W ostatnich zawodach Pucharu Świata w Sankt Moritz zajęła pani 12. miejsce. To najlepszy wynik w karierze, akurat tuż przed najważniejszą imprezą sezonu - mistrzostwami świata. Ewa Kuls: Nie spodziewałam się tak wysokiej lokaty, to bardzo miła niespodzianka. Z drugiej strony wiem też, że bardzo, bardzo ciężko będzie przebić się w Pucharze Świata do najlepszej dziesiątki. W mistrzostwach świata moim celem jest lokata w okolicach 15, może 20, zaś z drużyną w ósemce. Dopiero od kilku miesięcy startuje pani w seniorkach. Przeskok z juniorek jest ogromny? - Przede wszystkim za sprawą dużo wyższej konkurencji oraz różnicy w wysokościach startów. W młodszej kategorii wiekowej nie spisywałam się rewelacyjnie, jednak jak widać po aktualnych wynikach, ogromne zmiany, do których musiałam się zaadaptować, oraz współpraca z trenerem Markiem Skowrońskim, przyniosły wyczekiwane rezultaty. W Altenbergu, wliczając treningi nieoficjalne i oficjalne, czeka mnie około 12-15 ślizgów. Tor jest trudny technicznie, jednak dobrze się na nim czuję. 20-letnią zawodniczkę nie przerażają prędkości osiągane w lodowej rynnie? - Strach na torze saneczkowym jest zdecydowanie bardziej mobilizujący od paraliżującego. Najszybciej na sankach jechałam 131 km/godz. Samochodem rozwinęłam nieznacznie większą prędkość. To było raz, nie zamierzam bić rekordów prędkości na drodze, ponieważ jako młody kierowca dużo pewniej czuję się w lodowej rynnie. Przez kilka lat miałem troszkę drobnych upadków, otarć, lecz na szczęście nic poważnego mi się nie stało. W Nowinach Wielkich w województwie lubuskim, skąd pani pochodzi, nie ma alternatywy dla sanek? - To bardzo popularna dyscyplina w regionie, całe miasteczko żyje saneczkarstwem i dlatego sporo młodzieży trenuje w miejscowym UKS. Mieszkam w Świerkocinie, do podstawówki chodziłam do Nowin Wielkich, gimnazjum skończyłam w Witnicy, zaś liceum w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie obecnie studiuję na Zamiejscowym Wydziale Kultury Fizycznej. Starty w seniorskich zawodach wiążę się z częstymi podróżami. Lubi pani latać samolotami? - Tak się złożyło, że na imprezy juniorskie jeździłam z kadrą samochodami, więc nie miałam okazji latać. Pierwszą podniebną podróżą był lot na PŚ do Kanady. Nie miałam większych obaw, teraz mogę śmiało powiedzieć że latanie samolotem jest przyjemne. Jakie są pani relacje z Eweliną Staszulonek i Mariolą Ziętek. Pierwsza była liderką biało-czerwonych, ale zrezygnowała z występów w reprezentacji, zaś Ziętek szykuje się do reprezentowania ekipy Czech. - Wcześniej nasze relacje było jak najbardziej w porządku, lecz po tym jak obie odeszły ze sportu, bo przecież nie ma ich w PŚ, nie mamy kontaktu. Udaje się pani połączyć uprawianie sportu z nauką? - To wielki problem, w pierwszym semestrze miałam mnóstwo zgrupowań i startów, dlatego na uczelni pojawiłam się... trzy razy. Mam sporo zaliczeń do nadrobienia, więc po zakończeniu sezonu moim priorytetem jest nauka.