Kilka dni temu Meronk osiągnął najlepszy wynik w historii polskiego golfa. W turnieju Alfred Dunhill Championship w RPA zajął drugie miejsce w prestiżowych zawodach z cyklu European Tour. Jest wielką nadzieją tego sportu i pierwszym Polakiem, który dotarł w tym sporcie tak wysoko. Przemysław Iwańczyk: Mamy wybitnie nie golfową pogodę, nie odbywa się tu żaden turniej, a jednak przyjechałeś do Polski, nosząc się glorii jednego z najlepszych golfistów świata. Adrian Meronk: Zakończyłem sezon, przyjechałem do kraju, chciałbym trochę poopowiadać o golfie, zakończonym sezonie i planach na przyszły rok. Półtorej dekady temu mało kto wyobrażał sobie, że Polska będzie miała jednego z najlepszych piłkarzy świata, kierowcę bolidu Formuły 1, mistrzynię Rolanda Garrosa czy czołowego golfistę światowych rankingów. - Nie wiem, co się stało. Może po prostu przyszedł czas na nas. Trzeba się cieszyć, że w każdym sporcie dołączamy do czołówki światowej, mamy swoich reprezentantów na światowym poziomie. Jestem bardzo dumny, że przebijam się jako pierwszy Polak tak wysoko. Kluczem może być ciężki trening i coraz lepsze zaplecze treningowe, kompetentnych szkoleniowców. Może to kwestia wiary w siebie. Wasze pokolenie jest wiele bardziej przebojowe, nie ma kompleksów. - Tak. Ale jest jeszcze jeden czynnik. Ambasador danego sportu dodaje wiary innym. Robert Lewandowski, Robert Kubica czy wcześniej Adam Małysz pchają do sukcesów młodszych. A od kogo ty się uczyłeś? - Od dziecka jestem związany ze sportem, kocham sport. Czy igrzyska, czy inne wielkie zawody, zawsze je śledzę, ze szczególną uwagą na Polaków. To naprawdę motywuje do ciężkiej pracy. Jesteś hamburczykiem, poznaniakiem, wrocławianinem? A może obywatelem świata? - Urodziłem się w Hamburgu, mieszkałem tam dwa lata i nic z tego nie pamiętam. Później mieszkaliśmy pod Poznaniem dziesięć lat, we Wrocławiu uczyłem się w liceum, a później przeprowadziłem się do USA na czas studiów, teraz znów jestem na Dolnym Śląsku. To jest mój dom. Nie kwestionując twojego talentu do golfa, czy tak jak w przypadku innych globalnych karier czy fortun w świecie biznesu, o twojej sportowej drodze zdecydował przypadek? A może to zaplanowana droga, np. przez rodziców? - Rodzice nigdy mnie nie zmuszali do sportu, choć był on obecny w naszej rodzinie, bo pierwszy w golfa grał tata. Nieuniknionym było więc, żebym i ja spróbował swoich sił. Spodobało mi się, ale trudno mówić o przypadku. Wiele pracy i wyrzeczeń kosztowało mnie to, by znaleźć się w miejscu, w którym jestem teraz. Owszem, na początku była zabawa, ale pierwsze juniorskie sukcesy, powołanie do kadry, poznanie trenera, z którym pracuję do dziś, i jego przekonanie, że mogę dostać stypendium golfowe w USA, to był kolejny wielki krok. Dopiero za oceanem uświadomiłem sobie, że chcę przejść na zawodowstwo, że mogę to zrobić i tak od trzech lat jestem wśród najlepszych.Gdzie jest polski golf, biorąc pod uwagę nie tylko Twoje sukcesy, ale także infrastrukturę, poziom zainteresowania u nas w kraju? Jeśli porównamy się np. do Czech, bo do Niemiec nie ma co się porównywać, jesteśmy daleko w tyle. Powoli robimy postępy, jest coraz więcej golfistów, rośnie zainteresowanie, mam nadzieję, że również się do tego przyczynię.To całkiem naturalne. Kiedy Zbigniew Bródka zdobył złoty medal olimpijski, dopiero wtedy pomyślano o budowie toru łyżwiarskiego z prawdziwego zdarzenia. - Tak jest z każdym sportem, jeśli jego reprezentant występuje na wysokim poziomie. To klucz do popularyzacji. Wróćmy do początków twojej kariery. Na ile prawdą jest, że uprawiałeś nie tylko golf, ale brałeś się za wiele innych sportów, uniknąłeś wczesnej specjalizacji, co pozwoliło ci uniknąć znużenia i wszechstronnie przygotowało twoje ciało do zawodowstwa? - Od dziecka uprawiałem wiele różnych dyscyplin, co pomaga mi teraz w golfie. W sporcie, w którym pożądana jest wszechstronność, gdzie całe ciało zaangażowane jest w zamachu golfowym. Dało mi to swobodę panowania nad ciałem. W którym momencie poczułeś, że warto pozostać tylko przy golfie? - W wieku 13-14 lat, po pierwszym powołaniu do kadry juniorów. Po obozie spodobała mi się rywalizacja, trening, także to, że to sport indywidualny, w którym wszystko zależy tylko ode mnie. W sportach drużynowych denerwowałem się na kolegów, że nie podali mi w piłce nożnej, nie wystawili mi dobrze w siatkówce. Z ludzi, z którymi rozpoczynałeś, ktoś oprócz ciebie został przy golfie? - Tak, Mateusz Gradecki, drugi polski golfista, który jest zawodowcem. Razem byliśmy w USA. Golf to dla ciebie przyjemność czy ciężka praca? Mocno się zapalasz, kiedy opowiadasz o golfie. - Poświeciłem i poświęcam wiele czasu na trening, sport zawodowy nie jest łatwy, trzeba mu się oddać bez reszty. Ale nie żałuję, bardzo to lubię. Cały wywiad z Adrianem Meronkiem przeczytasz tutaj