Rosja zaatakowała Ukrainę w lutym 2022 roku. Od tego czasu twa konflikt, którego końca nie widać. Początkowo świat sportu, poza nielicznymi wyjątkami, wykluczył sportowców agresora z udziału w międzynarodowych zawodach. Potem jednak zaczęło się to zmieniać w sportach indywidualnych i coraz więcej zawodników z Rosji i Białorusi mogło startować. Na początku grudnia ubiegłego roku MKOl potwierdził, że Rosjanie i Białorusini, którzy zakwalifikują się na igrzyska w Paryżu, będą mogli rywalizować jako sportowcy neutralni, bez flag, emblematów i hymnów. Z wyłączeniem zawodów drużynowych i jeśli nie wspierali oni aktywnie rosyjskiej inwazji na Ukrainę. IO Paryż 2024. Rosjanie wykorzystują sportowców, by gloryfikować agresję MKOl postanowił także, że Rosjanie nie będą mogli uczestniczyć w paradzie sportowców podczas ceremonii otwarcia, a ich trofea nie będą uwzględniane w tabeli medalowej. Ze względu na ograniczenia dotyczące udziału w zawodach kwalifikacyjnych, w IO będzie mogło maksymalnie wystąpić 55 rosyjskich sportowców. Jak natomiast wygląda sprawa sportowców z Ukrainy, którzy są przecież niewinnymi ofiarami wojny? "455 ukraińskich sportowców i trenerów nie żyje, bo Władimir Putin rozpoczął ponad dwa lata temu wojnę na pełną skalę. (...) Wojna dotknęła każdego Ukraińca i każdego ukraińskiego sportowca" - mówił Bidny w rozmowie WP Sportowe Fakty. "Rosyjski reżim wykorzystuje sportowców, aby gloryfikować agresję na Ukrainę i pokazać, że można popełnić każde przestępstwo, a świat na to i tak nie zareaguje. Ci rosyjscy sportowcy, którzy są naprawdę przeciwni wojnie, zerwali więzi z terrorystycznym krajem, głośno to wyrazili i nadal wyrażają swoje stanowisko i przemawiają pod flagami innych krajów. Wszystkich, którzy nie zmienili przynajmniej swojego obywatelstwa, uważamy za agentów rosyjskich wpływów hybrydowych" - dodał. Jednocześnie minister sportu jeszcze nie przesądził, że jego rodacy pojawią się na igrzyskach olimpijskich. "Obecnie trwa ostatni etap kwalifikacji olimpijskich. Na razie skupiamy się, by jak najwięcej naszych sportowców zdobyło "bilet" do Paryża. Mamy pewność, że nasza reprezentacja będzie mogła liczyć minimum 85 zawodników. A czy wystartujemy? Nie wiem. Mamy jeszcze dużo czasu na podjęcie ostatecznej decyzji" - powiedział Bidny w rozmowie z WP Sportowe Fakty. Zdaje sobie jednak sprawę, że obecność przedstawicieli Ukrainy w Paryżu miałaby głębszy wymiar. "Wojna dotknęła nas wszystkich. (...) Jeśli Rosjanie nie zabili jednego z twoich najbliższych krewnych, to na pewno zabili i okaleczyli krewnych twoich znajomych. To jest straszne. I każdy z nas to czuje" - mówił Bidny. IO Paryż 2024. Każdy sportowiec z Ukrainy jest ambasadorem "Dlatego każdy ukraiński sportowiec pełni rolę ambasadora naszej ojczyzny na wszystkich międzynarodowych zawodach. Opowiada światu o swoich doświadczeniach i tym, co naprawdę dzieje się w Ukrainie" - dodał. Minister młodzieży i sportu Ukrainy opowiedział też o przygotowaniach do igrzysk, które przebiegają inaczej niż u sportowców krajów, które nie są ofiarami wojny. "Rosjanie zniszczyli i niszczą nadal nasze obiekty. (...) Pół tysiąca kompleksów sportowych, stadionów i innych obiektów sportowych na Ukrainie zostało zniszczonych przez Putina" - powiedział, ale to nie znaczy, że przygotowanie odbywają się poza granicami Ukrainy. "Nadal trenujemy głównie w kilku bazach olimpijskich w całym kraju" - stwierdził. I podał przykład Iryny Koljadenko, zapaśniczki, która na początku wojny ukrywała się, głównie w piwnicy. W końcu udało się jej ewakuować, okazało się, że praktycznie w ostatniej chwili, bo kilka dni później w jej mieszkanie trafiła bomba. Mimo wszystko zawodniczka wznowiła treningi i wywalczyła przepustkę do Paryża. "Takie chwile dają nam przekonanie, że to, co robimy ma sens" - zakończył Bidny.