- To była głupota do kwadratu. Ale nie przyjmuję możliwości, bym miała nie wystartować w igrzyskach. Lekarstwo, pół tabletki, zażyłam z powodu mocnych bólów ścięgna Achillesa, które mają u mnie charakter przewlekły - podkreśliła Kowalczyk, która przebywa z kadrą na zgrupowaniu w Sierra Nevada w Hiszpanii. Na swojej oficjalnej stronie internetowej Polski Związek Narciarski zamieścił oświadczenie w sprawie Justyny Kowalczyk. Oto jego treść: "Polski Związek Narciarski potwierdza informację o nałożeniu przez komisję antydopingową Międzynarodowej Federacji Narciarskiej kary dwuletniej dyskwalifikacji na biegaczkę narciarską, Justynę Kowalczyk. Jednocześnie PZN chce mocno zwrócić uwagę na to, że nie jest to jeszcze ostateczna decyzja w tej sprawie. Przysługuje od niej odwołanie do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie w terminie 21 dni i takie odwołanie w imieniu Justyny Kowalczyk zostanie przygotowane. Dopiero po wykorzystaniu wszystkich dróg prawnych będzie można mówić o ostatecznych decyzjach jakie podejmie w tej sprawie PZN. PZN jest zaskoczony wysokością nałożonej kary. Na pewno jest ona niewspółmiernie wysoka do winy. Nie można zapominać, że Dexamethazon znalazł się w organizmie Justyny Kowalczyk, bo właśnie taki środek przepisał zawodniczce lekarz w związku z przewlekłym zapaleniem ścięgien Achillesa i że podawanie tego leku nie jest zabronione w okresie między startami. Na dodatek Justyna Kowalczyk nie taiła przed komisją antydopingową FIS zażywania Dexamethazonu. Niestety zażywania tego leku nie zgłosiła w odpowiednim terminie Komisji ds. Zwolnień z Przyczyn Medycznych. PZN dołoży wszelkich starań, aby pomóc w trudnym momencie kariery swojej najlepszej zawodniczce i zrobi wszystko, aby do końca wyjaśnić całą sytuację."