Karina Kozłowska po raz pierwszy w polskiej reprezentacji wystąpiła w zawodach Pucharu Świata w Antalyi. Tam nie poszło jej najlepiej. Zajęła 65. miejsce indywidualnie. W drużynie była 17. Teraz razem z koleżankami z kadry - Natalią Leśniak i Magdaleną Śmiałkowską - wygrała zawody Veronica's Cup w słoweńskim Kamniku. Polski Związek Łuczniczy nie zdecydował się na wysłanie naszej reprezentacji na Puchar Świata do Szanghaju, więc Biało-Czerwoni pojawili się w Słowenii. Indywidualnie w tych zawodach była dziewiąta. Karina Kozłowska zadebiutowała w polskich barwach. "Był dreszczyk emocji i wzruszenie" - Pierwszy występ w biało-czerwonych barwach była dla mnie wydarzeniem. Nie ukrywam, że bardzo się stresuję, bo chciałabym osiągać dobre wyniki, ale tych na razie w moim wykonaniu nie ma i to mnie trochę martwi. Nie ukrywam jednak, że był dreszczyk emocji, kiedy po raz pierwszy startowałam dla Polski. Było też wzruszenie, ale byłam też szczęśliwa, że mogłam założyć biało-czerwony strój - powiedziała Kozłowska. Łuczniczka wiele od siebie wymaga, ale też zna swoją wartość. Ma ona bowiem na koncie znaczące wyniki. Czwarte miejsce kobiecej drużyny w igrzyskach olimpijskich w Tokio to najlepszy rezultat w historii Białorusi w łucznictwie. Kozłowska była w 2019 r. wicemistrzynią igrzysk europejskich, jakie odbywały się w jej rodzinnym mieście - Mińsku, w rywalizacji drużynowej. 22-latka wygrywała indywidualnie zawody Grand Prix Europy. W lipcu 2019 r. zajmowała 21. miejsce w światowym rankingu. Obecnie jest 176. Indywidualnie w Tokio była dopiero 33. - Na razie nie mogę występować w mistrzowskich imprezach: igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata i Europy oraz w igrzyskach europejskich w polskich barwach. Muszę mieć bowiem polskie obywatelstwo. Czekam na nie i słyszałam, że jest szansa, bym w lecie miała już polski paszport. To pozwoliłoby mi walczyć o udział w igrzyskach w Paryżu - przyznała Kozłowska, która na co dzień mieszka w Żywcu. Rok temu uciekła z Białorusi do Polski. "Tolerowałam upokorzenia, groźby i zastraszanie" Z Białorusi do Polski uciekła pod koniec kwietnia ubiegłego roku. Najpierw przyjechała sam, a potem dołączyły do niej mama i siostra. "Mam 21 lat i na dzisiaj moja białoruska kariera sportowa dobiegła końca. Jestem w ciągłym stresie od początku 2020 r. Z powodu olimpiady, pandemii, wyborów i po represjach politycznych, które trwają do tej pory w kraju i wojny na Ukrainie. Dla dobra sportu milczałam, tolerowałam upokorzenia, groźby i zastraszanie. Tracę coraz więcej praw, tracę zaufanie do ludzi wokół mnie. Wszystko doszło do punktu, z którego nie ma powrotu i podjęłam decyzję o opuszczeniu kraju. Dlatego piszę, że dzisiaj oficjalnie zostałam zwolniona z kadry narodowej Białorusi. Można to nazwać początkiem nowego etapu w moim życiu sportowym i dobrą wiadomością. Jestem wolna i bezpieczna. Do moich przyjaciół z Białorusi: przepraszam, że nie mogłam się z Wami odpowiednio pożegnać" - napisała Kozłowska na Instagramie dokładnie 31 maja ubiegłego roku. W Polsce jest w końcu wolna i szczęśliwa Dla Kozłowskiej taka decyzja to był życiowy dramat. W wieku 22 lat musiała opuszczać swoją ojczyznę ze względu na prześladowania. To musi być straszne. Swoją drugą ojczyznę znalazła w Polsce. W naszym kraju jest już od ponad roku i tutaj układa sobie nowe życie. Już jako wolna osoba. - Polska bardzo mi się podoba i świetnie mi się żyje w tym kraju. Mam tutaj mnóstwo przyjaciół. Mam też chłopaka z Polski. Czuję się szczęśliwa - przyznała, dodając, że w naszym kraju nie miała żadnych nieprzyjemnych sytuacji w związku z tym, że mówi ze wschodnim akcentem. - Czasami mam tylko problemy u lekarza, bo nie znam jeszcze na tyle dobrze języka polskiego. Ale jakoś sobie radzę - dodała. Z ludźmi z białoruskiego sportu nie ma kompletnie kontaktu. - Nikt nie dzwoni i nikt nie pisze. Chyba się obrazili - śmiała się 22-latka z Mińska. - Na szczęście nie robią mi też problemów - dodała. Obawia się o przyszłość Białorusi Kozłowska śledzi jednak uważnie to, co się dzieje na Białorusi. Tam w końcu zostawiła wielu swoich przyjaciół, a także rodzinę. Ostatnio pojawiły się informacje o chorobie prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Całe jej życie to były rządy tego dyktatora. Nigdy nie doznała zatem zupełnej wolności. Ciągle żyła w kraju, w którym represje są na porządku dziennym. W swoim kraju brała udział w licznych protestach. Najpierw wyszła na ulicę po wynikach wyborów prezydenckich, a potem wtedy, kiedy Rosja napadła na Ukrainę. Od tego momentu, choć nie trafiła do więzienia, to doświadczała ciągłych represji. - Nie wiem, co się dzieje. Czekam na to, co powiedzą. Obawiam się jednak tego, że Rosja będzie chciała przejąć nasze państwo. Od pewnego czasu ciągle coś dziwnego tam się dzieje i wygląda na to, że wszystko zmierza w tę stronę - oceniła, choć jeszcze rok temu była spokojna o to, bo przecież Białoruś ramię w ramię z Rosją szła na wojnę z Ukrainą. Miała 13 lat, kiedy spróbowała swoich sił w łucznictwie. Całe swoje życie jest związana ze sportem. Wcześniej próbowała wielu dyscyplin, m.in.: gimnastyki, karate, pływania.Poza sportem, lubi sobie pomalować. Stara się też dużo czytać. Szczególnie polskich książek, bo w ten sposób szlifuje nasz język. Niebawem chce zdać w Polsce egzamin na prawo jazdy.