- Przywódcy krajów autorytarnych mają tendencję do mieszania wydarzeń sportowych i kulturalnych z polityką, próbując wmówić światu, że tego nie robią i że nie należy tego robić - powiedział łotewski minister spraw zagranicznych Edgars Rinkēvičs podczas spotkania z Dominique Haslerem, ministrem Liechtensteinu. Te dwa małe kraje europejskie ustaliły, że będą stanowcze wobec startu Rosji na igrzyskach olimpijskich. Ministrowie spraw zagranicznych Łotwy i Liechtensteinu oświadczyli, że ich postawa w tej kwestii będzie nieprzejednana. Rosyjscy i białoruscy sportowcy nie mogą brać udziału w igrzyskach olimpijskich w Paryżu w 2024 roku, nawet za groźbę bojkotu igrzysk. Niezwykłe jest to, że tak kategoryczne stanowisko zajmują akurat najmniejsze kraje Europy i Unii Europejskiej. Łotwa i Liechtenstein są może i małe, ale niezwykle odważne - komentuje się w Ukrainie, która z zadowoleniem przyjęła tę postawę i tę solidarność. Presja na MKOl. Co dalej z igrzyskami? To rodzaj presji wciąż wywieranej na Międzynarodowy Komitet Olimpijski, który podjął decyzję o dopuszczeniu do startów zawodników rosyjskich i białoruskich w zawodach międzynarodowych, także kwalifikacjach do paryskich igrzysk olimpijskich. Mogą startować pod neutralną flagą, bez symboli narodowych. To podejście jest nie do zaakceptowania nie tylko przez Ukrainę, ale przez wiele innych państw i i federacji sportowych. Sprzeciwia się także Polska, aczkolwiek nie podjęła decyzji w sprawie ewentualnego bojkotu igrzysk, o ile MKOl nie zmieni zdania. Twarde stanowisko w tej materii zajęły też Czechy. Nieoficjalnie wiadomo, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski zwleka z decyzją w sprawie samych igrzysk, gdyż liczy na to, że do połowy 2024 roku wojna w Ukrainie się skończy i problem się sam rozwiąże.