W godzinach porannych 24 kwietnia agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego na zlecenie Prokuratury Regionalnej w Gdańsku weszli do szesnastu miejsc, na terenie całej Polski, w tym również nieruchomości należących do Radosława Piesiewicza. Akcja służb związana była z podejrzeniami o "wystawianiu nierzetelnych faktur VAT poświadczających nieprawdę co do okoliczności, które faktycznie nie miały miejsca", co potwierdził rzecznik MSWiA Jacek Dobrzyński. Tego samego dnia o godzinie 16:00 odbyła się krótka konferencja prasowa, w której udział wziął Radosław Piesiewicz. Podzielił się on większą liczbą szczegółów dotyczących interwencji służb oraz prowadzonego postępowania. Piesiewicz chce współpracować ze służbami. "Liczę się ze wszelkimi możliwościami" - Przeszukanie odbyło się profesjonalnie. Dokumenty z postanowienia pani prokurator zostały wydane Krajowej Administracji Skarbowej. Agenci chcieliby zabezpieczyć oryginały, które KAS ma od dawna. Zabezpieczono komputer i telefony mój i małżonki. Współpracowaliśmy, współpracuję i będziemy współpracować z organami. Wszystkie dokumenty potwierdzające moją pracę w PZKosz zostały bardzo dawno przekazane. Jest to 300 stron potwierdzonych notarialne dokumentów" - tłumaczył Piesiewicz podczas konferencji prasowej. Jednocześnie nie kryje on zaskoczenia zaistniałą sytuacją, sugerując, że sprawa może mieć podłoże czysto polityczne. - Świadkowie w liczbie 90 też zostali przekazani do prokuratury i mam nadzieję, że poświadczą moją pracę. Korelacja jest niezwykła. Wczoraj odbyło się spotkanie u księcia Lubomirskiego. Tam też padła mocna deklaracja, że nie zrezygnuję z prezesury, bo zostałem wybrany w demokratycznych wyborach i nie mam sobie nic do zarzucenia. I zapraszam na wybory w 2027 r. I dzisiaj, coś niesamowitego, CBA weszło do domu mojego i moich rodziców oraz do siedziby PKOl-u. Niezwykła zbieżność i niestety walka polityczna. Minister Nitras wielokrotnie kłamał. Staraliśmy się to odkłamywać, ale nie jesteśmy w stanie. Nie wiem, o co mu chodzi. Dajmy pracować organom. Pamiętam, jak jednego z prezesów Orlenu też wyprowadzono hucznie, a niedawno okazało się, że jest niewinny. To walka polityczna. Miałem nieprzyjemność słuchać, co ten pan mówi i nie ma co komentować. Nie zniżam się do jego poziomu - tłumaczy prezes PKOL-u. W dalszej części swojej wypowiedzi Piesiewicz ponownie zapewnił, że ma on zamiar współpracować ze służbami w celu wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. - Długo dyskutował z członkami (PKOl-u przyp. red.). Pewnie chodzi o pismo (apel o ustąpieniu przyp. red.). Mam informację, dlaczego je podpisywali. Jesteśmy jedną rodziną olimpijską i nie damy się podzielić Świadkowie mówią o tym, że pracowałem w PZKosz. Nie są to tylko pracownicy. To osoby, które były i są prezesami i dyrektorkami marketingu, z którymi negocjowałem faktury. Będę współpracował ze służbami. Liczę się ze wszystkimi możliwościami: zarzutami, zatrzymaniem i dowiezieniem do Gdańska. Dzisiaj tak nie było. Dlaczego nie ma zarządu? Ponieważ trwają kontrole i został przełożony. Miała się skończyć kontrola NIK. Mówili, że tak będzie, chcieliśmy przedstawić wszystkie wnioski na zarządzie. Muszą się odbyć cztery w roku, nie ma podziału. Odbędą się" - deklaruje prezes komitetu olimpijskiego.