Radosław Nawrot: Przypomina się rok 1984, kiedy Polska wraz z krajami bloku wschodniego nie pojechała na igrzyska olimpijskie do Los Angeles. Teraz też grozi nam bojkot igrzysk z powodu dopuszczenia do nich sportowców z Rosji i Białorusi? Szymon Ziółkowski, mistrz olimpijski z Sydney w 2000 roku: Oby nie. Wtedy to nie była do końca nasza decyzja. W 1984 roku polskie władze miały, delikatnie mówiąc, mało do powiedzenia w kwestii bojkotu igrzysk. Decyzję narzucono im z góry, z Moskwy. Wydaje mi się, że bojkot igrzysk to najgorsze, co w takiej sytuacji można sobie wyobrazić. Gdyby do niego doszło, wiele karier sportowców może nie byłoby zagrożonych, ale lata ich pracy mogłyby przepaść. Bojkot to idiotyzm, natomiast to, co teraz robi Międzynarodowy Komitet Olimpijski, to aberracja i odejście od całej idei olimpizmu. CZYTAJ TAKŻE: Nie gramy w obozie koncentracyjnym - Polska mogła nie jechać na mundial 1974 MKOl używa jednak argumentów, które na pierwszy rzut oka wyglądają nieźle i wiele osób się do nich przychyla. Mówi, że nie można dyskryminować z powodu paszportu i narodowości. John McEnroe dodał, że rosyjscy sportowcy nie wywołali przecież wojny w Ukrainie i nie mają na nią wpływu. - Poniekąd tak, ale musimy wziąć pod uwagę to, jak w ogóle wygląda sport w Rosji czy na Białorusi. Tam większość zawodnicy to właśnie żołnierze, zresztą w Ukrainie również, żeby być sprawiedliwym. Powiem więcej, w wielu krajach tak to wygląda, np. w Niemczech. W obecnej sytuacji może moglibyśmy dopuszczać sportowców z Rosji i Białorusi, którzy żołnierzami nie są, ale musieliby jeszcze przejść kontrolę antydopingową. A jak wiemy, w Rosji to temat dość łagodnie traktowany. Przypominam sobie chociażby przykład lekkoatletycznych mistrzostw świata rozgrywanych w Moskwie, gdy laboratorium antydopingowe krótko przed zawodami straciło licencję i wszystkie umieszczone tam próbki można było wyrzucić do kosza. Czyli Rosjanie kombinują jak mogą? - Słyszeliśmy o dziurach w ścianach, którymi przekazywano próbki. Takie rzeczy się dzieją i to jest system manipulacji nie tylko dopingiem, ale wszystkim dookoła, także informacją. Takie manipulacje trwają w Rosji od wielu lat. Nie chodzi zatem w jej wypadku tylko o wojnę. Przecież Rosja została wykluczona z rywalizacji lekkoatletycznej nie z przyczyn wojennych, ale z powodu niejasności antydopingowych. Tam po prostu nieprawidłowości dotyczą bardzo wielu spraw. Nie tylko tej, że wielu, o ile nie większość sportowców rosyjskich, popiera ten zbrodniczy atak na Ukrainę. Jeżeli chodzi o doping, Rosjanie musieliby przejść przed igrzyskami całą tą procedurę kontrolną. Jak to zrobić w obecnej sytuacji? - To nie jest tak, że doping przestaje wpływać na zawodnika, który się go nagle pozbył z organizmu. Przecież to na pewno pozostawia ślad w organizmie. Jeżeli ktoś brał koks przez dziesięć lat i nagle go na rok odstawi, to efekt dopingu nadal na niego działa. Taki system kontrolny zwyczajnie nie działa i dopóki Rosja nie włączy się do zwalczania dopingu na serio, nie mamy o czym gadać. A zatem wojna dolała tylko oliwy do ognia, który się już palił? Mamy do czynienia z "czarną owcą" światowego sportu? - Oczywiście, że tak. Rosja to systemowe oszukiwanie całego świata i to od dziesiątków lat, jeszcze od czasów ZSRR. Jest taka teoria, która mówi, że do bojkotu igrzysk w Los Angeles dołożono polityczną teorię, a w gruncie rzeczy poszło o doping. - Być może tak było, zwłaszcza że w wypadku Rosji i Białorusi to po prostu system przygotowań oparty na dopingowaniu się. Miałem białoruskiego trenera i on otwarcie mówił, że tak jest, że tak to u nich tak funkcjonuje. Jak zatem powinniśmy się zachować, gdy MKOl się uprze i zarządzi, że Rosjanie i Białorusini mają startować pod neutralną flagą? - Wielka tu rola światowych federacji poszczególnych sportów, ażeby postarać się uniemożliwić ten start. Da się to zrobić, bo wystarczy podejść restrykcyjnie do zasad kwalifikacji czy ustawiać zawody kwalifikujące w wybranych krajach. Na przykład w Polsce, która Rosjan nie wpuści? - Na przykład. Jest wiele możliwości. Kiedy zakończy się okres kwalifikacyjny, wtedy Rosję i Białoruś dopuścić do igrzysk na zasadzie "macie możliwość startu, ale nie zakwalifikowaliście się". Trochę to ma coraz mniej wspólnego z czystym sportem. - Działania MKOl od lat mają coraz mniej wspólnego z czystym sportem. Gdyby komitet chciał walczyć o jego czystość, nie dopuszczałby do startów kogokolwiek, kto jest skalany przestępstwem dopingowym. A tego nie robi. MKOl jest jak FIFA, mocno finansowany przez Rosję, która rozumie czym jest sport i jaki jest dla niej politycznie ważny. To forma propagandy, której ona potrzebuje. To są postsowieckie pozostałości w myśleniu, które widzimy we wszystkich byłych krajach bloku wschodniego, w Polsce też. Polskie finansowanie sportu nadal pozostaje w tych klimatach, bo nigdzie indziej na świecie budżet państwa nie finansuje sportu w 95 proc. Na świecie opiera się on na ekwiwalencie reklamowym. Wracając do początku naszej rozmowy, czy dopuszczasz bojkot jako rozwiązanie ostateczne w obecnej sytuacji? - Nie. Uważam, że to najgorsze rozwiązanie. Nic tym nie wygramy. Rosjanie przedstawią to tak, jak będą chcieli - że wystraszyliśmy się konfrontacji. Nie ma sensu bojkotować igrzysk. Trzeba zrobić wszystko, aby uniemożliwić im start, przebadać ich pod kątem antydopingowym, a na końcu spuścić im łomot.