W sobotę o 14:00 czasu polskiego Robert Karaś i jego przeciwnicy ruszyli do wyścigu Brasil Ultra Tri. Startują w 10-krotnym Iron Manie, co oznacza konieczność przepłynięcia 38 kilometrów, przejechania 1800 km rowerem oraz przebiegnięcia 422 km. 34-latek do tej pory radził sobie bardzo dobrze. Pierwszy z wymienionych etapów skończył w 9 godzin i 35 minut - rok temu zrobił to o dziewięć minut wolniej. Jest już także po etapie kolarskim. Jednak przed wejściem na trasę biegową zaczęły się problemy. Karaś wrócił na trasę. Polak biegnie z kontuzją Niestety, po pokonaniu 1800 kilometrów na rowerze sztab Polaka przekazał złe wieści. Niestety Robertowi Karasiowi odnowiła się kontuzja i jego występ został przerwany. Potem z kolei pojawiła się informacja o tym, że triathlonista podjął dość drastyczną decyzję i... zamierza przebiec niemal cały dystans bez robienia większych przerw, stawiając wszystko na jedną kartę. I tak też się stało. Z raportu od ekipy Polaka wiadomo, że wrócił na trasę i biegnie w towarzystwie Juranda Czabańskiego. "Nie pozbyliśmy się kontuzji w 100%, na pewno problem zostanie z nami do końca. Robert w nocy naładował się pozytywną energią, mentalnie jest gotowy. To ten czas, takie wyczyny kosztują bardzo wiele. Teraz z uśmiechem na twarzy biegnie w towarzystwie drugiego Polaka Juranda Czabańskiego, który ukończył właśnie rower i znajduje się na pozycji drugiej" - napisali w mediach społecznościowych członkowie zespołu wspierający Karasia. W kolejny wpisie potwierdziło się to, o czym Karaś mówił dzień wcześniej, że nie zamierza robić dłuższych przerw. "Robert od rana nie zrobił jeszcze dłuższej przerwy w biegu. Humor mu dopisuje, fizycznie wygląda dobrze. Pokonał już dystans 105,6 km (prawie 2,5 długości maratonu, co daje 1/4 odległości całego biegu). Robert i Jurand Czabański, gdy tylko jest okazja biegają razem. Są w stanie zająć myśli czymś innym, gdy z pewnością w głowie trwa walka z dystansem i samym sobą" - czytamy. To wszystko świetne wieści, bo niemal cała Polska śledzi jego próbę pobicia rekordu świata. Przypomnijmy, że rok temu, podczas rywalizacji w Szwajcarii, Robert Karaś, zmierzający po rekord świata, musiał z powodów zdrowotnych się wycofać. Pozostaje trzymać kciuki, by tym razem zdołał wrócić na trasę i dotrwać do mety.