Jako mistrzyni świata czuje się pani gwiazdą? Czuję się spełnionym sportowcem. Czułam się tak zresztą już przed wygraniem PŚ. Od "gwiazdorzenia" i robienia show są inni. Ja jestem sportowcem. Dla każdego ten termin znaczy coś innego i nie wiem, jak się do tego odnieść. Wiele razy stać mnie było na to, żeby wygrać Puchar Świata, nie udawało mi się to i dopiero w wieku 35 lat triumfowałam w tych zawodach. Wielokrotnie byłam w finałach, stałam na podium, ale do marca tego roku nie miałam indywidualnego zwycięstwa. Bardzo się z tego cieszę, bo to jedna z tych rzeczy do "odhaczenia" w karierze. Był to jeden z moich największych indywidualnych sukcesów. A teraz już jednak myślami jesteśmy na igrzyskach olimpijskich i robimy wszystko, żeby po pierwsze się tam zakwalifikować. Nieudany start w Igrzyskach Europejskich trochę nas od nich odsunął. Znaczące na szczęście były mistrzostwa świata. Trudny turniej dla nas, który jednak pięknie się skończył. Jestem bardzo szczęśliwa, że udało nam się sięgnąć po złoto. Dotykało nas to napięcie z ostatnich sezonów, ale się zmobilizowałyśmy, szczególnie na mecze z Koreą Południową i Włochami. Podjęłyśmy rękawicę, walczyłyśmy bardzo agresywnie i dzięki temu jesteśmy o krok od igrzysk. A to dla mnie największe szczęście. Ja tak naprawdę po Tokio długo wahałam się, czy kontynuować karierę. Szukałam swojej drogi i uznałam, że trzeba po prostu podejmować decyzję na bieżąco i przygotowywać się najbardziej profesjonalnie, jak potrafię. Mnie akurat to mistrzostwo świata cieszy najbardziej właśnie ze względu na to, że daje szansę na udział w igrzyskach i walkę tam o medal. Wiem, że to historyczny wynik, który przyniósł nam spore uznanie, ale to wszystko, co dzieje się na zewnątrz, ma dla mnie nieco mniejsze znaczenie. Całe życie pracujemy na ten sukces olimpijski. Rzadko spotyka się sportowców, którzy z taką rezerwą podchodzą do złotego medalu mistrzostw świata... Sięgałyśmy już wcześniej po medale mistrzostw świata, po złoto mistrzostw Europy, po medale indywidualne w tej imprezie. Na pewno przeszłyśmy już do historii. Zdaję sobie sprawę, że mistrzostwa świata to jedna z najważniejszych imprez, oprawa była piękna, jeden z piękniejszych turniejów, w jakim uczestniczyłam. Natomiast ja w głowie miałam cel, by zakwalifikować się na igrzyska. Jeden dobry start nie daje żadnej gwarancji. Po mistrzostwach świata się bardzo cieszyłyśmy, na pewno po zakończeniu kariery będę wspominała to z radością, ale nasza droga się jeszcze nie skończyła. Teraz żyję od turnieju do turnieju, mamy kwalifikacje wewnętrzne, które mogą sprawić problem, bo jest kilka mocnych dziewczyn, a wszyscy zaczynają od zera. I to kolejna rzecz, którą trzeba się zająć z chłodną głową. Jesteśmy mistrzyniami świata, ale każdy kolejny turniej rozpoczynamy od zera. I to złoto nie daje nam przecież gwarancji medalu olimpijskiego. Dlatego podchodzimy do tego na chłodno, choć każda z nas ma inny temperament. Ja akurat jestem bardzo spokojnym człowiekiem, mam analityczny umysł i po prostu ze spokojem idę krok po kroku. Jest wiele rzeczy, którymi musimy się zająć, tak że Mediolan i medale zostały na zdjęciach. Da się podejść z chłodną głową, bez presji, do zawodów, takich jak igrzyska, w których jest się kandydatem do medalu? Przed Tokio dużo się działo. Kwalifikacja olimpijska to był olbrzymi sukces, dla większości z nas, poza Magdaleną Piekarską, która w Londynie startowała indywidualnie, pierwszy start na igrzyskach. I trzeba było się na tym skupić. Jako drużyna byłyśmy bardzo mocne, wygrałyśmy wiele turniejów, natomiast myślę, że tego skupienia trochę zabrakło. Nie wiem, czy nagrań i wywiadów było za dużo, ale dla nas to była nowość, a dla mnie nawet pewnego rodzaju dyskomfort, choć wszyscy szliśmy z prądem. Oczywiście nie chodzi o to, żeby odciąć się od mediów, w końcu na igrzyskach relacji z walk i wywiadów jest sporo, natomiast ważne jest jak my do tego podchodzimy. Żeby nie bić piany, mówiąc brzydko, bo niektóre rzeczy można sobie negatywnie przewartościować. Dlatego moim zdaniem warto zachować równowagę i odpowiedni balans przy gospodarowaniu swoim czasem. Mieć świadomość stresu, ale nie wpaść też w wir strachu przed startem na igrzyskach. Do tego też będziemy się przygotowywać. W poprzednim sezonie sporo mówiła pani o problemach organizacyjnych wokół Waszej grupy. Złoty medal w Mediolanie coś zmienił? Mówiąc bardzo ogólnie, wszystkim było ciężko. Ja odbierałam pewne sygnały, próbowałam sobie z nimi poradzić. Nie ze wszystkimi się zgadzałam. Był to dla mnie trudny okres, również zdrowotnie podupadłam. Stawiałam na sport w 100 procentach, starałam się startować na maksimum swoich możliwości, ale z drugiej strony pojawiły się możliwości współpracy z klubem z Nowego Jorku, który zaoferował mi posadę trenera. To była kusząca oferta, ponieważ już od paru lat się tym zajmuję, bardzo mi się to podoba, lubię pracę z młodzieżą. Wysyłałam CV w różne miejsca, bo chciałam się rozwijać, coś zmienić, ale stwierdziłam, że będę trenować do mistrzostw świata, bo do tego się zobowiązałam. Gdybyśmy nie miały tak dużej szansy na olimpijską kwalifikację, pewnie mocniej bym się zastanowiła nad wyjazdem. Wszystko jednak dzieje się po coś. Aktualnie też mam propozycję, by zostać trenerem na Penn State University i jeśli wszystko dobrze pójdzie, już w przyszłym roku zaczniemy współpracę. Cieszę się z nowych możliwości, ale to oczywiście melodia przyszłości. Dobrze mieć wybór i móc podejmować decyzję. Wracając do tych wszystkich trudności z mijającego roku, to z perspektywy czasu oceniam to jako problemy komunikacyjne, które były w grupie. To wszystko związane jest z emocjami, jesteśmy w to zaangażowani, poświęcamy wiele, również swojego prywatnego życia. I jeśli ktoś, celowo lub nie, powoduje u zawodnika, mającego szacunek do siebie i swojej pracy, poczucie, że w czymś mu się umniejsza, to stwarza to problemy. Od kilku miesięcy mogę powiedzieć, że komunikacja się poprawiła. Nie wiem, czy to kwestia tego mistrzostwa świata, ale widzę, że atmosfera jest dobra. Pracujemy nad tym, staramy się rozmawiać w grupie. Oceniam to bardzo pozytywnie, choć cały czas wymaga to zaangażowania i pracy. A także dojrzałości i odwagi. Na szczęście nasz zespół ma już to doświadczenie sprzed Tokio. Jestem pełna optymizmu i nadziei, że będzie nas zawsze stać na rozmowę. Naszą grupę i Polski Związek Szermierki. Te rozmowy często są trudne, ale dialog w wielu sytuacjach może pomóc. Z szermierki w Polsce da się żyć? Ja mam to szczęście, że żyję ze sportu. Natomiast nigdy nie było tak, żebym nie robiła dwóch rzeczy naraz. Tuż po studiach zaczęłam robić doktorat, niestety nie obroniłam pracy doktorskiej. W 2017 roku otworzyłam klub sportowy, żeby mieć zaplecze i móc pracować, łącząc to z uprawianiem sportu. Od 2016 roku cały czas mam medale mistrzostw świata bądź Europy, co przekłada się na stypendia. Sponsorzy w szermierce zdarzają się bardzo rzadko, aktualnie nasza drużyna szpady kobiet, mimo że jesteśmy mistrzyniami świata, nie ma sponsora. Już dawno przestałam o tym myśleć, wyzbyłam się oczekiwań. Zdobywając pierwszy medal mistrzostw Europy dziesięć lat temu zdawało mi się, że coś się wydarzy, ale nic się nie zmieniło. I kolejne medale też nic nie zmieniały. Mam to szczęście, że moje wyniki są powtarzalne, ale bywało różnie. Był rok, że po studiach, jako medalistka mistrzostw Europy, poszłam na ten doktorat właśnie po to, by mieć szansę uprawiania sportu. Pisałam artykuły naukowe, pokrewne z moim wykształceniem, bo skończyłam Politechnikę Krakowską, ale na tematy dalekie od sportu. Prowadziłam też zajęcia ze studentami. Szermierka pozwala na dwutorowość kariery, choć to duży wysiłek. Na pierwszym roku studiów doktoranckich miałam stypendium naukowe za wyniki w nauce, zdobyłam medal mistrzostw Europy i byłam w stanie przeżyć (śmiech). Jest to trudne, ale mam to szczęście, że żyję z szermierki. Nie była to łatwa droga, ale cieszę się z tego, że jestem tu, gdzie jestem. Nawiązując trochę do tych studiów na Politechnice, brała pani pod uwagę, by pójść inną drogą niż sport? Tak, na pewno. Po studiach założyłam sobie, że jak nie wejdę w okolice czołowej "16" mistrzostw Europy, to w wieku 24-25 lat nie odnajdę się w szermierce. Wtedy nie miałam takiej wiedzy, jaką mam. Poszłam na doktorat i dość niespodziewanie zdobyłam medal mistrzostw Europy. Byłam daleko w rankingu, walczyłam bez stresu, nie miałam żadnych oczekiwań i zwyczajnie miałam swój dzień. To był jednak powód, dla którego nadal trenowałam. Myślałam jednak wtedy o tym, by zostać na uczelni albo pracować w przemyśle. Nie do końca miałam sprecyzowany plan. Wtedy jednak myślałam o porzuceniu treningów, bo poświęcić można bardzo wiele, ale bez środków i bez wyniku, nie jest to rozsądne, choć przecież uprawianie sportu to wielki przywilej. Moja kariera znakomicie się ułożyła, spotkałam na swojej drodze świetnych fachowców i przez ostatnie lata rozwinęłam się jeszcze bardziej. Teraz pewnie wiedziałabym, że warto i studiować i trenować, dać sobie szansę. To trudne decyzje, wielu młodych ludzi kończy trenować, bo nie ma w sobie tyle siły, by szukać alternatyw i jednocześnie zostać przy sporcie. W wielu dyscyplinach olimpijskich jest tak, że trzeba robić coś dodatkowego. Sport to duża część pani życia. Jest jakieś hobby, które pozwala od niego trochę odetchnąć? Poza wyjazdami na wakacje z moim mężem, których zorganizowanie jest sporym wysiłkiem, nie ma. Zresztą, jestem pasjonatką sportu i w swoje ostatnie wakacje po mistrzostwach świata byłam przez dwa tygodnie gościem na obozie szermierczym w USA. Potem przyjechałam i jako trenerka pojechałam na kadrę wojewódzką. Czerpię z tego przyjemność, to nie jest tylko praca. A w czasie zupełnie wolnym staram się rozwijać w kierunku psychologii i pedagogiki, wszystkim, co związane jest z samorozwojem i dydaktyką. Lubię też wstąpić na kawę do rodziców, to zawsze chwila rozmowy i relaksu z najbliższymi. Na razie tak to wygląda, ale mam nadzieję, że kiedyś tego czasu będzie więcej, choć myślę tak od dawna i nic się nie zmienia (śmiech). Chyba jestem ciężkim człowiekiem do życia, mój mąż jest zupełnie inny i czasem nie może patrzeć, kiedy w wolnej chwili sięgam po jakąś analizę. Wydaje mi się jednak, że trzeba być trochę "odklejonym", żeby osiągać sukcesy.