Chodzi o dwóch znakomitych taekwondzistów rosyjskich - Władisława Łarina i Maksyma Chramcowa. Obaj byli złotymi medalistami igrzysk olimpijskich w Tokio, więc to absolutna elita tego sportu. W związku z sankcjami nałożonymi na Rosję po agresji na Ukrainę obaj nie mogli wystąpić na mistrzostwach świata a taekwondo, które zakończyły się w Baku. Obaj zawodnicy nie zostali bowiem zakwalifikowani jako neutralni, tzn. wykazano im jawne poparcie putinowskiej inwazji. A jednak ten udział wzięli. Dochodzenie wykazało, że chociaż obaj nie byli akredytowani na mistrzostwach świata w taekwondo, to jednak aktywnie działali podczas zawodów poza jurysdykcją organizatorów. Wszczęto je po tym, jak trener reprezentacji Rosji Wadim Iwanow chlapnął, iż duet był "częścią zespołu" podczas mistrzostw w stolicy Azerbejdżanu. Mieli oglądać walki, doradzać trenerom i współpracować z reprezentacją na miejscu. "Rosjanie mogli być tylko publicznością" Z raportu po przeprowadzonym dochodzeniu wynika, że obaj taekwondziści nie byli akredytowani do udziału w Mistrzostwach Świata w Taekwondo w Baku i nie otrzymali dostępu do żadnych oficjalnych zawodów ani terenów treningowych - informuje rzecznik World Takewondo. Jak dodał, ich zaangażowanie w mistrzostwach jest poza jurysdykcją organizacji. - Nie ograniczaliśmy możliwości oglądania zawodów. Mogli być publicznością. Warunki uczestnictwa w mistrzostwach dotyczyły wyłącznie ich zaangażowania jako sportowców lub personelu pomocniczego - dodał. Dla obserwatorów jest jasne, że Rosjanie to spryciarze, którzy starają się wszelkimi sposobami ominąć zakazy. Mistrzostwa świata są na to dowodem. To ważna wskazówka przed decyzjami w sprawie uczestnictwa rosyjskich sportowców w zawodach międzynarodowych. Pokazuje ona, że będą próbowali obejść zakazy i nie stosować się do nich.