Kapituła Honorowych Prezesów Sportu zajęła stanowisko w sprawie działań Polskiego Komitetu Olimpijskiego
Kapituła Honorowych Prezesów Sportu (KHPS) to nowe ciało w polskim sporcie, jakie zostało powołane niespełna miesiąc temu. Na czele tej organizacji stoi Apoloniusz Tajner, były prezes Polskiego Związku Narciarskiego (PZN) i wiceprezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl), a obecnie poseł na Sejm. KHPS zabrała teraz głos w sprawie podpisania przez PKOl umowy sponsorskiej. "Quo Vadis, Polski Komitecie Olimpijski?" - pyta kapituła.

Kapituła Honorowych Prezesów Sportu (KHPS) zrzesza osoby, które otrzymały tytuł Honorowego Prezesa Polskich Związków Sportowych. Prezesem został Apoloniusz Tajner, a sekretarzem generalnym Rafał Szlachta.
Celem powołanej Kapituły jest przede wszystkim integracja środowiska sportowego, promowanie wartości olimpijskich, zasad fair play i etyki w sporcie, równoprawne traktowanie wszystkich dyscyplin, zarówno olimpijskich, jak i nieolimpijskich.
Kapituła Honorowych Prezesów Sportu pyta: "Quo Vadis, Polski Komitecie Olimpijski?"
W zarządzie KHPS - poza Tajnerem i Szlachtą - zasiadają: Piotr Patłaszyński, Adam Konopka, Zenon Dagiel i Tadeusz Wróblewski (wszyscy to wiceprezesi).
Niedawno Polski Komitet Olimpijski (PKOl) ogłosił podpisanie umowy sponsorskiej z Zondacrypto. Firma ta została sponsorem generalnym. Jej nazwa znajdzie się też w nazwie Centrum Olimpijskiego przy Wybrzeżu Gdyńskim w Warszawie.
KHPS zajęła stanowisko wobec działań PKOl. Poniżej cytujemy treść zatytułowaną: "Quo Vadis, Polski Komitecie Olimpijski?"
Oto treść stanowiska KHPS (pisownia oryginalna):
"Podpisanie przez Polski Komitet Olimpijski umowy sponsorskiej z firmą z rynku kryptowalut - Zondacrypto - wywołało falę kontrowersji, których nie można już zbyć milczeniem.
Nie chodzi tu o technologię czy branżę, ale o wartości, transparentność i etykę decyzji, które mają fundamentalne znaczenie dla zaufania do całego ruchu olimpijskiego w Polsce.
Trudno nie uznać, że podpisanie takiej umowy w obecnych okolicznościach jest działaniem niestosownym, nieetycznym i głęboko nieprzemyślanym.
Mówimy o kontrakcie na poziomie sponsora generalnego - czyli decyzji, która dotyczy wizerunku całej instytucji, jej autorytetu i pozycji w oczach społeczeństwa.
Zgodnie ze Statutem PKOl, dla ważności oświadczeń w zakresie zaciągania zobowiązań lub dysponowania majątkiem wymagane jest współdziałanie dwóch osób - Prezesa oraz Sekretarza Generalnego lub Skarbnika.
Ale nawet jeśli formalnie taka procedura została zachowana, to zaciąganie tak istotnego zobowiązania jak umowa sponsora generalnego wymaga wcześniejszej dyskusji i akceptacji Zarządu PKOl.
To nie jest kwestia podpisu. To kwestia zaufania, przejrzystości i odpowiedzialności.
Wiele osób w środowisku olimpijskim - także wewnątrz samego Komitetu - przyznaje po cichu, że o szczegółach tej decyzji dowiedziało się dopiero z mediów.
I to jest właśnie sedno problemu.
Nie można mówić o wspólnocie i kolegialnym zarządzaniu, gdy najważniejsze decyzje podejmowane są jednostronnie, w wąskim gronie lub poza strukturą dialogu.
Karta Olimpijska przypomina, że ruch olimpijski opiera się na zasadach etyki, uczciwości i społecznej odpowiedzialności.
Narodowe Komitety Olimpijskie są zobowiązane, by rozwijać olimpizm w duchu transparentności i szacunku dla tych zasad.
Dlatego wybór partnera budzącego poważne wątpliwości reputacyjne stoi w sprzeczności z duchem olimpizmu, nawet jeśli formalnie nie narusza żadnego przepisu.
A jeśli prezes PKOl sam publicznie mówi, że "cała kampania wymierzona jest przeciwko niemu" i że "to przez polityczną vendettę na jego osobie sponsorzy odwrócili się od Komitetu", to tym bardziej powinien zadać sobie pytanie o odpowiedzialność za dobro instytucji, którą kieruje.
Bo jeśli - jak sam twierdzi - to jego osoba jest przyczyną braku sponsorów i kryzysu wizerunkowego, to człowiek honoru, który naprawdę kocha polski ruch olimpijski, ustępuje.
Nie z rezygnacji, lecz z troski. Nie dlatego, że przegrał, ale dlatego, że rozumie, że instytucja jest ważniejsza od jego ambicji.
Trudno mówić o miłości do ruchu olimpijskiego, gdy słowom o "vendecie" towarzyszą działania, które ten ruch wystawiają na kolejne ryzyko - jak podpisanie umowy ze sponsorem budzącym wątpliwości, i to bez konsultacji z Zarządem.
To nie jest droga, którą powinien iść Polski Komitet Olimpijski.
Polski Komitet Olimpijski to nie prezes, to ludzie, którzy od lat pracują na jego autorytet - często po cichu, z pasją, w cieniu wielkich nazwisk.
Dla nich, dla sportowców i dla Polski - ruch olimpijski musi odzyskać zaufanie, wiarygodność i moralny kompas."
Zobacz również:












