Kilka tygodni temu Międzynarodowy Komitet Olimpijski wydał zalecenia i warunki, po spełnieniu których Rosjanie i Białorusini będą mogli zostać dopuszczeni do udziału w sportowych imprezach na arenach światowych. To nie spodobało się przedstawicielom wielu krajów, w tym Polski. "Ta decyzja nadal jest skandaliczna i nie do zaakceptowania, jednak to, co się ukazało w porównaniu z tym, jakie były przecieki, możemy być pozytywnie nastawieni. Wcześniej utrzymywano, że rządy nie będą mogły ingerować w sportową rywalizację, a teraz okazuje się, że duża część naszych postulatów jest tu zawartych" - mówił minister Kamil Bortniczuk w rozmowie z Robertem Mazurkiem na antenie RMF FM. Szybko okazało się, że zasady ustalone przez MKOl nie spodobały się również... w Moskwie. Nie w smak im zwłaszcza zakaz używania barw narodowych oraz rosyjskiego hymnu. "Nie wiadomo jeszcze, czy przyjmiemy propozycję, o której mówi Bach [prezes MKOl-u - przyp. red.]. Co to za resztki z mistrzowskiego stołu? Muszą przede wszystkim podać powód, dla którego nasi sportowcy wystąpią bez flagi i hymnu. Jeśli wcześniej był powód systematycznych naruszeń przepisów dopingowych, to jaka przyczyna jest teraz" - zżymała się była łyżwiarka figurowa Irina Rodnina w Championcie. Teraz głos zabiera Jelena Wialbe, prezes Rosyjskiej Federacji Narciarstwa Biegowego. Nie szczędzi przy tym mocnych słów. Jelena Wialbe zaklina się po decyzji MKOl. "Jestem przeciwna statusowi neutralnemu, nie powinniśmy być zdrajcami ojczyzny" Wialbe już na przód atakuje zawodniczki i zawodników, którzy przyjmą warunki MKOl-u. "Jestem za tym, żeby każdy sam decydował. Ale jednocześnie jestem głęboko przekonana, że 99,99 procent rosyjskich sportowców, w odpowiedzi na wymóg wypełnienia oświadczenia o odmowie i startowania bez flagi i hymnu, odpowie 'nie'" - rozpoczęła cytowana przez Sports.ru. W innym wypadku niewykluczone, że zostanie pozbawiony finansowania ze strony państwa. "Dla mnie ten ktoś będzie zdrajcą i nie otrzyma żadnej pomocy" - stwierdziła Rosjanka. O jej słowach zrobiło się głośno. Ona sama zupełnie się nie hamuje i idzie krok dalej. Dopytywana o to, czy jeśli sportowcy nie zgodzą się na zasady gry ustalone przez światową federację i przez to będą musieli nawet latami czekać na powrót do rywalizacji na arenach międzynarodowych, nie powściągała emocji. Dodała, że "nie zamierza dopasowywać się do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego". Przyznała również, że nie piastuje już żadnego stanowiska w FIS. "Nie jestem już członkiem żadnej komisji. Pół miesiąca temu otrzymaliśmy pismo z FIS, w którym czytamy, że międzynarodowa federacja nie chce widzieć Rosjan na majowych posiedzeniach komisji w Dubrowniku. Stwierdzono również, że nie wyklucza się naszego połączenia z pracą w trybie online (o ile możliwości techniczne na to pozwolą) bez prawa do dyskusji i głosowania. Na co odpowiedzieliśmy, że w takim przypadku nie weźmiemy udziału w tym wydarzeniu" - zrelacjonowała. Przy okazji przypuściła atak na szefa MKOl, Thomasa Bacha. "Bach zrobił już tak wiele złego dla światowego sportu, że jest mało prawdopodobne, aby którykolwiek z kolejnych liderów był w stanie go prześcignąć. Ten działacz sportowy jest całkowicie zależny od sponsorów, a więc i od Stanów Zjednoczonych, co widać było od pierwszych kroków na stanowisku szefa MKOl. Mam pewne wątpliwości, czy w ogóle kiedykolwiek otworzył Kartę Olimpijską. Nie wspominając o tym, aby kierować się w swojej pracy tym dokumentem" - stwierdziła.