Adam Griffith urodził się 22 lata temu w Stargardzie Szczecińskim jako Andrzej Dębowski. Jego matka była alkoholiczką, a ojciec siedział w więzieniu. Władze zdecydowały się więc, aby umieścić ich dzieci, w sumie siedmioro, w pobliskich sierocińcach. Historia zatoczyła koło. W sierocińcu wychowywał się też ojciec całej gromadki - Leszek. "Wychowując się w Polsce w sierocińcach nie masz żadnych marzeń. Nigdy nie sądziłem, że będę miał rodzinę. Chciałem być sam i robić swoje rzeczy. To było chyba moje marzenie" - opowiada Adam Griffith. W wieku sześciu lat Andrzej palił papierowy, mając 10 lat pił alkohol, często uciekał na całe dnie. - Kradliśmy jedzenie, robiliśmy wiele złych rzeczy, z których nie jestem dumny, ale które musieliśmy wtedy robić. Spałem na zewnątrz, pod drzewami, teraz nie mogę w to uwierzyć" - mówi Adam Griffith. Wydawało się, że nikt nie adoptuje chłopca, który sprawiał kłopoty wychowawcze. Nikt, oprócz Michelle i Toma Griffithów z Calhoun w Georgii. Zobaczyli jego zdjęcie na portalu adopcyjnym i w 2006 roku przyjechali do Polski, by przeprowadzić cały proces. "Na początku myślałem, dlaczego ktoś na świecie mnie chce, przecież nic o mnie nie wiedzą, dlaczego ja" - zastanawia się Adam Griffith. Żaden z jego czterech starszych braci nie został adoptowany. "Wyglądał na słodkiego dzieciaka, nie złego, nie dobrego, ale z otwartym umysłem na to, co go czeka" - tłumaczy Tom Grifiith. 13-letni chłopak dostał nowe imię (Adam) i nazwisko (Griffith), trafił do nowego kraju. "Byłem zaskoczony, ale szczęśliwy, w końcu miałem dom. Własny pokój, własna łazienka - to było to" - przyznaje Adam Griffith. Zaczął się uczyć języka angielskiego, równocześnie przyswajając sobie tajniki futbolu amerykańskiego. Został kopaczem, bo ta rola na boisku była podobna do grania w piłkę nożną, którą uprawiał jeszcze w Polsce. Okazało się, że Adam ma smykałkę do nowego sportu. Wykonał decydujące zagranie dla swojego liceum w mistrzostwach stanowych dające mu pierwszy tytuł od 59 lat, a w 2014 roku został zawodnikiem uniwersytetu Alabama. Nie mógł jednak zapomnieć o rodzinie, która została w Polsce. "Widział, że otrzymał o wiele więcej szans niż oni i czuł się z tym winny" - mówi Tom Griffith. "Wyjechałem do Stanów Zjednoczonych i przeżywam amerykański sen, a oni zostali tam bez niczego. Bałem się, że mnie nienawidzą, że to zrobiłem" - twierdzi Adam Griffith. Dlatego postanowił wrócić do korzeni i przyjechał z nową rodziną do Polski, by odwiedzić starą. "Tak długo go nie widziałem" - wzruszony Leszek Dębowski, biologiczny ojciec Andrzeja (Adama), nie mógł ukryć łez, kiedy ponownie się spotkali i padli sobie w ramiona. "Tak długo cię nie widziałem, synu. Człowiek czuje się trochę głupio, po tylu latach. To tak, jakby on był dla mnie obcy" - dodaje. "Nie poznałam własnego syna. Myślałam, że się obudzę, że to sen" - mówi, również nie mogąc powstrzymać łez, Lucyna Dębowska, która urodziła Andrzeja. Biologiczni rodzice nie mogli uwierzyć, że ich syn jest znanym graczem futbolu amerykańskiego. "To jest coś wspaniałego. Osiągnął coś, czego żadnemu z innych naszych dzieci się nie udało" - mówi Leszek Dębowski. Chyba jeszcze większe wrażenie na nich zrobiło, że ich syn spotkał się z Barackiem Obamą, prezydentem Stanów Zjednoczonych. "Nie wiem, jak mógłbym podziękować, żeby jego amerykańscy rodzice uwierzyli, że naprawdę jesteśmy im za to wdzięczni. Tutaj nic by nie miał, a tam ma" - twierdzi Leszek Dębowski. Adam, który już nie mówi po polsku, na zakończenie pobytu w domu Dębowskich poprosił o przekazanie Lucynie i Leszkowi swoich słów. "Możecie im powiedzieć, że zawsze będą moimi rodzicami i nigdy ich nie zapomnę. Teraz będę wracał i ich odwiedzał" - przyrzekł. Dwie rodziny w dwóch krajach łączy miłość do jednego syna. * Tekst powstał na podstawie materiału ESPN