Reprezentacja Polski kobiet. Katarzyna Kiedrzynek: Walczę o to całe życie
- Czy wejdę do klatki MMA? Po zakończeniu profesjonalnej kariery robi się coś takiego już tylko raczej dla zabawy i ewentualne dla obicia twarzy - jak ktoś nie ma w życiu za dużo adrenaliny. Sporty walki interesowały mnie zawsze. Ze mnie taka zadziora jest... - zwierza się w rozmowie z Interią bramkarka piłkarskiej reprezentacji Polski Katarzyna Kiedrzynek.

Piłkarska reprezentacja Polski kobiet w poniedziałek rozpoczęła pięciodniowe zgrupowanie na Cyprze. Podopieczne Miłosza Stępińskiego zmierzą się tutaj w czwartek z reprezentacją gospodarzy. To pierwszy z dwóch testmeczów (8 października zagramy z Brazylią, w Kielcach) przed inauguracją eliminacji mistrzostw Europy, które w przyszłym roku odbędą się w Anglii. Czy po raz pierwszy z udziałem "Biało-Czerwonych"? Nie tylko o tym rozmawiamy na cypryjskiej ziemi z kapitanem polskiej drużyny - Katarzyną Kiedrzynek.
Łukasz Żurek, Interia: Co sobie pomyślałaś, kiedy we wrześniu okazało się, że eliminacje mistrzostw Europy jednak nie rozpoczną się wyjazdowym meczem z Czeszkami? Zbiorowe zatrucie rywalek - to brzmiało zgoła sensacyjnie...
Katarzyna Kiedrzynek, bramkarka reprezentacji Polski: - Do tej pory trudno mi w to uwierzyć. Nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją ani nawet nie słyszałam o odwołaniu tak ważnego meczu z takiego powodu. Wiadomo, że teoretycznie wszystko może się zdarzyć. Dziewczyny podróżują po różnych krajach, testują w hotelach i restauracjach rozmaite kuchnie. Ale tak nagle się wszystkie pochorowały? Zatrucie zbiorowe i w dodatku tak poważne, żeby od razu odwoływać mecz? Przygotowywałyśmy się do tego spotkania przez rok, cały cykl przygotowań był pod to ustawiony. Pojechałyśmy do Czech i byłyśmy gotowe, żeby zacząć eliminacje. A tu nagle po kolacji słyszymy, że nie zagramy. Szok. Trudno, rozegramy ten mecz za rok.
Kwalifikacyjną batalię rozpoczniemy 12 listopada starciem z Hiszpanią w Lublinie. Wiosną, podczas towarzyskiej konfrontacji z Włoszkami, padł tam rekord frekwencji, jeśli chodzi o występy kobiecej reprezentacji Polski - na trybunach zasiadło 7200 widzów...
- Kibice w Lublinie pokazali, jak bardzo interesują się piłką kobiet. Warto tam wracać. Dla mnie był to szczególnie ważny mecz, bo przecież pochodzę z tego miasta. Chciałam zagrać na Arenie Lublin, od kiedy tylko powstała. Udało się to marzenie spełnić. Stresik był, nie ma co ukrywać. Rodzina i przyjaciele byli na trybunach. Rekord frekwencji to super sprawa. Mam nadzieję, że na spotkanie z Hiszpanią znów przyjdzie mnóstwo ludzi. Będziemy czuły się pewnie - silne i docenione.
Hiszpanki są faworytkami naszej grupy. Przed paroma miesiącami, podczas Algarve Cup, pokonałyście je 3-0. Psychologicznie tamten triumf stanowił będzie teraz spory handicap...
- Rywalki nie zagrały wtedy od początku najsilniejszym składem. Potem ta jedenastka się zmieniła, weszły na murawę czołowe zawodniczki i próbowały odwrócić losy spotkania. Wydaje mi się, że w naszym zwycięstwie nie było przypadku. Pokazałyśmy, że potrafimy grać w piłkę. Inne drużyny nabrały do nas szacunku. Wiemy, że mamy mocną drużynę i dobrą atmosferę w ekipie. Znamy swoje mocne punkty, a jednocześnie wiemy, nad czym musimy wciąż pracować.
Żeńska reprezentacja Polski nigdy nie zagrała na imprezie rangi mistrzowskiej. Panów wprowadził do finałów ME dopiero trener z zagranicy - Leo Beenhakker. Panie są w stanie awansować do kontynentalnej elity z polskim szkoleniowcem?
- Oczywiście. Wydaje mi się, że nigdy nie miałyśmy takiej szansy, jaką mamy teraz. Nigdy nie trafiłyśmy do takiej grupy, w której możemy sobie spokojnie poradzić. Nigdy też, nie licząc Roberta Góralczyka, nie mieliśmy takiego formatu szkoleniowca. Miłosz Stępiński to trener z bardzo dużą wiedzą i inteligencją. Momentami zamęcza nas długimi odprawami i ogromem wiadomości, które próbuje nam przekazać. Widać, że mu zależy i mam nadzieję, że jeszcze bardziej zaangażuje się w kobiecą piłkę.
Pozostają jeszcze kwestie organizacyjne. Co się zmieniło po waszej wizycie u prezesa PZPN - Zbigniewa Bońka? Miały być hotele z siłownią, dietetyk, psycholog, nazwiska na koszulkach...
- Wszystko jest. Obietnice w stu procentach zostały spełnione. Prezes pokazał nie raz, że zamierza podnosić poziom piłki kobiecej w Polsce. Pierwszym krokiem do tego jest reprezentacja kraju. Inwestowanie w nas przełoży się na to, co będzie działo się w rodzimej ekstralidze. Stanie się bardziej profesjonalna. Teraz potrzeba nam dużego sukcesu kadry narodowej. O niczym bardziej nie marzę niż o wyjeździe z reprezentacją na duży turniej. Walczę o to całe życie.
Wiadomo już, jakie premie otrzymacie za ewentualny awans do ME? Ich wysokość miała zostać ustalona w czerwcu...
- Nic na ten temat nie wiemy. Nie rozmawialiśmy jeszcze o premiach.
Spodziewacie się takiej informacji przed meczem z Hiszpanią?
- Wydaje mi się, że nie. To nie jest w tej chwili istotne. Na razie skupmy się na tym, co mamy do zrobienia, a potem będziemy rozmawiać o pieniądzach.
Przejdźmy na grunt klubowy. Śni ci się jeszcze czasami niewykorzystany rzut karny z finału Ligi Mistrzyń w Cardiff? Minęły dwa lata...
- Nie śni się. Nabrałam do tego dystansu. Ale do tej pory nie mogę uwierzyć - brzydko mówiąc - jak mogłam to tak spier....ć. Trzeba było przeboleć, wypłakać i przeżyć. I tak zrobiłam. Nie mam teraz żadnego problemu, żeby wziąć piłkę i podejść do karnego. Jestem silniejsza. Tamten dzień zmienił mnie jako człowieka i jako sportowca. Było to bardzo dotkliwe doświadczenie, nikomu tego nie życzę. Do tej pory czasem oglądam sobie filmiki z tym niestrzelonym karnym. Nie mam specjalnej potrzeby, żeby do tego wracać, ale nie boję się o tym mówić. Nie boli mnie to. Poradziłam sobie z tym i czekam na następną możliwość, żeby podejść do rzutu karnego.

Twój kontrakt z PSG kończy się w przyszłym roku. Co dalej?
- Zobaczymy, co przyszłość przyniesie. Teraz skupiam się na osiągnięciu jak najlepszej formy, bo przed nami bardzo ważne mecze. Sezon dopiero się rozpoczął. Co będzie dalej - czas pokaże.
Przyjęłabyś ofertę z Olympique Lyon? W kobiecej piłce to hegemon...
- Nie ma takiej możliwości.
Odpowiadasz bez chwili namysłu.
- Bo ja nie sprzedaję się za pieniądze. Bez względu na wysokość wynagrodzenia, czy cokolwiek innego, nie ma takiej możliwości. Mówię tak również z myślą o kibicach z Paryża. Mam szacunek do klubu, który dał mi możliwość rozwoju. Jestem tam siódmy rok. Poza tym zniesmaczył mnie fakt, że wiele dziewczyn poszło z PSG do Lyonu tylko po to, żeby nie grać, a wygrać. Nie mam szacunku dla takich ludzi - w sensie sportowym. Wygrać coś, siedząc na ławce? Nie potrafiłabym się czymś takim szczycić.
Czterokrotnie byłaś wybierana najlepszą bramkarką Ligue 1, ale nie zdobyłaś z zespołem żadnego trofeum. Ile wyróżnień indywidualnych oddałabyś za jeden triumf drużynowy?
- Trudne pytanie. Nie wiem, czy oddałabym jakiekolwiek, bo to efekt mojej ciężkiej pracy. W drodze po te wyróżnienia robiłam wszystko, żeby moja drużyna zdobyła jakiś tytuł. I wierzę, że wkrótce tak będzie, a ja utrzymam wysoki poziom i jej w tym pomogę.
Jakie masz relacje z Chilijką Christiane Endler? Na mecie poprzedniego sezonu trafiłaś do jedenastki sezonu, ale to ona została uznana najlepszą bramkarką PSG. Trudno taki podział ról zrozumieć...
- Byłam najlepszą bramkarką ligi jeszcze w sobotę, a w poniedziałek dowiedziałam się, że jednak jest ktoś lepszy. Też byłam w szoku. Nie mam pojęcia jak do tego doszło, że w ostatniej chwili zmieniono decyzję, chociaż wyboru dokonywały piłkarki we wcześniejszym głosowaniu. Było, minęło. Znam swoją wartość.
Nie powiedziałaś, jakie są relacje między tobą a konkurentką...
- W porządku.
To nie zabrzmiało wiarygodnie.
- Jesteśmy profesjonalistkami, trenujemy ze sobą codziennie i szanujemy się. Ale nie jadamy ze sobą kolacji ani nie przyjaźnimy się, jeśli o to chodzi.
Paulina Dudek, twoja klubowa koleżanka, dzięki tobie łatwiej przebrnęła przez okres aklimatyzacji w Paryżu. Ty podpisałaś pierwszą umowę pod drzewem. A ona?
- Paulina w biurze. Czasy się zmieniły. Dzisiaj PSG to naprawdę profesjonalny klub, w którym piłkarki nie muszą się o nic martwić. Ja podpisywałam kontrakt pod drzewem, Paulina w siedzibie klubu. Ja przez kilka lat dojeżdżałam na treningi autobusem, teraz piłkarki dostają służbowe samochody. Oczywiście, musiałyśmy o to wszystko same walczyć. Po to, by w przyszłości zawodniczki miały jeszcze lepsze warunki. Tym dziewczynom, które teraz zaczynają, mogę tylko pozazdrościć. Przed nimi superprzygoda.
Marcin Bułka nie miał prawa narzekać na niedostatki organizacyjne. Po przybyciu do Paryża prosił cię o wsparcie, wskazówki, porady? Chyba sam długo nie mógł uwierzyć, że w pierwszym zespole PSG zadebiutował w wieku 19 lat...
- Powiedziałam mu, że jeżeli czegoś będzie potrzebował, to może na mnie liczyć. Mieliśmy się spotkać, wiele razy się umawialiśmy, ale zawsze jakoś nam nie po drodze, mimo że mieszkamy bardzo blisko siebie. Zadebiutował, lekka nerwówka była, to normalne z uwagi na jego wiek. Ma przed sobą wielką przyszłość. Będzie znakomitym bramkarzem. Już jest bardzo dobrym. Potrzebuje tylko szansy na rozwój. Życzę mu jak najlepiej.
Zamieńmy jeszcze słówko o pieniądzach. To prawda, że po transferze do PSG zarabiałaś z początku mniej niż w Polsce?
- Tak było. Na początku ten kontrakt nie był nie wiadomo jaki. Trzeba było sobie zapracować na lepszy, podpisałam kolejny i potem kolejny. Pieniążki szły w górę. Jeśli pojawia się szansa wyjazdu za granicę do dobrego klubu, to trzeba jechać. Jak jest ciężka praca, to potem wszystko przyjdzie samo. U mnie trwało to dwa lata.
Dasz radę odłożyć oszczędności na resztę życia czy już wiesz, że musisz mieć plan na siebie po zakończeniu kariery?
- Muszę i chcę mieć plan, chociaż... jeszcze go nie mam. Na razie zajmuję się piłką, a grając zagranicą, trudno to łączyć z nauką. Kiedy podjęłam decyzję o wyjeździe do Francji, musiałam przerwać studia. Kursów trenerskich też jeszcze nie mogę robić, bo nikt nie zwolni mnie z treningów ani z meczów. Zobaczymy. Zawsze mogę wyjechać do Anglii robić pizzę. Albo cokolwiek. Żadna praca nie hańbi.
To wyjedź do Anglii, na mistrzostwa Europy.
- Taki mam zamiar. Ale plan na potem i tak muszę mieć. Nie wiem, co będzie się działo w przyszłości. Chcę zostać trenerką bramkarzy. Doświadczenie już teraz mam bardzo duże i chciałabym się nim podzielić z innymi. Myślę, że w tym kierunku będę szła. To na razie tyle w temacie planowania.
A może pomyślisz o wejściu do klatki MMA. Kamil Glik zapowiada, że któregoś dnia skończy kopać piłkę i wejdzie...
Też o tym myślałam.
Możesz rozwinąć temat?
- Wiem, że organizowane są takie walki - również dla amatorek. Wiadomo, że po zakończeniu profesjonalnej kariery robi się coś takiego już tylko raczej dla zabawy i ewentualne dla obicia twarzy - jak ktoś nie ma w życiu za dużo adrenaliny. Sporty walki interesowały mnie zawsze. Ze mnie taka zadziora jest...
Na ulicy musiałaś kogoś przekonać, że jesteś zadziorą?
- W Polsce? Nie, raczej nie. We Francji miałam raz incydent z panem, który źle traktował swojego psa. Był bardzo agresywny również wobec mnie, prawdopodobnie pod wpływem narkotyków i alkoholu. Nie pozwolę jednak nikomu krzywdzić zwierząt. Generalnie staram się trzymać nerwy na wodzy. Nie szukam mocnych wrażeń na siłę. Ale do klatki MMA bardzo bym chciała kiedyś wejść.
Rozmawiamy na Wyspie Afrodyty. Pamiętasz kto to taki?
- Jakaś tam grecka bogini...
Bogini czego?
- Afrodyta? Nie wiem, czy sobie przypomnę. Hmm, seksu i miłości chyba - tak mi się kojarzy... (śmiech)
Miłości na pewno. A skoro tak, to nie mogę nie zapytać o twoje życie uczuciowe. Jakoś tak nigdzie nic nie mówisz na ten temat...
- To dlatego, że życie uczuciowe jest moim życiem uczuciowym. Nie chcę go przeżywać w mediach ani w internecie.
Na serdecznym palcu nosisz obrączkę.
- Ślubna obrączka mojej babci. Podarowała mi ją. Na szczęście babcia jeszcze żyje. To moja pamiątka na przyszłość.
To znaczy, że twoje serce jest wolne?
- Jest zajęte. Piłką nożną.
Badam teren. Sprawdzam, jak wiele można wysondować...
- Jak widzisz, nie za dużo. Nie potrzebuję się chwalić moimi uczuciami.
Podobno chcesz napisać biografię. W niej też nie będzie na ten temat ani słowa?
- Myślę, że nie.
Kiedy zrozumiałaś, że powinnaś podzielić się historią swojego życia?
- Pomysł pojawił się już jakiś czas temu. Ale nie będę pisać o sobie książki teraz, kiedy jeszcze bardzo dużo mogę w futbolu zrobić. Nie zdecyduję się na to w wieku 28 lat. Chcę jeszcze długo pograć w piłkę. Bardzo wiele ciekawego może się wydarzyć, bo jestem osobą, której nie omijają przygody, a nawet ekscesy. Mam sporo do opowiedzenia, ale na to może kiedyś przyjdzie czas.
W Ayia Napa rozmawiał Łukasz Żurek

![Cetla Vigo - FC Barcelona. O której godzinie i gdzie oglądać? [TRANSMISJA NA ŻYWO, TV]](https://i.iplsc.com/000LW17SCVC5P5JB-C401.webp)

![Legia Warszawa - BB Termalica Nieciecza. Gdzie obejrzeć? [TRANSMISJA]](https://i.iplsc.com/000LWB4JF7OU8ME8-C401.webp)



