Mania". Wioślarka z mężem Michałem, pracującym jako szkoleniowiec, mieszka w Bydgoszczy, ale często odwiedza rodziców i brata w Grudziądzu. Podkreśliła, że w mieście nad Brdą jest ich dom i tam próbują sobie wszystko poukładać.Wspomniała, że z miesiąca na miesiąc coraz lepiej radzi sobie z robieniem kilku rzeczy na raz - w trakcie opieki nad córeczką. "Czy starcza mi czasu na mnie samą? Jest go bardzo mało. Jeżeli ktoś mi nie pomoże, mąż czy koleżanka, to nie mam możliwości wyjść się poruszać" - powiedziała.Podkreśliła, że sprawa powrotu do sportu jest w tej chwili zawieszona."Z dnia na dzień odwlekam powrót do tego tematu. Maleństwo zajmuje dużo czasu. Decyzja pomału jest podejmowana. Będzie bardzo ciężko wrócić do sportu. Tym bardziej, że nie mamy dziadków dwa bloki dalej. Mój mąż wyjeżdża jako trener na zgrupowania. Nie mam w tej chwili czasu na sport" - przyznała.Wspomniała też, że ponowne zmuszenie się do często nadludzkiego wysiłku, którego wymaga wioślarstwo, byłoby niezwykle trudne."Chyba to już nie dla mnie. Powrót do sportu na takim poziomie, a wiadomo, że jeżeli wracać to celować w najwyższe laury, wymaga ogromnych poświęceń, a co dopiero, gdy trzeba dzielić obowiązki zawodniczki z byciem mamą. Przecież nie powiem córeczce, że wróciłam z treningu i chcę poleżeć przez kilka godzin. Na dziś sobie tego nie wyobrażam. Podziwiam dziewczyny, które chcą tego spróbować i wracają na szczyt. Osobiście - nie wiem, jak one to robią. Po latach sportu, gdy byłam bardzo zorganizowana, teraz stwierdzam, że nie jestem" - oceniła.Fularczyk-Kozłowska zauważyła, że wszystko zawsze robiła bardzo szybko, a teraz czas zwolnił. O przyszłość swojej ukochanej dyscypliny się nie boi."Wiosła mają się dobrze. Czwórka podwójna dziewczyn - świetnie w ostatnim sezonie. Reszta troszeczkę gorzej, ale z doświadczenia wiem, że czasami jeden słabszy rok bardzo się przydaje. Nadal wierzę w czwórkę bez sterniczki dziewczyn. Bardzo się cieszę, że zaczął być budowany debel kobiecy. Mocno trzymam kciuki za dwójkę podwójną ciężką chłopaków - Biskupa i Ziętarskiego. Oni mogą wykonać ogrom dobrej i pozytywnej roboty. Dwójka wagi lekkiej Jankowski - Kowalski jest bardzo pracowita, ale potrzeba im nieco więcej szczęścia w głównych imprezach" - analizowała dwukrotna medalistka igrzysk - z Londynu i Rio, a także mistrzyni świata i Europy.Sama siebie widzi nadal przy sporcie. Nie chce jednak być trenerem, bo "nie ma tyle cierpliwości". Raczej sprawdziłaby się w roli organizatorki, bo takie talenty wiele razy pokazywała. Córeczki na łódkę jeszcze nie wsadzała, bo tegoroczny wyjazd na żagle nie udał się z powodu załamania pogody, ale "+Mania+ była już w klubie i nie płakała na widok łódki wioślarskiej". W przyszłym roku rodzice planują zabierać ją na zgrupowania i tam będzie "śmigać" na motorówce. Na wodę i aktywność przy takich rodzicach jest skazana. Autor: Tomasz Więcławski (PAP)