Polka wygrała biegi na 5 km techniką klasyczną i 10 kilometrów techniką dowolną zaliczane do punktacji Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS). "W Czechach, gdzie w miniony weekend rywalizowałam, warunki na trasie były fatalne. Do tego mroźno i wiało. Wygrałam, ale nie były to konkurentki, z którymi toczę boje w Pucharze Świata. Nie ma się co dziwić, że im sporo "dołożyłam" - powiedział Kowalczyk w "Gazecie Krakowskiej". 8 grudnia Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu (CAS) skrócił Kowalczyk, w której moczu wykryto niedozwolony środek dopingujący, roczną dyskwalifikację. Początkowo FIS ukarała Polkę dwuletnią dyskwalifikacją. "Spodziewałam się takiego werdyktu. Teraz jedynie zmieniły się moje plany, gdyż jeżdżę po zawodach, mam możliwość walki o FIS punkty, a nie tylko trenowania" - dodała zawodniczka. Kowalczyk, aby wystartować w zawodach Pucharu Świata, musi uzyskać poniżej 120 punktów FIS, bowiem wraz z dyskwalifikacją straciła cały wcześniejszy dorobek. Teraz narciarka wybiera się na zawody do Rosji (22-23 grudnia). - "Jeżeli otrzymam wizę. Powrót planuję 24 lub 25 grudnia i w gronie rodzinnym chcę spędzić święta. W ostatnich dwóch dniach starego roku czekają mnie starty w Czechach, a później wylot do Estonii" - powiedziała Kowalczyk, która obiecuje, że głupie wpadki już jej się nie przydarzą. "Rozpoczęłam współpracę z doktorem Robertem Śmigielskim, tym samym który opiekuje się m.in. Otylią Jędrzejczak. Głupie wpadki związane z nieznajomością przepisów antydopingowych nie powinny mieć już miejsca" - stwierdziła.