Przed kilkoma dniami "El Digital Sur" opublikował nowe ustalenia na temat Jeleny Isinbajewej, byłej sportsmenki, "carycy tyczki", swego czasu przedstawicielki "drużyny Putina" i major rosyjskiego wojska. Przekonywano, że opuściła ona Rosję i osiadła na Teneryfie, gdzie "prowadzi bardzo dyskretne życie". Niedługo po publikacji głos zabrała sama zainteresowana, która dość niespodziewanie ogłosiła... swój powrót do pracy w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim. "Jestem szczęśliwa, że mogę ogłosić, iż już we wrześniu 2023 roku wznowię międzynarodową aktywność w MKOl. Nie podlegam żadnym sankcjom i MKOl nie ma w tym temacie żadnych wątpliwości" - przekazała w mediach społecznościowych. Tłumaczyła też, że jej stopień majora jest tylko "nominalny". "Mieszkam tam, gdzie pracuję, jem to, co kocham, komunikuję się z tymi, których cenię i szanuję" - dodała. I właśnie te słowa wywołały w Rosji prawdziwą wściekłość. Poseł rosyjskiego parlamentu Roman Teriuszkow posunął się nawet do apelu o ukaranie Isinbajewej. "Biorąc pod uwagę wyraźny zamiar Isinbajewej zdyskredytowania rosyjskich sił zbrojnych i zbezczeszczenia stopnia oficerskiego w celu utrzymania dochodowej pozycji w MKOl, apeluję do Prokuratury Generalnej o podjęcie działań. Oficer, który celowo dyskredytuje honor swojego munduru, powinien zostać pozbawiony stopnia wojskowego" - grzmiał cytowany przez Sports.ru. To nie koniec. Była utytułowana tyczkarka wciąż jest obrażana, ale są też tacy, którzy stają w jej obronie. Rosja uderza w Jelenę Isinabajewą. Ta sankcja to niezwykłe kuriozum Dmitrij Pieskow wydał niespodziewany komunikat. W ślad za nim inni. Chodzi o Jelenę Isinbajewą Niegdysiejsza olimpijka Elena Vaitsekhovskaya, za pośrednictwem Telegramu, wyraziła uznanie dla sportowych osiągnięć Jeleny Isinbajewej. Od razu zaznaczyła jednak, że należy je oddzielić od oceny innych aspektów. Wbiła szpilę byłej sportsmence, określając ją "niezbyt bystrą". "Wszystko, co wydarzyło się po sporcie, wcale nie dotyczy Isinbajewej jako sportowca. Chodzi bowiem o o kobietę niezbyt bystrą, niezbyt wykształconą, niezbyt erudycyjną, której… no cóż, tak potoczyło się jej życie: na początku nie było czasu na naukę i samorozwój, potem widocznie zabrakło chęci i poczucia konieczności" - zakomunikowała Vaitsekhovskaya i wypomniała Jelenie "publiczne wypowiedzi o osobach LGBT" i "nominalnym majoryzmie". Sporym zaskoczeniem może być to, że w obronę Isinbajewą wziął Dmitrij Pieskow, rzecznik prasowy Władimira Putina. Dał sygnał do "równoważenia" opinii i niewykluczone, że w pewien sposób zastosował wybieg, by przeforsować narrację o "wyrozumiałości" Kremla. Poza tym wypowiedź Jeleny o "nominalnym majorstwie" mogłaby być odbierana jako cios w samego prezydenta, więc być może padła komenda, by zawczasu ugasić pożar. W podobnym tonie wypowiedziała się trenerka rosyjskiej reprezentacji gimnastyczek, Irina Viner-Usmanowa. "Nie sądzę, aby Jelena Isinbajewa musiała być teraz wysmarowana czarną farbą. Była sportowcem CSKA i nie brała udziału w żadnych działaniach wojskowych. Lena po prostu należała do Centralnego Klubu Sportowego Wojsk Lądowych, dlatego mówiła, że ma nominalny stosunek do wojska" - rozpoczęła komentarz dla agencji TASS. "Czy [Isinbajewa] powiedziała coś jeszcze kryminogennego? Tak, mówiła, że jest światowcem, więc wybrała dla siebie tę drogę. Ktoś chce być patriotą swojego kraju, a ktoś chce zostać obywatelem świata. Wybrała drugą ścieżkę, a kiedyś była znakomitą sportsmenką, bardzo długo broniła honoru rosyjskiej flagi, była przykładem dla młodzieży i wykazywała najwyższe wyniki. I myślę, że teraz nie trzeba w nią rzucać błotem" - dodała. Wywód starała się zamknąć rosyjska lekkoatletka Olga Bogosłowska. Nie nazwałaby Jeleny "zdrajczynią". Podkreśliła, że Isinbajewa osiągnęła znaczące sportowe sukcesy, a "wszystko inne to tak naprawdę polowanie na czarownice". "Ci, którzy nazywają ją zdrajczynią, to ludzie, którzy leżą na kanapie i niczego w życiu nie osiągnęli. Powinni przyjrzeć się, jak Isinbajewa od dawna przynosi krajowi radość" - rzuciła. Nie odpuszczają mistrzyni. Żurowa drwi z Isinbajewej, a Ponomariow idzie dalej: "Musi być wyklęta"