Dariusz Wołowski, Interia: Gra pan w szachy? Kordian Lach (pracownik AWF w Krakowie, trener pływania): Wiem, jak poruszają się figury, ale powiedzenie, że gram byłoby nadużyciem. Szachy mnie jednak fascynują jako dyscyplina rozwijająca logiczne myślenie, przewidywanie, pamięć czy umiejętność panowania nad emocjami. To niezwykły świat. Nie muszę jednak sam grać dobrze, żeby pomóc Jankowi w tym, w czym pomóc mu powinienem. Mam jednak taki ukryty plan, by swoje umiejętności szachowe trochę podnieść. Ma pan pod ręką niezłego nauczyciela. Nie każdy może liczyć na porady jednego z najlepszych szachistów świata. - To ja jestem po to, by pomagać Jankowi, a nie odwrotnie. Znam szachy na takim poziomie, że doradzać nie musi mi arcymistrz. Czasem zastanawiam się, czy nauka gry w szachy nie powinna zostać wprowadzona do programu szkół podstawowych. Choćby dla tych dzieci, które nie mogą ćwiczyć na lekcjach wychowania fizycznego. Jako pracownik AWF w Krakowie uważam, że taka szachowa specjalizacja dla nauczycieli WF-u na uczelniach mogłaby powstać. Dałaby to nauczycielom narzędzie do zaangażowania tych, którzy nie ćwiczą. Sport jest wciąż w Polsce mocno niedoceniany. A przecież w czasach, gdy oknem na świat jest dla nas ekran komputera, mamy głęboki deficyt ruchu. Trzeba się ruszać, choćby po to, żeby mieć potem siłę przed tym komputerem wysiedzieć wiele godzin. Jak Jan-Krzysztof Duda na przykład? - Partia szachowa trwa czasem pięć godzin. Rywale poddani są ekstremalnemu wysiłkowi intelektualnemu i fizycznemu. Ktoś słaby tego nie wytrzyma. Nie wysiedzi, straci koncentrację i przegra. Rozumieją to dziś wszyscy szachiści. A ci z topu przede wszystkim. "Dla Jana-Krzysztofa Dudy turnieje szachowe to nie tylko wysiłek intelektualny, ale też fizyczny" Jak Janek trafił do pana? - To był, zdaje się, pomysł jego ówczesnego trenera Leszka Ostrowskiego, mamy Wiesławy Dudy i Adama Dzwonkowskiego, który czuwał nad rozwojem Janka. Zdawali sobie sprawę, że turnieje szachowe to bardzo duży wysiłek, nie tylko intelektualny, ale i fizyczny. Janek chodził wtedy do gimnazjum. To był ostatni moment, by wypracować u niego nawyk i potrzebę ruchu. Musiał się wzmocnić. Być silny. Siedzenie przez 5-6 godzin przy szachownicy nadweręża mięśnie posturalne, nie mówiąc o tym, że zawodnik musi mieć sprawny umysł. Kiedy człowiek jest wyczerpany fizycznie, przestaje myśleć sprawnie i logicznie. Pamięć go zawodzi. Trener Janka Kamil Mitoń opowiadał, że w finale Pucharu Świata w Soczi Janek pokonał Sergieja Karjakina, bo lepiej fizycznie zniósł trudy trzech tygodni zaciętej rywalizacji. W półfinale ograł mistrza świata Magnusa Carlsena, także dlatego, że był od niego mniej zmęczony. Wychodzi na to, że szachista musi być silny fizycznie. - Widziałem migawki z finału z Soczi i Rosjanina, który padał na twarz ze zmęczenia. Tak, szachista światowej czołówki musi być sprawny i silny. Gdyby Janek nie zaczął trenować pływania i biegania jako nastolatek, a tylko rozwijał swój umysł przy szachownicy, w pewnym momencie kariery mogłoby mu czegoś zabraknąć. Mógłby poczuć zmęczenie. W człowieku musi istnieć harmonia między ciałem i umysłem. Janek się nie buntował? Musiał się uczyć, grać w szachy, a tu jeszcze kazali mu biegać i pływać. Czy on miał normalne dzieciństwo? - Najważniejsze było to, żeby zdobyć jego zaufanie do współpracy. Tak jak mieli jego zaufanie pan Ostrowski, czy Dzwonkowski. Oni przekonali go do treningu fizycznego, ale ja też chciałem, żeby Janek poczuł, jaki jest w tym sens. W szkole miał indywidualny tok nauczania, trening szachowy to praca z trenerem. Wokół Janka nie było wielu ludzi, nie otaczał go tłum rówieśników. Był wtedy dość zamknięty w sobie. Trzeba było do niego dotrzeć. Nie chciałem, żeby cokolwiek robił na siłę. I chyba udało się. Stworzyliśmy wokół niego zgrany team. A czy miał dzieciństwo jak inni? Miał inne. Dlatego jest tu, gdzie jest. "Pracę z Janem-Krzysztofem Dudą zacząłem od pływania" Zaczęliście od pływania? - Tak. Pracuję na AWF, w Instytucie Nauk o Sporcie, w Zakładzie Sportów Wodnych, stąd pływanie jest mi najbliższe. Między igrzyskami w Barcelonie i Sydney współpracowałem jako konsultant z kadrą Polski. Pracę z Jankiem zacząłem od nauki pływania. Umiał utrzymać się na wodzie, ale to było wszystko. Dziś pływa czterema technikami: kraulem, żabką, na grzbiecie i delfinem. Na pływaniu się jednak nie skończyło. Ponieważ wiedziałem, że potrzebujemy wsparcia, zaprosiłem do współpracy lekkoatletę Wacława Mirka. Wacek to też pracownik naszej uczelni, który odpowiadał za przygotowanie fizyczne Agnieszki Radwańskiej, współpracował z piłkarzami Cracovii. Z nim Janek biegał, pracował na siłowni. Po jakimś czasie pomyśleliśmy o wsparciu psychologicznym. Mama Janka i trenerzy byli za. Inny pracownik krakowskiej AWF, profesor Jan Blecharz, polecił mi panią profesor Małgorzatę Siekańską, psychologa sportu. Tak powstawał nasz team. Szachowi trenerzy Janka mówią o jego rywalizacyjności. To cecha, która go wyróżnia. Nie chciał startować w zawodach pływackich lub lekkoatletycznych? - Nie. Pływanie i bieganie służą szachom. Nie pływamy i biegamy po to, aby był w tym mistrzem świata, ale po to, aby został mistrzem w szachach. Ale to prawda, że Janek lubi wyzwania. Widziałem, jaką frajdę miał, gdy na pływalni nauczył się czegoś nowego. To go wyraźnie kręciło. Uwielbiał pokonywać kolejne stopnie. I szybko to robił. Na początku pływał żabką asymetrycznie. Czyli prawa i lewa noga wykonywała zupełnie inne ruchy. To dość trudny błąd do wyeliminowania. Zmiana nawyków ruchowych wymaga czasu. Uświadomienia sobie błędu, skorygowania go i zbudowania nowego nawyku. Wytłumaczyłem Jankowi, na czym błąd polega, jakie są różnice pomiędzy wzorcem, a tym co robi, przetworzył dane, wszedł do wody, tam dostał ode mnie jeszcze ze dwie uwagi i popłynął poprawnie. Inni moi uczniowie tracą na to po kilka godzin. Sugeruje pan, że szachy rozwijają go tak wszechstronnie, iż uczy się szybciej także innych dyscyplin? - Zdolność analizy, kojarzenia i interpretacji faktów ma niezwykłą. Przecież my nie tylko pływamy razem, ale rozmawiamy, także o świecie. Rozmowa z Jankiem jest przyjemnością, choć czasem sprawia wrażenie, że jest gdzieś obok, tymczasem okazuje się wyjątkowo wnikliwym obserwatorem. Bywa, że sportowcy są genialnie uzdolnieni i wytrenowani, osiągają wspaniałe wyniki, ale nie potrafią tego wytłumaczyć. Janek z tym nie ma problemu. Nie wiem, czy to cecha każdego szachisty. On tak ma. Jest ponoć bardzo nakierowany na sukces? - Po prostu wie, czego chce. Kariera sportowa to sztuka wyboru, trzeba z czegoś zrezygnować, coś poświęcić. Na przykład część przyjemności. Janek jest tego świadomy. Chce osiągnąć sukces, wie jaka jest tego cena, i do tego dąży. To jest dla Janka przyjemność. Potrafi wygrywać, bo chęć wygrywania nie paraliżuje go, ale stymuluje. Sam Janek w wywiadzie powiedział mi "kiedyś byłem introwertykiem, a teraz jestem introwertykiem w stopniu umiarkowanym". - Myślę, że do matury żył we własnej bańce: szachów i indywidualnego toku nauki. Idąc na AWF musiał opuścić strefę komfortu. Wejść w grupę, zdawać egzaminy praktyczne z innymi studentami. Wyjeżdżać na obozy, gdzie mieszkał w domku sześcioosobowym w trudnych warunkach. Trzeba było współpracować z innymi, rozwiązywać problemy zespołowo. Ze wszystkim dał sobie radę. Traktowany jest na AWF jak każdy inny student? - Tak. Aktywni sportowcy mogą jednak liczyć na wsparcie uczelni. Dla wybitnych są tworzone indywidualne plany studiów, mają swoich opiekunów. Janka ostatnie sukcesy są już na tyle znaczące, że uczelnia z pewnością mu pomoże, gdyby tego potrzebował. Rektor prof. Andrzej Klimek zapewnił Jankowi możliwość korzystania ze wszystkich obiektów w dowolnym czasie. Nie reprezentuje jednak dyscypliny olimpijskiej, więc nie obejmuje go program: Narodowa Reprezentacja Akademicka. Generalnie jednak, krakowski AWF wspiera sportowców, którzy odnoszą sukcesy w swoich dyscyplinach. "Przekonujemy się, że Jan-Krzysztof Duda może jeszcze więcej" Co daje szachiście dobre przygotowanie fizyczne? - Tu nie chodzi tylko o poprawienie sprawności naszych mięśni, powiększenie możliwości fizjologicznych organizmu. Także o głowę. Przez pokonywanie barier kształtuje się nasz umysł, psychika. Każdy człowiek ma jakiś próg zmęczenia. Ci, którzy nie trenują nie tolerują zmęczenia i ten próg jest u nich niski. Jeśli zadanie wymaga długotrwałego wysiłku fizycznego, osoba nie zaadoptowana nie zniesie go. Odmówi. Tymczasem sportowiec w treningu przesuwa próg zmęczenia. Wychodzi poza jego granicę i przekonuje się, że może jeszcze więcej. Nad tym także pracujemy z Jankiem. Czemu służy pomoc psychologiczna? Gdyby pan mógł podać przykład? - Niedawno Janek bronił pracę licencjacką z psychologii sportu. Tuż przed wylotem do Norwegii na turniej szachowy. Obronę miał wyznaczoną na godzinę 9,30. Wyjechał z domu odpowiednio wcześnie, ale utknął w korku. Widziałem, jak biegnie z parkingu przed uczelnią po schodach do sali, gdzie czekała komisja. Wydawał mi się zmęczony, podenerwowany. Stanął przed drzwiami, wziął oddech i wszedł już spokojny, jakby nigdzie się nie spieszył. Zmiana nastąpiła w sekundę. Zdał, komisja była zachwycona. Praca z panią Siekańską pozwoliła mu poznać metody panowania nad stresem i radzeniem sobie w sytuacjach trudnych. To jest umiejętność, którą sportowiec wykorzystuje podczas zawodów i nie tylko, jak się okazuje. Jaki był największy psychologiczny problem Janka? - Miał taką inklinację, żeby się odegrać. Jak przegrał partię, następną traktował jako rewanż. "Muszę wygrać, muszę wygrać" - powtarzał sobie. I przegrywał znowu. Dwie partie z tym samym rywalem to dwa zdarzenia niezależne. Zbyt silna chęć rewanżu nie jest sprzymierzeńcem sportowca. Janek musiał nad tym popracować. Ale to moje spojrzenie na problem, jak pracują wie tylko on i profesor Siekańska. Jest takie powiedzenie, że ojciec bił syna nie za to, że przegrał, ale za to, że próbował się odegrać. - Tak. Chęć rewanżu przysłania u sportowca spokojne wykonywanie zadania. "Pod względem motywacji, Jan-Krzysztof Duda jest porównywalny do Roberta Lewandowskiego" Gdyby pan miał opowiedzieć o atutach Janka... - ... to nasz wywiad trwałby jeszcze długo. Motywacyjnie Janek jest fenomenem, który porównałbym do samego Roberta Lewandowskiego. Często trenerzy szukają nowinek, zachwycają się jakimiś przełomowymi metodami, tymczasem u podstaw sukcesu w sporcie jest pracowitość, systematyczność i konsekwencja. Świadomość, że nie ma drogi na skróty, że trzeba przejść jakąś drogę krok po kroku. To wymaga poświęcenia. Nie każdy jest na to gotowy. Było pewnie w polskiej piłce paru graczy, którzy, można by uważać, że byli bardziej utalentowani niż Lewandowski, ale dokonali innych wyborów. Ktoś woli skoczyć na piwo z kolegami, co nie jest grzechem. Ale ktoś inny w tym czasie idzie do siłowni lub robi dodatkowy trening. Umie znaleźć przyjemność w tym, czemu się poświęcił. Imprezy to przyjemności łatwe i szybkie. Nad innymi trzeba się napracować i nie są pewne. Jedna kontuzja potrafi przekreślić szanse sportowca. Ale te inne przyjemności mogą przynosić wiele satysfakcji. To kwestia motywacji. Ja nazwałbym Janka "szachowym Lewandowskim" właśnie ze względy na motywację do sportu. Wybitne jednostki potrafią się poświęcić. I zaryzykować. Opowiadał mi trener Kamil Mitoń, który sam był kiedyś w szachach mistrzem świata do lat 14, że w pewnym momencie stanął przed wyborem: kariera czy normalne życie. Ożenił się, urodziły się dzieci, trzeba było utrzymać rodzinę, więc grał w szachy dla zarobku, a nie po to, by się rozwijać. Mistrz świata Magnus Carlsen jest milionerem, ale trochę słabsi szachiści nie zarabiają kokosów. Janek mówił mi, że nie gra dla pieniędzy. - Życzę mu jednak, żeby został takim polskim Carlsenem, czyli szachistą, który będzie mógł żyć z szachów. Wiem, jak tytaniczną pracę w to włożył, byłby dobrym wzorem dla innych, gdyby się okazało, że szachy dały mu wysoki status sportowy, ale i ekonomiczny. Dlaczego nie? Carlsen pokazał drogę innym szachistom. Potrafił przetworzyć sukces sportowy na finansowy. Czyli jest to możliwe. Słowo "geniusz" coraz częściej pada pod adresem Jana-Krzysztofa Dudy. - Ja się tego określenia boję. Wydaje mi się ono niebezpieczne. Kojarzy się z jakimś nadprzyrodzonym darem. Niezależnym od pracowitości. Tymczasem bez pracy nie ma geniuszu. Dla mnie geniusz to talent plus praca. Z naciskiem na pracę. Na szczęście Jankowi pracowitości nie brakuje. I takiej brawury, bo przecież gra agresywnie. Jak mówiłem, słabo gram w szachy, ale słyszałem, jak komentatorzy jego partii mówili, że próbuje walczyć o zwycięstwo do końca, choć powinien się pogodzić z remisem. Przekracza przy tym granice, ale może dlatego, że przekracza, to wie, gdzie one są. Nie zadawala go gra na remis. Bywa, że przeciętny szachista, grając asekuracyjnie, zremisuje z mistrzem. Ale on sam nigdy mistrzem nie będzie. Wielu trenerów uważa, że talent to predyspozycje do ciężkiej pracy. - Ja się z tym zgadzam. Osoba utalentowana będzie się uczyć szybciej od przeciętnie uzdolnionej, ale też bardzo często, szybciej się zadowoli tym, co osiągnęła. Tymczasem pracowity będzie się nieprzerwanie doskonalił. I tych zdolniejszym, a mniej wytrwałych zostawi za sobą. Nie uwierzy pan, do jakiego poziomu potrafią dojść ludzie dzięki determinacji. Sami bywają tym zaskoczeni. Czy dla pracownika naukowego praca ze sportowcem to nie jest ryzyko? Musi wyjść z gabinetu i swoje teorie zweryfikować w praktyce. Jak kiedyś psycholog Jan Blecharz i fizjolog Jerzy Żołądź wspierający Adama Małysza. Gdyby Małysz słabo skakał, to ich wiedza teoretyczna stanęłaby w jakimś sensie pod znakiem zapytania. - Na pewno to jest ryzyko. Ale nasza uczelnia zachęca, by teorie konfrontować z praktyką. Blecharz i Żołądź zrobili z Małyszem wielką rzecz. Małgosia Siekańska zajmuje się młodzieżą szczególnie uzdolnioną. Współpraca z Jankiem wypaliła. Pan też podjął ryzyko, podejmując wyzwanie z szachistą. - Mimo pracy, którą razem wykonaliśmy i pracy, którą z Jankiem wykonali trenerzy szachowi, to wszystko mogło się nie udać. Ale to nie unieważniłoby naszych wysiłków. Choćby efekt byłby mizerny. Tymczasem Janek sukcesy odnosi. Zwraca mu się, co zainwestował. Ja w tym gram rolę poboczną. Janek jest wychowankiem trenerów szachowych. "Mama Jana-Krzysztofa Dudy zrobiła ogromny wysiłek" Czy Janka rzeczywiście można nazwać atletą? - Nasz trening jest umiarkowany. Ma mu pomóc wyjść na wyższy poziom, wzmocnić jego wydolność i wytrzymałość na stres związany z wysiłkiem. Nazwijmy to tolerancją na zmęczenie. Ale nie popadamy w przesadę. Dam przykład z pływania, który nie odnosi się wprost do Janka. Zawodowi pływacy pokonują w maksymalnym tempie odcinek 200 m. W tym czasie zakwaszają swój organizm do poziomu 20-25 milimoli na litr kwasu mlekowego. Zwykły śmiertelnik przy maksymalnym wysiłku w basenie zakwasi organizm do poziomu 3-5 milimoli na litr kwasu mlekowego. I odmówi dalszego wysiłku. Różnica jest prawie 10-krotna. To pokazuje, jak za pomocą treningu, można przesunąć granicę tolerancji na zmęczenie. W rozmowach o Janku powtarza się wątek jego mamy, która wymyśliła dla niego szachy. I ponosiła koszty jego kariery. - Nie wiem, jakie to są kwoty, ale fakty są niezbite. Bez wsparcia mamy sukces Janka trudno byłoby sobie wyobrazić. Sport dzieci jest dziś bardzo mocno oparty o rodziców, mówię o finansowaniu, poświęceniu czasu. Pewnie jest to nagradzane każdym sukcesem. Mama Janka zrobiła ogromny wysiłek. Wręcz modelowy. Rozmawiał Dariusz Wołowski ZOBACZ TEŻ:Szachy to wojna umysłów - Jan-Krzysztof Duda opowiada InteriiNazywali mnie szachowym Brzęczkiem - Kamil Mitoń, trener Jana-Krzysztofa Dudy opowiada InteriiOd łez i kopania w drzwi do mistrzostwa - Andrzej Irlik, pierwszy trener Jana-Krzysztofa Dudy