"Na pomoście trzeba zacisnąć zęby i walczyć, dać z siebie wszystko. Udało się, choć przed zawodami - zdaniem mediów - był w naszej ekipie tylko jeden pewniak do medalu. To nie byłem ja" - zauważył. Brązowy medalista przypomniał, że do najważniejszej w sezonie imprezy przygotowywał się w mało komfortowych warunkach. "Mam od ubiegłego roku poważne problemy rodzinne z dzieckiem, treningi wznowiłem po kilku miesiącach przerwy, które spędzałem prawie non stop w szpitalu. I jeszcze miesiąc temu nie wiedziałem, czy uda mi się optymalnie przygotować do mistrzostw. Ale Bonk to twardy facet, uwierzyłem w siebie i zacząłem marzyć o medalu. A w przeddzień startu założyłem się, że będzie brąz. I jest. Ten, kto przegrał zakład, będzie biegał po rynku w Opolu bez koszulki. Na pomoście była wojna, ale pokazałem, że umiem walczyć. To jedno, co potrafię robić dobrze. Walczę nadal także o dziecko, które skrzywdzili ludzie. Ogromnie się cieszę, udowodniłem, że nie można mnie jeszcze spisać na straty" - powiedział Bonk. Oceniając przebieg rywalizacji sztangista z Opola stwierdził krótko: "Było ciężko, rywale to prawdziwi mistrzowie. Szkoda trochę ostatniego podejścia w podrzucie, ale gdybym nawet je zaliczył, to Rosjanin, rekordzista świata, w ostatnim boju dołożyłby tyle, aby mnie pokonać".