47-letni Kowalewski, który ma na koncie pięć ośmiotysięczników: Mount Everest (2014), Lhotse i Broad Peak (2017) oraz Manaslu (2016) i K2 (2019), został ewakuowany z bazy helikopterem z powodu kłopotów zdrowotnych. Teraz czeka w rodzinnym Szczecinie na operację przepukliny, urazu którego nabawił się wynosząc do obozu I zbyt ciężki ładunek. Na szczycie stanęli w sobotę o godz. 17 czasu pakistańskiego: Nirmal Purja, który w 2019 r. dokonał innego historycznego wyczynu (w ciągu 189 dni zdobył z tlenem wszystkie 14 ośmiotysięczników), inny zdobywca Korony Himalajów i Karakorum Mingma Gyalje Sherpa oraz Gelje Sherpa, Mingma David Sherpa, Sona Sherpa, Mingma Tenzi Sherpa, Pem Chhiri Sherpa, Dawa Temba Sherpa, Kili Pemba Sherpa i Dawa Tenjing Sherpa. - Nie wierzyłem, że to się uda w tym sezonie zimowym. Ale cieszę się, że dokonali tego Szerpowie, choć z użyciem tlenu z butli. Wiem, że szybkie tempo było efektem założenia dość nisko - na 7300 m butli tlenowych. Myślę, że wszyscy go używali, bo w innym przypadku różnica czasowa w dotarciu na szczyt między tymi, którzy nie mają go byłaby znacznie większa. Niemniej ten sukces należał się Szerpom. Od lat pracowali na innych w górach najwyższych. To była bardzo równa, silna grupa Szerpów, znacznie większa niż tych 10, którzy weszli. Śmietanka światowego i nepalskiego himalaizmu. Dokonali czegoś wielkiego dla siebie i kraju. Cieszę się, że skończyło się - taką mam nadzieję - postrzeganie Nepalczyków jako gości, którzy będą w trampkach taszczyć "białasowi" sprzęt, by ten wszedł na szczyt. Szerpa to równoprawny zawodnik wysokogórski, nawet lepszy niż ten z zachodu - powiedział PAP. Dla Kowalewskiego było to drugie zimowe podejście do K2. W sezonie 2018/19 był członkiem jednej z dwóch ekspedycji, które zmagały się z Czogori ("Rozległą górą"). Szczecinianin został na początku akcji górskiej ugodzony kamieniem lub bryłą na wysokości 5800 m, gdy podchodził do obozu pierwszego i musiał opuścić bazę po niespełna dwóch tygodniach od przybycia. - Mam kolejne doświadczenie w arcycierpieniu himalajskim. Ale nie żałuję niczego. To była zupełnie inna wyprawa pod względem logistycznym. Dużo więcej ludzi do zabezpieczenia drogi linami. Ja też miałem poręczować część - Komin House'a na wysokości 6400 m, ale się nie udało... Pogoda w tym roku była inna niż dwa lata temu. Rzeczywiście bez huraganowych wiatrów, ale zimniej. W styczniu dwa lata temu w namiocie przez kilka dni miałem temperaturę wieczorem, po kolacji, między minus 22 a minus 25. Teraz było między minus 37 a minus 40. Wszyscy mieliśmy skwaszone miny w takich temperaturach - dodał.