Olgierd Kwiatkowski, Interia: Jak zareagowała pani na wiadomość o mistrzostwie Europy Natalii Maliszewskiej? Katarzyna Bachleda-Curuś, pięciokrotna olimpijka, dwukrotna medalistka igrzysk olimpijskich w łyżwiarstwie szybkim na torze długim: - Jestem tym zachwycona. W Polsce short track był do tej pory niszową dyscypliną, o której mało kto słyszał. Natalia to zmienia. Jest świetna w swojej konkurencji - 500 m. Trzeba taki talent pielęgnować. Za trzy lata mamy igrzyska w Pekinie. Dla sportowca to już niedługo. Jeżeli będzie rozsądnie prowadzona, a wierzę, że tak jest, bo ma mądrych trenerów, to sądzę, że będzie dobrze przygotowana na Pekin. Po drodze nie będzie zawsze wygrywać, to niemożliwe, ale bardzo skorzysta z obecnych sukcesów. Przede wszystkim nabywa pewności siebie, zdobywa siłę mentalną. Natalia już teraz wie, że jest w stanie wygrywać ze wszystkimi zawodniczkami. To zaprocentuje w przyszłości. Nawet przy trochę słabszej formie fizycznej wesprze się dzisiejszymi zwycięstwami w dalszej karierze. To jest cenniejsze niż niejeden trening. Czy nie jest tak, że łyżwiarze szybcy na torze długim i łyżwiarze szybcy na torze krótkim czyli shorttrackowcy umownie rywalizują ze sobą na przykład tak jak wioślarze z kajakarzami? - To są dwie kompletnie różne dyscypliny skupione w jednym związku sportowym. Ale my współpracujemy, a nie rywalizujemy. Szkolenie odbywa się po części wspólnie. Korzystamy z metod i technik treningowych. Mnóstwo łyżwiarzy z short tracku przechodzi z czasem na tor długi. Związane jest to z jednej strony z urazowością dyscypliny. Na torze krótkim dochodzi do wielu upadków, łatwo o kontuzje. Z drugiej strony w Kanadzie małe dzieci zaczynają uprawienie łyżwiarstwa na torze krótkim i dzięki temu uczą się sprytu, obycia z lodem i rywalizacją. Dla nas łyżwiarzy szybkich short track jest elementem treningu jazdy na wirażu. Short track to kuźnia talentów łyżwiarstwa szybkiego. Rzadko zdarza się jednak, żeby ktoś z toru długiego przechodził na tor krótki. Jest pani zaskoczona osiągnięciami Natalii Maliszewskiej skoro mówi pani, że to w Polsce dyscyplina niszowa ? - Ale w ostatnich latach bardzo szybko się rozwijała dzięki oddanym trenerom i ciężkiej pracy własnej oraz szkoleniowców. Natalia przez kilka lat dochodziła do tego, by osiągnąć obecny poziom. W tym samym czasie trzeba powiedzieć o regresie w łyżwiarstwie szybkim na torze długim. Występ panczenistów na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu nie należał do udanych. - Trzeba podejść do tego, co się dzieje teraz spokojnie, z cierpliwością. Mamy bardzo młodą kadrę. Z mojego punktu widzenia to są dzieci, zawodnicy, którzy mają 18-20 lat. To jest bardzo szeroka grupa. Trzeba im dać trochę czasu, bo to są bardzo perspektywiczni zawodnicy. Myślę, że już na igrzyskach w Pekinie będziemy mogli pochwalić się dobrze przygotowanymi zawodnikami. - Można powiedzieć, że jesteśmy w tym samym punkcie, co short track kilka lat temu. Mamy talenty i trzeba im pozwolić, żeby osiągnęły pewną dojrzałość sportową jak zrobiła to przez ostatnie trzy-cztery lata Natalia Maliszewska. Jeżeli teraz obdarzymy kredytem zaufania zawodników z długiego toru, to naprawdę to się rozwinie w dobrym kierunku. Taka jest kolej rzeczy, tak działa proces szkolenia. Właśnie PKOl na corocznym Spotkaniu Rodziny Olimpijskiej uroczyście podziękował pani za wspaniałą karierę. Czy łatwo było podjąć pani decyzję o jej zakończeniu kariery?- To jest trudny moment dla każdego sportowca. Długo przygotowywałam się do podjęcia tej decyzji. W grudniu zdecydowałam się ostatecznie. Powiedziałam, że kończę z uprawianiem zawodowo łyżwiarstwa, ale zamierzam zostać w łyżwiarstwie jak najdłużej. Planów mam dużo. Mam nadzieję, że sport będzie odgrywał dużą rolę w moim dalszym życiu. Ja tego chcę, chce tego sport. Za wcześnie by mówić o konkretach. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski