Kuliak na takie zachowanie zdecydował się podczas Pucharu Świata w Dausze. W trakcie tych zawodów sportowcy z Rosji musieli już startować pod neutralną flagą. Młody zawodnik mimo wszystko postanowił pokazać swoje wsparcie dla armi, która najechała na Ukrainę. Startował w kombinezonie z naklejoną literą "Z", która jednoznacznie kojarzy się z oznaczeniem wojsk Rosji. Dumnie prezentował go też na podium, gdyż zajął trzecie miejsce. Oliwy do ognia dolał fakt, że w zawodach zwyciężył... Ukrainiec. Wojna w Ukrainie. Skandaliczne tłumaczenie Iwana Kuliaka Po tym, jak zdjęcia Kuliaka obiegły sieć, rozpętała się prawdziwa burza. Powszechnie jego gest traktowany jest jako skandal i prowokacja, choć jego trenerka odebrała zamieszanie jako... ukraińską prowokację. - Myślę, że wszystko zrobił dobrze. Dlaczego zawsze starają się przedstawiać nas jako agresorów, morderców? - pytała. Teraz głos zabrał również sam zawodnik. W rozmowie z "Russia Today" nie miał zamiaru się kajać. - Gdybym miał jeszcze jedną szansę i mógł zdecydować, czy wyjdę na podium z literą "Z", czy bez niej, na pewno zrobiłbym to samo - wypalił. Jak tłumaczył, sprawdził, skąd takie oznaczenie i przeczytał, iż oznacza ona "po zwycięstwo" i "dla pokoju". - Nie życzyłem nikomu niczego złego. Jako sportowiec zawsze będę walczyć o zwycięstwo i opowiadać się za pokojem - dodawał. Dmitrij Swisczow, deputowany Dumy, który zna kulisy sprawy przekazał, że za wykluczeniem gimnasytka bardzo mocno lobbuje strona ukraińska. - Traktują go prawie tak, jakby zjadał małe dzieci - powiedział dodając, że zdaje sobie jednak sprawę z faktu, że presja karania rosyjskich sportowców jest tak duża, że i Kuliak prawdopodobnie będzie musiał swoje odpokutować. Sprawę Kuliaka bada już Fundacja Etyki Gimnastycznej, która zdecyduje, czy zostanie on ukarany. Możliwy jest szeroki wachlarz sankcji: od upomnienia, aż po dyskwalifikację i karę finansową.