W najciekawszym pojedynku reprezentant Hongkongu Cheung Yuk (Bogoria) wygrał 3:1 w setach z wielokrotnym mistrzem Polski Lucjanem Błaszczykiem. - Od połowy lat 90. występuje Pan w Zugbruecke Grenzau. Ile razy w tym czasie rywalizował Pan ze swoim klubem w Polsce? Lucjan Błaszczyk: Zaledwie raz. Miało to miejsce w 2005 roku przy okazji meczu Ligi Mistrzów z Odrą Głoską Księgnice. Wygraliśmy 3:1, a ja w swojej grze pokonałem Wang Zeng Yi 3:1 w setach. Zoltan Fejer-Konerth zwyciężył wówczas Tang Yu, a grający trener Chen Zhibin okazał się lepszy od Marcina Kusińskiego. - Czyli piątkowe spotkanie w Grodzisku Mazowieckim było dopiero drugim w ciągu kilkunastu lat. - Rzadkie kontakty z drużynami z ojczyzny wynikają z tego, że Zugbruecke przez wiele sezonów występowało w Lidze Mistrzów. Dwa razy byliśmy w finale rozgrywek. Tymczasem pierwszym polskim klubem w Champions League była Odra. Wcześniej nikt nie grał i nie było okazji do bezpośredniej konfrontacji. - Tak jak Pan wspomniał poprzednio łatwo wygraliście na Dolnym Śląsku, teraz porażka z mistrzem kraju. - Nie ma co ukrywać, że Grenzau sprzed pięciu lat miało mocniejszą kadrę. Jeśli chodzi o potyczkę z Bogorią, jej najlepszy zawodnik Cheung Yuk jest 17. na liście światowej, a u nas najwyżej sklasyfikowany jest Patrick Baum - 31. - Już przed meczem nie ukrywał Pan, że polska ekipa będzie faworytem. - Jeszcze w grudniu plasowaliśmy się na trzeciej pozycji w Bundeslidze. Niestety, bardzo źle rozpoczęliśmy nowy rok. Przegrywamy kolejne spotkania i morale w drużynie spadło. Poza tym do Grodziska nie mógł przyjechać Kenta Matsudaira. Japończyk wystąpi dopiero w rewanżu. - Dla Zugbruecke Grenzau ważniejszy jest awans do czołowej czwórki niemieckiej ekstraklasy, czy sukces w Pucharze ETTU? - W Niemczech zawsze ważniejsza jest liga krajowa. Ważniejsza od Ligi Mistrzów czy Pucharu Europy, w którym obecnie startujemy. Fajnie tylko, że trafiliśmy na polski klub. Zdecydowanie lepiej przyjechać do ojczyzny niż lecieć np. do Hiszpanii. - Bogoria byłaby w stanie znaleźć się w czołówce Bundesligi? - Byłoby jej bardzo ciężko. Poszczególni pingpongiści musieliby grać cały sezon bardzo dobrze. Rok temu w ćwierćfinale LM Bogoria nie sprostała Ochsenchausen, czyli zespołowi, który w tabeli jest w dolnej strefie. Z Borussią Dueseldorf też nie miałaby szans. - W podwarszawskim Grodzisku nie doszło do oczekiwanej Pana potyczki z Wangiem. Parę miesięcy temu zdobyliście srebrny medal mistrzostw Europy w deblu, a teraz mieliście stanąć po przeciwnych stronach stołu. - Dotychczas rozegraliśmy trzy oficjalne mecze. O Księgnicach wspominałem, a poza tym pokonałem Wandżiego w półfinale MP w Gdańsku i w finale MP w Białymstoku. - W grodziskiej hali tenisiści Zugbruecke pojawili się dwie godziny przed meczem. Zawsze tak wcześnie przyjeżdżacie na spotkanie? - Jeśli walczymy w Grenzau, to jesteśmy na miejscu jeszcze wcześniej. Trzy godziny przed meczem mamy wspólny, lekki posiłek. Potem jeszcze zbieramy się w specjalnym pokoju, w którym ustalamy ostatnie szczegóły taktyczne. Rozmawiał Radosław Gielo