Szurmiej starował w igrzyskach olimpijskich w Atenach i Pekinie. W czwórce podwójnej zajął odpowiednio szóste i jedenaste miejsce. Jest też rekordzistą świata na ergometrze. Pochodzi z Grodna na Białorusi. Nie zgadza się z toczącą się wojną w Ukrainie i za agresora uznaje Rosję. Postanowił dołączyć do ukraińskiej obrony terytorialnej, a następnie do Batalionu im. Konstantyna Kalinowskiego, czyli ochotniczej jednostki złożonej z Białorusinów, którzy postanowili bronić Ukrainy przed rosyjską agresją. Wstrząsająca relacja z frontu. "Potem zamknąłem mu oczy" "Pierwszy raz odwiedziłem Ukrainę w 1997 roku. Moja żona jest Ukrainką, mam wielu ukraińskich przyjaciół. Kocham Ukrainę. W 2014 roku zabrakło mi jakiegoś bodźca, żeby przyjechać w obronie Ukrainy. Teraz nie mam nawet sekundy wątpliwości. Obudziłem się rano, w tym momencie byłem w USA, przeczytałem wiadomość od mojej żony, że Nikołajew jest pod ostrzałem. I to była dla mnie błyskawiczna decyzja" - opisuje kulisy podjęcia decyzji Szurmiej cytowany przez portal "Tribuna". Były wioślarz już w poprzednim roku, tłumacząc fakt pójścia na front, zwracał uwagę, że będzie walczył nie tylko za Ukrainę, ale i za Białoruś. - Nasz tak zwany "braterski " rosyjski naród z reguły nie rozumie ani ukraińskiej, ani białoruskiej mowy. Nas, Białorusinów, którzy będą walczyć po stronie Ukrainy przeciwko wam jest bardo dużo. I ta wojna przyjdzie na waszych barkach do Rosji. A jeśli Łukaszenko postanowi oficjalnie wciągnąć Białoruś do tej wojny, to tak samo ta wojna przyjdzie na Białoruś - mówił Szurmiej. Olimpijczyk wie, o czym mówi, bo jest już na Ukrainie ponad rok. A jego relacja z linii frontu jest wstrząsająca. "Irpin, słynny zniszczony most, kościół, przeprawa jakimś improwizowanym mostem, deski leżące na rzece, pierwszy ostrzał, moździerz, artyleria. Tak zaczęła się wojna. Moja pierwsza bitwa? Zaczęła się od rozmowy z Ukraińcem. Nazywał się Wołodia, był weteranem wojny w Afganistanie. Od 2014 roku walczył i bronił Ukrainy. Był ode mnie starszy o 10 lat. Cieszył się wtedy, że my, Białorusini, przyszliśmy im pomóc w tej walce. Spotkaliśmy się pół godziny wcześniej. Pół godziny przed rozpoczęciem walki. Staliśmy i rozmawialiśmy, kiedy rozpoczął się ogień moździerzowy. Pierwszy strzał rzucił nas dwóch na podłogę. To było drugie piętro. Wstałem, ale on nie" - mówił w rozmowie z "Tribuną". Rosjanie poczuli się upokorzeni. Skandaliczne groźby