Jakub Stepun i Przemysław Korsak byli wyraźnie najlepsi w stawce. Najpierw rano z najlepszym czasem zapewnili sobie udział w finale, a później pewnie go wygrali. - Razem z Przemkiem w ten sposób celebrowaliśmy rocznicę polskiego zwycięstwa, więc to dodatkowo nas niosło. Na pewno naszym celem na ten rok to jest medal z igrzysk i będziemy robić wszystko, żeby tego dokonać - mówił Stepun, który zaraz po zejściu z wody wyściskał trenera Ryszarda Hoppe. Olimpijska "szara strefa". Ukraińcy żądają wykluczenia Rosjan 16 lat czekania. Wielki sukces naszych kajakarzy Znakomity polski fachowiec, który przez wiele lat szkolił z sukcesami kajakarzy w Portugalii, może cieszyć się z kolejnej w karierze olimpijskiej kwalifikacji. - Tak naprawdę zepsuliśmy totalnie start, bo zostaliśmy w bloku. Na pewno stało się to z mojej winy, ale później się starałem dać z siebie dwieście, a nie sto dziesięć procent jak zawsze, żeby dowieźć to do mety. Wiedziałem, że jedziemy z przodu, więc ile miałem siły, tyle jechałem do końca, żeby to utrzymać. Mamy duży progres w grupie, każdy się naprawdę rozwija. Mimo zeszłorocznej nieudanej kwalifikacji w Duisburgu teraz pokazaliśmy, że nasze miejsce jest w Paryżu - dodał Korsak. Co ciekawe, trener Hoppe w środę rano dostał od Stepuna oficjalną czapkę paryskich igrzysk. - Poprosił mnie, żebym nosił ją od pierwszego startu, więc oczywiście ją założyłem. Byliśmy spokojni, bo od tego ostatniego zgrupowania w Portugalii było widać, że chłopaki idą do góry. Wiedzieliśmy, że jest dobrze, ale nie wiedzieliśmy, jaki jest poziom przeciwników. Okazało się, że byliśmy od nich lepsi, a zestaw był bardzo mocny - mówił Hoppe. Polski szkoleniowiec liczy, że w Paryżu polska dwójka również spisze się znakomicie. Prezes Polskiego Związku Kajakowego Grzegorz Kotowicz podkreśla, że ostatni raz polscy kajakarze - oczywiście chodzi o mężczyzn - wywalczyli kwalifikację olimpijską 12 lat temu. Wprawdzie mieliśmy swojego reprezentantów przez ośmioma laty w Rio de Janeiro, ale było to dzięki tzw. dzikiej karcie. - Przez ostatnie dwa lata apelowałem o wsparcie trenera Hoppe, czego wyraźnie brakowało. Niestety, było sporo osób, które, nie twierdzę, że z nieżyczliwości, nie wykonywali dobrej pracy. Dzisiaj ten wynik potwierdził, że ja, jako prezes, i pion szkolenia sportowego w związku mieliśmy rację, że nie ulegliśmy naciskom i kontynuowaliśmy tę pracę. Wiemy, że postawiliśmy na dobrego konia i widać, że chłopaki mogą w Paryżu walczyć nawet o medal - powiedział Kotowicz. Tym samym męska osada K-2 z naszego kraju pojawi się w igrzyskach po raz pierwszy od 2008 roku. Wówczas w rywalizacji na 500 m Marek Twardowski i Adam Wysocki zajęli ósme miejsce, a na 1000 m Mariusz Kujawski i Adam Seroczyński uplasowali się tuż za podium. Ich wynik jednak został anulowany ze względu na dopingową wpadkę tego ostatniego. Mocne słowa Polaków, wściekłość prezesa. "Przegraliśmy z agresorem" Kilkanaście minut później o kwalifikację olimpijską walczyli polscy kanadyjkarze - Aleksander Kitewski i Arsen Śliwiński. Niestety, Polacy mimo znakomitego finiszu przegrali o kilkadziesiąt centymetrów z dwójką Rosjan, startującą jako "sportowcy neutralni". Załamany był też Kitewski. - Taki jest sport. Każdy chciał zwyciężyć, bo każdy chciał pojechać na igrzyska. My mieliśmy takie same marzenia - powiedział. Kotowicz nie ukrywa, że jako prezes Polskiego Związku Kajakowego jest oburzony dopuszczeniem przez światową federację Rosjan i Białorusinów do startu w kwalifikacjach. - Oni ponad dwa lata byli poza kontrolą antydopingową, a wiemy, że tam wręcz systemowo łamano zasady. To oczywiście jedno, bo przecież agresja na Ukrainę spowodowała wykluczenie ich ze startów, nadal dochodzi tam do ludobójstwa i ataków na ludność cywilną, a teraz zostali odwieszeni. Uważam, że to jest bardzo złe i sprzeczne z duchem olimpizmu. Czuję rozgoryczenie, że światowa federacja dopuszcza do czegoś takiego i mam nadzieję, że kraje, które uczestniczą w tych zawodach, będą protestowały i w przyszłych wyborach zostaną wyciągnięte z tego powodu konsekwencje - dodał prezes Polskiego Związku Kajakowego. W czwartek w Szeged ciąg dalszy olimpijskich kwalifikacji. O miejsce w igrzyskach powalczy w K-1 na 1000 metrów Sławomir Witczak. - Decyzję o przygotowaniu się na tysiąc metrów podjęliśmy na ostatnim zgrupowaniu. Sławek, również dzięki wspólnym treningom ze świetnym Portugalczykiem Pimentą, z dnia na dzień szedł do góry i czynił niesamowite postępy. Jest w szczytowej formie i zobaczymy, na ile to wystarczy - podkreśla trener Ryszard Hoppe. Z kolei w piątek na węgierskim torze rozpoczną się pierwsze w tym sezonie zawody Pucharu Świata.