Stanowisko w sprawie dopuszczenia Rosjan i Białorusinów do rywalizacji pod neutralną flagą, - przy jednoczesnym obowiązku przestrzegania Karty Olimpijskiej, uregulowania kwestii antydopingowych oraz zakazie używania symboli narodowych - MKOl opublikował pod koniec stycznia. Taka decyzja odbiła się szerokim echem, a bojkotem letnich igrzysk w Paryżu zaplanowanych na 2024 rok, a także zimowych w Cortina d'Ampezzo w 2026 roku zagroziły już Łotwa i Estonia. Spotkało się to ze stanowczą reakcją samego MKOl-u, który zaczął straszyć potencjalnych bojkotujących, że takie postępowanie będzie potraktowane jako naruszenie Karty Olimpijskiej. W gronie państw przeciwstawiających się decyzji organizacji są też Polska i Litwa, a do ewentualnego bojkotu imprez przez "Biało-Czerwonych" odniósł się na łamach "Faktu" Władysław Kozakiewicz. Kozakiewicz krytyczny wobec bojkotu igrzysk przez Polskę Złoty medalista Igrzysk Olimpijskich w Moskwie z 1980 roku skrytykował taki pomysł, twierdząc, że polscy sportowcy nie powinni ponosić negatywnych konsekwencji bestialskiego ataku Rosji na Ukrainę. Zasugerował on, by zamiast tego imprezę bojkotowali politycy. "Dlaczego Polacy mają ponosić konsekwencje tego, że Rosja rozpętała wojnę? Dlaczego sportowcy mają być karani za to, że jakiś kraj morduje ludzi? Przez wiele ostatnich lat przy każdych igrzyskach mieliśmy jakiś problem. Jeżeli ktoś chce bojkotować, to niech to robią politycy i niech nie jadą. To zawsze wychodzi od ludzi, którzy w życiu skłonu do przodu nie zrobili" - powiedział.