Normalnie zdecydowana większość państw cieszyłaby się z takiego obrotu sprawy. W 2016 r. Kimia Alizadeh toczyła zacięte boje w taekwondo podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro i zdobyła upragniony brązowy medal. Jak się jednak okazało, był on upragniony dla niej, ale nie dla władz Iranu. Takewondo zaczęła trenować w wieku siedmiu lat, a rok później była już mistrzynią kraju. Wtedy mogła co najwyżej marzyć o światowej sławie. Z czasem wiele zaczęło się jednak zmieniać - Alizadeh osiągała coraz większe sukcesy, a w Iranie powoli i nieśmiało zaczęły przebijać się głosy o większym poszanowaniu praw kobiet. Alizadeh zaczęła jeździć po świecie, zobaczyła jak żyją kobiety poza Iranem i zapragnęła zrobić dla swojego kraju coś więcej. W 2014 r. zdobyła złoty medal podczas igrzysk olimpijskich młodzieży w chińskim Nankin, a dwa lata później pojechała na igrzyska olimpijskie. W Rio de Janeiro walczyła nie tylko o podium, ale także o miano pierwszej Iranki, która zdobyła olimpijski medal. Wcześniej dla tego kraju mężczyźni przywieźli 67 krążków. Po repasażowej walce ze Szwedką Nikitą Glasnović, Alizadeh sięgnęła po brąz i nagle cały świat zaczął mówić o mało popularnym taekwondo, ale głównie w kontekście politycznym. Alizadeh stała się ambasadorką walki o prawa kobiet w Iranie, a w 2019 r. BBC umieściło ją w setce kobiet roku. "21-latka trenuje teraz trzy razy dziennie, aby ubiegać się o kwalifikacje do Tokio 2020, gdzie ma nadzieję zainspirować kolejne pokolenie irańskich kobiet do uprawiania sztuk walki" - pisało BBC. - W Iranie sportsmenki stoją przed różnymi wyzwaniami. Mam jednak nadzieję, że pomimo wszystkich trudności będziemy walczyć i nie poddamy się - podkreślała Alizadeh. "Zabierali mnie, dokąd chcieli. Nosiłam wszystko, co chcieli" Taka postawa sprawiła, że znalazła się na celowniku irańskich władz. Zaczęło się prześladowanie, groźby i propagandowe wykorzystywanie jej sukcesów. W końcu w styczniu 2020 r. powiedziała dość i opuściła ojczyznę. "Żegnajcie szlachetni Irańczycy. Składam kondolencję Wam, którzy zawsze opłakujecie mieszkańców Iranu" - napisała Alizadeh na Instagramie i w skrócie przedstawiła, jak wyglądało jej życie w ojczyźnie. Podkreślała, że jest jedną z milionów prześladowanych kobiet, a władze w Teheranie cały czas robiły z nią, co chciały. To wszystko działo się w momencie, gdy rząd w Teheranie znalazł się w ogniu krytyki po zestrzeleniu ukraińskiego samolotu pasażerskiego, w wyniku czego zginęło 176 osób. Państwa, których obywatele znajdowali się na pokładzie, żądały od władz Iranu wnikliwego śledztwa oraz ukarania winnych. Także w samym Iranie było nerwowo, bo w największych miastach odbywały się antyrządowe demonstracje. Alizadeh nie zdradziła, dokąd wyjechała. Podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich w 2020 r. wystąpiła pod flagą Olimpijskiej Reprezentacji Uchodźców. Znów walczyła o brązowy medal, ale tym razem musiała uznać wyższość Hatice Kubra Ilgun z Turcji. Dla wielu przez całą karierę zrobiła jednak więcej, niż jakby została nawet multimedalistką olimpijską. Zresztą jej słowa do dziś wspominane są w kontekście gnębienia kobiet w Iranie. "Wspaniały i pogrążony w żałobie narodzie Iranu, nie chciałem wspinać się po schodach postępu zbudowanego na korupcji i kłamstwach. Nikt mnie nie zaprosił do Europy, ale będę żyła w cierpieniach i trudach wygnania, bo nie chciałam siedzieć przy stole obłudy, kłamstw, niesprawiedliwości i pochlebstw. Podjęcie tej decyzji jest trudniejsze niż zdobycie złota olimpijskiego, ale gdziekolwiek będę, pozostanę dzieckiem Iranu" - napisała. Piotr Jawor