W Erywaniu najbliżej zdobycia medalu w boju był Jarosław Samoraj, który w kategorii do 109 kilogramów zajął piąte miejsce. W rwaniu do małego medalu zabrakło mu dwóch kilogramów. Być może gdyby nie kontuzja łokcia, to powalczyłby nawet o medal w dwuboju. W igrzyskach w Paryżu będzie tylko dziesięć kategorii wagowych (pięć u kobiet i pięć u mężczyzn). W każdej z nich wystąpi 12 osób. Każdy kraj będzie mógł wystawić jednak tylko po trzy kobiety i trzech mężczyzn. Oby znalazło się tam choć jedno polskie nazwisko. Nadzieję dają nasze panie, bo kadra została odmłodzona i nie brakuje w niej zawodniczek, które w przyszłości mogą być gwiazdami tego sportu. Gorzej sytuacja wygląda u mężczyzn. Trener kadry: zrobiono z tego tragedię narodową Piotr Wysocki, trener kadry sztangistów, miał nam za złe, że pisaliśmy po ME o katastrofalnej sytuacji polskich ciężarów. Teraz postanowił nam przedstawić swój punkt widzenia. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Panie trenerze, co się dzieje z męskimi ciężarami w Polsce i dlaczego pan uważa, że nie jest wcale tak źle?Piotr Wysocki, trener męskiej kadry w podnoszeniu ciężarów: - Oczywiście jasne jest to, że ciężary w Polsce mają ogromne tradycje. Tyle że jest z nimi trochę jak z piłką nożną. Oczekiwania są duże, a ostatnie sukcesy w futbolu odnosiliśmy w latach 80. ubiegłego wieku. W ciężarach te sukcesy nie były może aż tak dawno, ale ostatnie większe to igrzyska olimpijskie w Londynie w 2012 roku. Od tego czasu minęło już 11 lat. Później było już coraz gorzej. Nie jest jednak tak bardzo źle, choć to też zależy od tego, do czego to przymierzyć. Ostatnie dwa lata nie były aż tak złe. Rok temu męska kadra wróciła z brązowym medalem Piotra Kudłaszyka, a wcześniej przez trzy lata nasi panowie nie podnosili medali z pomostu. I nikt tego nie podkreślał, a w tym roku, kiedy wróciliśmy bez choćby małego medalu, zrobiono z tego tragedię narodową. To skąd te problemy? - Mamy gorsze lata z różnych przyczyn. Odeszło pokolenie zdolnych i mocnych zawodników. Powstała luka, choć w grupach młodzieżowych i juniorskich tych sukcesów jest dużo, to jednak potem zawodnicy zaczynają nam znikać. Zmieniło się trochę szkolenie i teraz powinno to wyglądać lepiej. Wspomniany Piotrek Kudłaszyk zrobił wynik lepszy niż rok temu, a zajął jednak dopiero dziewiąte miejsce. W podrzucie od złotego medalu dzieliły go tylko trzy kilogramy, a startował w grupie B, co nie było dla mnie zrozumiałe. Takie są teraz ciężary. Różnica kilku kilogramów to nie są teraz jedno-dwa miejsca, ale kilka. Cały świat dźwiga ciężary i przez to poziom stał się niezwykle wyrównany. W ubiegłym roku w mistrzostwach świata, między pierwszym a 11. miejscem w rwaniu kobiet w jednej kategorii było tylko sześć kilogramów różnicy. To najlepszy obraz tego, jak wyrównana jest stawka. Nastąpił rozwój ciężarów na bazie crossfitu. Dzięki temu chyba tylko lekkoatletyka i piłka nożna mają więcej zrzeszonych państw niż podnoszenie ciężarów. Wiele nowych krajów zajęło się tą dyscypliną na poważnie. To powoduje większą rywalizację, dlatego nie ma co porównywać wyników do tych sprzed 20 lat. Za rok są igrzyska olimpijskie, a mistrzostwa Europy były jedną z kwalifikacji. Na dzisiaj żaden nasz sztangista nie ma prawa startu w Paryżu. - Rzeczywiście w tym momencie nie mam nikogo w rankingu w gwarantowanej "10". Nie mamy obecnie na tyle klasowych zawodników, którzy już mogliby sobie taką kwalifikację zapewnić. Mamy jednak kilku, których na to stać. Przy sprzyjających wiatrach i solidnej pracy możliwe jest wywalczenie trzech-czterech kwalifikacji w sumie dla kobiet i mężczyzn. Pojedziemy na igrzyska. Tego jestem pewien i na pewno nie będzie to jedna osoba. Polacy wrócą do światowej czołówki, ale na to potrzeba czasu Uda się wrócić polskim ciężarom na należne im miejsce? - Wierzę w to, ale w tej dyscyplinie nie można zrobić dużego progresu szybko. Chyba że idzie się drogą na skróty. Dojście na światowy poziom zajmuje wiele lat. Z pomocą przyszły nam różne programy, jak choćby Tema 100. Mamy obecnie wystarczające środki na szkolenie, poprawia się sytuacja zawodników, mamy doświadczenie i tradycje, więc o przyszłość jestem spokojny, ale wymaga to czasu i wsparcia również mediów. W kwestii promocji i medialności też dużo się zmienia. Z ciężarów trudno jest wyżyć, dlatego takie wsparcie młodych zawodników jest bardzo ważne. Bartłomiej Adamus i Kudłaszyk są zawodowymi żołnierzami i mają oni jakąś stabilizację. Dla pozostałych to jest walka od stypendium do stypendium, a to za ósme miejsce w mistrzostwach Europy seniorów w kategorii olimpijskiej stawki są niestety bardzo niskie. Wiadomo, że kwestie ekonomiczne w sporcie nie są bez znaczenia. Będzie zapewniony byt, to i będzie spokojna głowa i chęć do treningu, a wtedy przyjdą sukcesy. Swoje lata ma Arek Michalski, który przeszedł do wyższej kategorii. I jest w stanie zbliżyć się do rekordów życiowych, a to mogłoby dać olimpijską kwalifikację, choć na pewno nie będzie to łatwe. Tym bardziej że w Paryżu wystartuje w sumie 120 zawodniczek i zawodników. Po 60 w każdej grupie w pięciu kategoriach wagowych, a jeszcze w Rio de Janeiro ta liczba wynosiła 260. Dlatego wywalczenie każdej kwalifikacji jest o wiele trudniejsze. Ciężary same są sobie jednak winne. - Rzeczywiście wpadliśmy w dołek jako dyscyplina, bo sprawy dopingowe rzucają się cieniem i kojarzą się z ciężarami. Wybrano jednak nowe władze światowej federacji, co było jednym z kluczowych warunków postawionych przez MKOl i te robią wszystko, by poprawić wizerunek sztangi. W czerwcu poznamy przyszłość olimpijską ciężarów. Mam nadzieję, że nie wypadniemy z igrzysk. Co więcej, wierzę w to, że znowu będzie więcej kategorii, bo w tej chwili to jest strasznie okrojone. Tak naprawdę każdy z tych, którzy wywalczą kwalifikacje, będzie w stanie powalczyć o medal. Dziś ciężary - poprzez crossfit - są szalenie popularne. To już nie jest dyscyplina niszowa. Przecież w Armenii na mistrzostwach Europy na trybunach zasiadało 10 tysięcy widzów. Atmosfera była niesamowita. Afera stanikowa w czasie ME. "Mężczyźni też muszą go nosić"