Klaudia Zwolińska zapisała się w historii. "Zawsze chciałam robić wielkie rzeczy"
Klaudia Zwolińska zapisała się w historii slalomu kajakowego. Została pierwszą zawodniczką w historii, która zdobyła trzy indywidualne medale w trzech olimpijskich konkurencjach. Polka wygrała rywalizację w C-1 i K-1, a w kajak crossie sięgnęła po brązowy medal. W historii polskiego sportu w letnich dyscyplinach trzeba byłoby się pewnie cofnąć do sukcesów Heleny Rakoczy w 1950 roku w gimnastyce sportowej, by znaleźć porównanie. - Zdaję sobie sprawę z tego, że wysoko zawiesiłam sobie poprzeczkę. Jeśli tylko będę mogła, to będę ją zawieszała jeszcze wyżej - zapowiedziała Zwolińska w rozmowie z Interia Sport, udowadniając tym samym, że wcale nie zamierza na tym poprzestać.

W skrócie
- Klaudia Zwolińska zdobyła trzy medale w trzech olimpijskich konkurencjach slalomu kajakowego, stając się pierwszą kobietą z takim osiągnięciem.
- Polka przyznaje, że wiele ją kosztowały przygotowania i walka z problemami zdrowotnymi podczas sezonu, ale dzięki determinacji odniosła sukces.
- Zwolińska zamierza kontynuować karierę, inspirując młodych sportowców oraz promując kajakarstwo w Polsce.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Tomasz Kalemba, Interia Sport: Pamiętam, jak wiosną opowiadałaś o treningach w Australii. Szykowałaś się na starcie z Jessicą Fox. Do niego nie doszło, a szkoda. Australijka miała jednak poważne problemy zdrowotne. Teraz możesz powiedzieć, że poznanie toru ci pomogło?
Klaudia Zwolińska: - Zawsze jest dobrze poznać tor slalomowy przed główną imprezą. Na pewno bardzo pomogło mi to, że w tym i ubiegłym roku spędziłam na tym torze przygotowania zimowe. Im bardziej zna się tor, tym łatwiej jest się na nim adaptować. Ze swojego doświadczenia też wiem, że najlepsi zawodnicy bardzo szybko adaptują się do torów. To na pewno była dobra decyzja, że spędziłam kilka tygodni na przygotowaniach na tym torze w Penrith. Bardzo lubię tam wracać, choć podróż jest wyczerpującą. Teraz wyniki na mistrzostwach świata potwierdzają, że warto było podjąć się takiego wysiłku.
Nie ukrywam, że bardzo chciałam zmierzyć się z Jessicą na jej torze w Australii. Myślę, że z takimi przejazdami finałowymi w kanadyjce i kajaku, miałam papiery na to, by w przypadku jej obecności, walczyć o złoty medal. Żałuję, że nie wystartowała. To bardzo fajna dziewczyna. Niestety jednak zmagała się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia.
Mówiłaś też wtedy, że w mistrzostwach Europy popłyniesz po swoje, a inni niech się cykają. W tej imprezie miałaś jednak wielkie problemy. Nawet nie dokończyłaś startów. Musiałaś się wycofać. Nie bałaś się, że jest po sezonie, że cała robota pójdzie w cholerę?
- Wiedziałam w tym momencie, że straciłam całą pierwszą część sezonu, a robota, jaką wykonałam poszła - jak powiedziałeś - w cholerę. Miałam naprawdę poważne problemy zdrowotne, a do tego nabawiłam się kontuzji, które wcześniej nigdy mi się nie zdarzały. To była zatem dla mnie nowa rzeczywistość. Trzeba było się w tym wszystkim odnaleźć. Mocno dał mi się też we znaki czas po igrzyskach olimpijskich. To był problem. Byłam bardzo przeciążona obowiązkami i to wszystko zaczęło wychodzić początkiem sezonu. Tak naprawdę trzeba było budować wszystko od fundamentów. Do tego musiałam sobie radzić z oczekiwaniami, jakie mieli inni wobec moich startów. Nie dość, że byłam chora, a do tego jestem bardzo ambitna, ale starałam się do tego wszystkiego podejść zdroworozsądkowo. Trzymałam się zatem planu i dla mnie główną imprezą były mistrzostwa świata. Tymczasem po sukcesie w igrzyskach wiele osób oczekiwało, że cały czas będą na najwyższych obrotach.
Po sukcesie w C-1 w Penrith wspominałaś o tym, że po przylocie do Australii nie szło ci w kanadyjce. To jak to się stało, że wygrałaś? Głowa tak wiele zrobiła?
- Wyolbrzymiłam wówczas te problemy, bo byłam w emocjach po tym wielkim sukcesie. Rzeczywiście miałam kilka nieudanych treningów, ale wiele było też bardzo dobrych. Poza tym przez cały sezon czułam, że dobrze startuję na kanadyjce. Bardzo mocno je kontrolowałam i wpływałam niemalże do każdego finału. Przejazdy zaczynały być bardziej stabilne. I tak też było w mistrzostwach świata. W Penrith popłynęłam bardzo dobrze nie tylko w finale, ale też w półfinale. Na pewno nie było w tym zatem przypadku. Cieszę się, że jestem o wiele bardziej powtarzalna w kanadyjce. Wreszcie w C-1 zaczynam czuć podobną pewność siebie, jak w kajaku. Wcześniej brak tej pewności siebie często mi przeszkadzał, bo umiejętności techniczne mocno przekładam z kajaka na kanadyjkę. Potrafię wykorzystać ten atut. Teraz złożyłam to wszystko w całość. Nic tylko się bać, co przyniesie przyszłość (śmiech).
Odebrałaś medal od Jessiki Fox. Jakie to było przeżycie? Co ci mówiła?
- Jessica to bardzo miła osoba. Po sukcesie w kajaku powiedziała mi: witaj w klubie. Ona ma mnóstwo sukcesów w slalomie kajakowym, ale teraz powtórzyłam jej wyczyn, wygrywając w C-1 i K-1. Zachowywała się wobec mnie bardzo miło. Okazywała mi wsparcie, choć na pewno nie było jej łatwo, kiedy nie startowała. Musiała się odnaleźć w nowej roli, ale dobrze jej poszło.
Pewnie trudno było zasnąć po tym sensacyjnym sukcesie? Ile spałaś przed K-1? Jak udało ci się przygotować mentalnie. Przecież presja była większa?
- Ten złoty medal w C-1 nie przeszkodził mi tak bardzo przed startem w K-1. Porównuję to trochę do sytuacji z igrzysk. W Paryżu zaczynałam od koronnej konkurencji, czyli K-1. Tam zdobyłam srebrny medal. Na ten start skumulowałam jednak wszystkie siły. Jak zdobyłam ten medal, to robiłam wszystko, by jak najlepiej przygotować się na start w C-1 i cross, ale przez to, że tak bardzo skupiłam się na tym medalu w K-1, czułam się tak, jakbym już zrealizowała plan. Za szybko zaczął ze mnie schodzić stres i napięcie. Trudno było zatem odnaleźć koncentrację na resztę startów. Teraz było nieco inaczej. Miałam najpierw kanadyjkę, w której zaprezentowałam bardzo wysoki poziom sportowy. Cały czas jednak żyłam tym, że tak naprawdę ostatniego dnia mam robotę do zrobienia. Dlatego nie odczuwałam aż tak mocno tego sukcesu w kanadyjce, bo wiedziałam, że jest jeszcze wiele do zrobienia.
Wynika z tego, że wierzyłaś w sukces w crossie?
- Na samym crossie czułam się świetnie, ale od półfinałów było widać, jak słabnę fizycznie. To było jednak kilka przejazdów w ciągu dnia. Po sukcesach w kanadyjce i kajaku jakość snu i regeneracja były u mnie na coraz niższym poziomie. Nie byłam w stanie tego wszystkiego ogarnąć, ale też wszystko działo się w ciągu niespełna 48 godzin. Nie ukrywam, że połączenie trzech różnych konkurencji w tak krótkim czasie, to bardzo trudna sztuka. Wiele lat uczyłam się to robić. Teraz jestem dumna z tego, że nauczyłam się robić to dobrze.
W kajakarstwie slalomowym stałaś się legendą. Tylko Fox zdobyła dwa złota. Do trzy medale w trzech olimpijskich konkurencjach to też niezwykły wyczyn. Zostałaś pierwszą zawodniczką w historii, która tego dokonała. Wysoko zawiesiłaś sobie poprzeczkę. Teraz ludzie będą wymagali od Ciebie sukcesów. Nie przeraża Cię to?
- Nie przeraża mnie to, że kibice będą teraz oczekiwali sukcesów, bo sama też od siebie wiele wymagam. Nawet od siebie oczekuję chyba dużo więcej niż inni ludzie ode mnie. Dlatego właśnie mówiłam o tych gorszych treningach w kanadyjce. Jestem wobec siebie bardzo krytyczna, ale też jestem perfekcjonistką. To, co dla mnie często jest słabym treningiem, tak naprawdę bywa na naprawdę dobrym poziomie. Czasami zatem przesadzam z krytyką. Muszę sobie z tym radzić, ale - jak na razie - to dodaje mi skrzydeł. Dzięki temu analizuję szybko swoje błędy i je naprawiam. Zdaję sobie sprawę z tego, że wysoko zawiesiłam sobie poprzeczkę. Jeśli tylko będę mogła, to będę ją zawieszała jeszcze wyżej.
Stałaś się też legendą polskiego sportu. Dociera do ciebie skala sukcesu, bo chyba od lat 50. ubiegłego wieku nikt w sportach letnich nie zdobył trzech medali w trzech indywidualnych konkurencjach?
- Nie docierało to do mnie, że mogę być legendą polskiego sportu. Zaczęło to do mnie docierać w momencie, kiedy razem z trenerami zaczęliśmy analizować występy polskich sportowców w letnich dyscyplinach i zaczęliśmy się zastanawiać, kiedy ostatni raz były trzy medale indywidualne z jednych mistrzostw świata. To jest to, o czym marzyłam i do czego dążyłam. Nigdy nie chciałam błyszczeć tylko w swojej konkurencji, ale chciałam robić wielkie rzeczy dla polskiego sportu. Chciałam dokonywać takich rzeczy, żeby one były trudne do pobicia. Oby tak zatem było dalej.
Trzy medale mistrzostw świata to też pewnie dobry zarobek?
- Niestety światowa federacja nie płaci nam za medale mistrzostw świata. Może lepiej, bo przynajmniej na lotnisku nie musiała zgłaszać tego (śmiech). Pieniądze to jednak nie wszystko. Jeśli chce się uprawiać sport dla pieniędzy, to trzeba wybierać inne dyscypliny. Dla mnie poczucie, że zapisałam się na kartach historii slalomu kajakowego i dołączenie do elitarnego grona sportowców, jest bezcenne. Bardzo mnie to napędza. Teraz wkraczam w ważny okres swojej kariery. Przed Paryżem mówiłam, że chcę walczyć o trzy olimpijskie medale, ale miałam wrażenie, że ludzie nie traktowali mnie poważnie. Nie wierzyli chyba, że jestem w stanie to zrobić, a teraz pokazałam, że jest to możliwe. Cel na Los Angeles jest zatem jasny. Do tych igrzysk jest jednak bardzo długa droga i trzeba się do nich bardzo dobrze przygotować.
Udało się poświętować?
- Tak. Chwilę, bo następnego dnia zabieraliśmy się już na lot do Polski. Był bankiet dla zawodników. Wyciągnęli mnie zawodnicy z innych reprezentacji, bo nie mogli sobie wyobrazić, by mnie zabrakło. Dalsza część będzie już z rodziną.
Jakie są twoje najbliższe plany?
- Zaraz po powrocie do Polski kilka dni spędzam w Warszawie i mocno działam z moimi partnerami i sponsorami. Chcemy, żeby było głośno o tym sukcesie. Cały czas też szukam kolejnych partnerów w drodze do igrzysk olimpijskich w Los Angeles. Niebawem ruszam ze swoim projektem "Na fali z Klaudią Zwolińską", który powstał dzięki dofinansowaniu ministerstwa sportu i turystyki. Będziemy zatem jeździć po szkołach w Małopolsce. Robię coś nowego, co ma zachęcić do kajakarstwa i w ogóle sportu. Mam poczucie spełnienia. Jestem z tego dumna. Razem z partnerami nie zabieramy tych medali tylko dla siebie, ale staramy się dzielić nimi z innymi. Dzięki temu czuję się też spełniona jako człowiek.
Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport
Zobacz również:
















