- Kiedy czytałam oskarżenia, było mi ciężko. Gdybym była w tym czasie w Polsce, pewnie bym się załamała. Nieliczni oszczędzili mnie - dodała Kowalczyk. - A przecież nie było tak trudno sprawdzić, że dopingowanie się dexamethazonem jest bez sensu. Że to nie dałoby żadnych efektów. Wielu wydało na mnie wyrok surowszy niż FIS. Paru dziennikarzom tego nie zapomnę, a tekst jednego z nich wycięłam sobie. Chyba oprawię go w ramki. Będę go czytać i się wściekać. Udowodnię temu głupkowi, jak bardzo się mylił mieszając mnie z błotem - podkreśliła. - Stałam się ofiar zaostrzonej polityki FIS-u. Tak bardzo chcą udowodnić, że odnoszą sukcesy w walce z zakazanym wspomaganiem, że obrywa się kontuzjowanym zawodnikom. Nie mi jednej - wyznała 22-letnia zawodniczka. - Pewne rzeczy uciekły bezpowrotnie. Jak choćby czwarte miejsce na mistrzostwach świata w Oberstdorfie. Ale jak Bóg da zdrowie, to i tak postaram się o lepszą lokatę. Skrócenie kary, jeszcze choćby o miesiąc, byłoby cenne. Wtedy mogłabym wystartować w zawodach Pucharu Świata w estońskim Otepaa, gdzie teraz jestem na obozie i w Novym Meście. To byłby następny krok milowy - mówiła Kowalczyk, która nie zamierza wycofywać odwołania złożonego do Trybunału Arbitrażowego w Lozannie.