Pojedynek dwóch defensorek był najdłuższym w całych zawodach i trwał ponad godzinę. Po raz pierwszy na stołecznym Torwarze doszło do "czasówki". Styl gry obu zawodniczek sprawił, że mnóstwo było wymian polegających na przebijaniu piłki. Niecierpliwił się m.in. Czech Petr Korbel, który miał później rywalizować na tym samym stole. - Oglądam fantastyczny mecz - ironizował. Przy stanie 2:2, w piątym secie doszło do tzw. czasówki. W ciągu dziesięciu minut żadnej z pingpongistek nie udało się zdobyć co najmniej dziewięć punktów (było 8:7 dla Li Qian). Od tego momentu spotkanie rozgrywane było według "przyspieszonych" reguł. To sprawiało, że np. zawodniczka przyjmująca serwis po 13 dobrym odbiorze piłki zdobywała punkt (dodatkowy sędzia liczył poszczególne zagrania). Gra stała się szybsza i podopieczna trenera Zbigniewa Nęcka, zmuszona do atakowania, wygrała partię 11:7. Wcześniej żadna nie kwapiła się do ofensywnej gry. Szóstego seta Li Qian wygrała do 9 i całe spotkanie 4:2. - Dobrze mi się grało od momentu wprowadzenia czasówki - powiedziała reprezentantka Polski, która w walce o ćwierćfinał zmierzy się z Wu Jiaduo (Niemcy). "Czasówki" rzadko są oglądane w światowym ping-pongu, szczególnie wśród mężczyzn. - Raz mi się zdarzyło grać w ten sposób, ale to było w 1997 roku. Wygrałem wówczas z Rosjaninem Andriejem Mazunowem - przypomniał Błaszczyk.