Karina Kozłowska to czwarta zawodniczka ostatnich igrzysk olimpijskich w rywalizacji drużynowej. W Tokio startowała jeszcze w barwach Białorusi. Wiosną ubiegłego roku zdecydowała się jednak na ucieczkę z ojczyzny. Trafiła do Polski. Przygarnął ją klub LKS Łucznik Żywiec, który zapewnił jej pensję, mieszkanie, a także pomógł w załatwieniu wszelkich formalności. Kozłowska szybko zaczęła pokazywać, co potrafi. W cuglach wygrała młodzieżowe mistrzostwa Polski. Afera w polskim łucznictwie. Prokuratura bada oskarżenia o gwałt Reprezentantka Polski zawiesiła karierę. Ostre spięcie w klubie. Jan Lach: to jest kłamstwo W tym roku zadebiutowała w reprezentacji Polski, ale strzelała już o wiele słabiej niż w ubiegłym roku. O to miał do niej pretensje Jan Lach, trener i prezes LKS Łucznik Żywiec. - We wrześniu strasznie ciężko szło mi strzelanie z łuku. Potwornie pokłóciliśmy się z trenerem o moje wyniki. One były rzeczywiście znacznie słabsze niż poprzednio. Trener żądał ode mnie, bym strzelała tak samo, jak rok wcześniej, ale nie byłam w stanie tego zrobić. Byłam zmęczona tym wszystkim i wystraszona całą sytuacją, bo w pewnym momencie zrobiło się naprawdę bardzo nieprzyjemnie. Trener krzyczał i wyzywał mnie na treningach. I to kilka razy. Padło wiele obraźliwych słów, ale większość nie nadaje się do tego, by je przytaczać. Zabolało mnie bardzo to, kiedy powiedział do mnie, że jestem z Białorusi i dlatego w Polsce jestem nikim. Stwierdziłam wtedy, że muszę zrobić przerwę, bo nie daję rady - mówiła Kozłowska w rozmowie z Interia Sport. Decyzję o zawieszeniu kariery ogłosiła na początku października. Miesiąc później znalazła się na liście kadrowiczów na pierwsze półrocze 2024 roku. 23-latka jeszcze nie wie, co zrobi, ale zapewniła, że nie chce już trenować razem z Lachem. O sprawie próbowaliśmy porozmawiać z tym szkoleniowcem, ale ten nie zgodził się na rozmowę telefoniczną i zaprosił nas do Żywca, o czym poinformowaliśmy w artykule. Kolejnego dnia pan prezes zadzwonił jednak do nas, chcąc przedstawić swoje stanowisko w tej sprawie. - Najpierw wzięła w klubie urlop na żądanie, a następnie przedstawiła zwolnienie lekarskie na półtora miesiąca. W tym czasie chciała wystąpić w mistrzostwach Polski, ale nie mogłem na to pozwolić, bo była przecież na zwolnieniu. Nie wyraziłem zgody, bo inaczej bym się podłożył. Po tym czasie nie stawiła się do pracy. Zgodnie z przepisami została zatem zwolniona dyscyplinarnie za niestawienie się w pracy, bo była u nas zatrudniona jako trener. Bez tej umowy nie mogłaby ubiegać się o polskie obywatelstwo. Ona nie zrozumiała i jeszcze długo nie zrozumie, jaka jest mentalność Polaków - dodał trener i prezes LKS Łucznik Żywiec. Szkoleniowiec miał pretensje do Kozłowskiej o to, że niezbyt skupiała się na tym, co robi. Podał przykład ubiegłorocznych mistrzostw Polski, kiedy to w czasie strzelania siedziała z telefonem przy nosie. - Efekt: w barażu strzeliła do innej maty - mówił Lach, dodając: - Nie chciała biegać ani trenować na siłowni. Ona ma talent, ale też myślenie, które jej przeszkadza. Prezes LKS Łucznik podkreślił, że zawodniczka nie została wyrzucona z klubu i nadal może trenować. - Nie wystąpiła o skreślenie z klubu i może nadal u nas strzelać, ale już nie dostanie za to pieniędzy. I chodzi o to, żeby to zrozumiała. Zarabia już gdzie indziej. To nawet dobrze, że poszła do pracy, bo teraz doceni ten wysiłek, jaki muszą wkładać inni nasi zawodnicy, którzy są lepsi od Kariny. To, co zrobiła, to był po prostu bunt - zakończył Lach. Genialne wideo z występu łuczniczki bez rąk. Świat zachwycony. Jak ona to robi?