Olga Michałkiewicz to dwukrotna młodzieżowa mistrzyni świata w wioślarskiej czwórce podwójnej. W kolejnym roku trafiła do innej osady - czwórki bez sterniczki - gdzie zastąpiła Annę Wierzbowską, która miała bardzo poważny wypadek. I ta osada w 2017 roku sensacyjnie zdobyła wicemistrzostwo świata. Zanosiło się na to, że mamy kolejny mocny punkt w walce o medal w igrzyskach olimpijskich w Tokio. Nasza mistrzyni wraca do treningów po ciąży. I nie tylko. Ujawniła plany W dwóch kolejnych latach nasza czwórka bez sterniczki zdobywała brązowe medale mistrzostw Europy. Igrzyska - z powodu pandemii - zostały przesunięte o rok. W Tokio Polki, choć miały walczyć o medale, to zajęły szóste miejsce. Awansowały do finału, ale w nim były bez szans na walkę o podium. Zaczęła się przebudowa osad. Wyniki nie napawały optymizmem. Słaby występ w mistrzostwach świata sprawił, że wspomniana osada musi szukać swojej szansy w regatach kwalifikacyjnych, które będą ostatnią szansą na wyjazd na igrzyska do Paryża. Niestety w czasie przygotowań z łódki wysiadła Olga Michałkiewicz. Poinformowała o tym w rozmowie z Filipem Góreckim w rozmowie w Radiu Zachód. Okazało się, że zmaga się z chorobą, która dosięga coraz więcej osób. I to nie tylko ze świata sportu. Teraz - w rozmowie z Interia Sport - nasza olimpijka postanowiła nieco szerzej odpowiedzieć o tej podstępnej chorobie, która przychodzi bez zaproszenia i zabiera coraz bardziej każdy centymetr życia. Do niedawna depresja to był temat tabu. Teraz to się zmienia. Oczy szeroko otwarte Tomasz Kalemba, Interia Sport: Z twojej rozmowy z Filipem Góreckim z Radia Zachód wiem, że zawiesiłaś karierę. Kiedy zapadła ta decyzja? Olga Michałkiewicz: - Długo dojrzewałam do tej decyzji, bo trudno było mi się pogodzić z takim biegiem wydarzeń. We wrześniu zanotowałyśmy kiepski występ w mistrzostwach świata, ale wcale nie zakładałam, że nie będę w stanie kontynuować przygotowań do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Pogarszał się jednak stan mojego zdrowia. Tuż przed rozpoczęciem przygotowań zdałam sobie sprawę z tego, że sama już sobie z tym wszystkim nie radzę. Zdecydowałam się na to, by sięgnąć po pomoc. I tak zaczęłam leczenie. Co to za kłopoty ze zdrowiem? - Na początku roku każdy trening sprawiał mi ogromne trudności. Myślałam, że to jest przejściowe. Niestety. Za każdym razem, jak wracałam, to było to samo. Miałam wielkie problemy z układem pokarmowym, które zaczęły się przed igrzyskami w Tokio. Przeszłam pełną diagnostykę układu pokarmowego, która nie wykazała nic, co mogłabym w dostępny sposób wyleczyć. Ciało wysyłało sygnały, że coś jest nie tak. Jak się później okazało, zdiagnozowano u mnie depresję. Kiedy tylko rozpoczęłam terapię i leczenie, to większość objawów, jeśli chodzi o układ pokarmowy, powoli zaczęły ustępować. Wszystko - jak widać - było ze sobą ściśle powiązane. To wszystko skłoniło mnie do tego, że postanowiłam o siebie zadbać. Decyzja o tym, by zrezygnować z przygotowań zapadła tak naprawdę w ostatnich tygodniach, bo jeszcze w styczniu próbowałam walczyć, choć byłam poza kadrą. Zostałaś wyrzucona? - Nie. Po rozmowie z trenerem kadry uznałam, że w mojej sytuacji będzie lepiej, jeśli będę się przygotowywała na własną rękę w domu. Na tyle, na ile będę w stanie. W reprezentacji jest zbyt duża presja. Gdybym miała zadbać o siebie i iść własnym torem, ale być przy grupie, to weszłabym w zadaniowość, w której byłam przez te wszystkie lata, bo chciałabym dorównać reszcie. Praca przez lata w reprezentacji nauczyła mnie jednego, każdy trening to mocna rywalizacja, trudno skoncentrować się na tym, co sama czuje, często adrenalina pozwala na prace na innym poziomie. W pojedynkę taka praca nie jest możliwa. W ostatnich tygodniach pogodziłam się z tym, że start na regatach kwalifikacyjnych jest już absolutnie poza moim zasięgiem. Dziewczyny w reprezentacji pracują na najwyższych obrotach, a moim priorytetem jest teraz moje zdrowie. Wspomniałaś o depresji. Ta podstępna choroba dotyka coraz więcej osób. Także tych ze świata sportu. Kiedyś to był temat tabu, a teraz cieszę się, że ludzie nie boją się o tym mówić. - To po prostu trzeba z siebie wyrzucić. W moim przypadku to mnie bardzo odblokowało. Początkowo zamknęłam się w sobie i w swoich czterech ścianach. Zaczęłam leczenie i przez kilka tygodni nie powiedziałam tego na głos, przed bliskimi, a nawet przed samą sobą. Bałam się o tym mówić. Im bardziej jednak poznawałam swój przypadek, to rozumiałam, że mam prawo tak się czuć. Zaczynałam rozumieć skąd to wszystko. Wiedziałam też, że przy dużej pracy, to wszystko będzie się zmieniało. Zaczęłam wtedy dostrzegać innych ludzi, którzy otwarcie mówili o depresji. To jest rzeczywiście bardzo duży problem, który dotyka społeczeństwo. My, zawodnicy, uciekamy często do zadań, do planu treningowego, jaki musimy zrealizować. Wtedy odcinamy się od tego, co czujemy i jak się w tym wszystkim czujemy. Wpadamy w rutynę. W zadaniowość. Podczas wielu godzin treningów każdego dnia, koncentrowałam się na poziomie zmęczenia, regeneracji, rywalizacji, a nie na tym jak się czuje w tym wszystkim. Tłumiłam wszystkie emocje. Odłączałam się. Nadrzędnie traktowałam swoje cele zawodowe. Teraz dostrzegam to, że te wszystkie problemy, jakie mnie dopadły, tak narastały, że w pewnym momencie, po prostu mnie zatrzymały. To był czas, kiedy mogłam się zastanowić, co tak naprawdę się ze mną dzieje. Zwróciłam uwagę na to, że potrzebuję czasu dla siebie, by doprowadzić się do stanu, w którym będę czuła się komfortowo. W wioślarstwie z depresją walczyła Magdalena Fularczyk, a ostatnio przyznała się do tego też Agnieszka Kobus-Zawojska. Obie to zawodniczki z dużymi sukcesami. Teraz widać, jaką cenę za to zapłaciły. - Z obiema razem trenowałam w reprezentacji i obserwowałem je z bliska. Widziałam, jak bardzo ciężko pracują na swoje wyniki sportowe. Będąc w tej grupie, robiłam dokładnie to samo. Nic się nie liczyło, tylko wynik sportowy. Z boku widziałam też, jak jest im trudno. To wszystko, co robiły, było na granicy wytrzymałości albo nawet już dawno poza nią. Nam się wydaje, że jesteśmy niezłomne. Ich postawa, kiedy zaczęły mówić otwarcie o swoich problemach, dodała mi skrzydeł, aby też o tym mówić. Przestałam się bać, jaki będzie odbiór i jak zostanę oceniona, jeśli przyznam się do tego, z czym się zmagam. Nigdy sobie na to nie pozwalałam, ale teraz wiem, że jestem słabsza, czuję się o wiele gorzej i trudniej jest mi się zebrać ze wszystkim, żeby funkcjonować tak, jak to robiłam wcześniej. To wszystko spadło na mnie w momencie przygotowań do igrzysk olimpijskich i było to dla mnie bardzo trudne. Moje ciało nagle zaczęło mi odmawiać posłuszeństwa, a ja nie wiedziałam, co się dzieje. Nie mogłam sobie z tym poradzić, a to powodowało, że nie mogłam się sportowo rozwijać. To co chciałam robić, bardzo odbiegało od tego, co byłam w stanie robić. Jakie były pierwsze objawy? Kiedy zorientowałaś się, że coś jest nie tak? Od razu pomyślałaś o tym, że to może być depresja? - Absolutnie nie wiedziałam, że to jest depresja. Nawet tego nie dopuszczałam do siebie. Tylko dlatego, że nie znałam tematu. Nie byłam wyedukowana w odpowiedni sposób. Nie wiedziałam, czym jest depresja,i czym się objawia, choć mówiły o tym i Magda, i Agnieszka. Zaczęło się od Centralnego Ośrodka Medycyny Sportu. Psycholog przeprowadzał szeroki wywiad medyczny. To była długa ankieta. Na jej podstawie dostałam pierwszy sygnał od psychologa. Zalecił mi on konsultację z psychiatrą i z psychologiem. To był pierwszy moment, w którym otworzyłam szeroko oczy. Zdałam sobie sprawę z tego, że coś jest chyba na rzeczy, skoro specjalista dał mi takie zalecenia. Otrzymałam ogrom zrozumienia. Nie wiem, czy sama zdecydowałabym się na tę konsultację. To była świetna rozmowa z lekarzem. Dała mi ona naprawdę wiele. Na podstawie jakich symptomów zdiagnozowano u ciebie depresję? - To było właśnie na podstawie szerokiej ankiety a później wywiadu medycznego. Samych symptomów było bardzo dużo w ostatnich latach. Tyle, że ja je zupełnie inaczej odbierałam. "Cały czas wybuchałam. Przestałam panować nad sobą" Depresja ma różne etapy, w których pojawiają się różne emocje. - U mnie na początku była przede wszystkim ogromna obojętność. Odpłynęłam - totalnie odłączałam się od ciała. Przestawało mi zależeć na czymkolwiek. Było bardzo wiele zmiennych i przejściowych etapów. Było też wiele takich sytuacji, w których najmniejsza rzecz wyprowadzała mnie z równowagi. Zawsze byłam ekspresyjna, ale to nie to. Widziałam, że moi bliscy obrywają, a sama nie wiedziałam, co się dzieje. Cały czas wybuchałam i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Później zaczęłam się wyłączać i odsuwać. Nie chciałam z nikim rozmawiać, bo wiedziałam, że przestaję nad sobą panować. To zaczęło mnie bardzo przytłaczać. Konsultacja ze specjalistą w COMS uświadomiła mi, że jest droga, dzięki której można podjąć walkę o naprawę tej sytuacji. Zrozumiałam, że jeśli sama o siebie teraz nie zadbam, to w sporcie już nic więcej nie osiągnę. Chciałam przełamać pewną barierę, ale jak się okazało, tylko robiłam sobie tym krzywdę. Wystraszyłaś się, kiedy usłyszałaś, że masz depresję? - Bardzo, choć na początku poczułam ulgę. Dlaczego? - Myślałam, że coś się we mnie tak bardzo zmieniło, że zmieniam się jako człowiek, a jestem bardzo empatyczną osobą i zależy mi na ludziach, którzy mnie otaczają. Tyle że moje reakcje były zupełnie sprzeczne z tym, jaka jestem naprawdę. Nikt z nas nie chce przecież krzywdzić bliskich wokół i nikt z nas nie chce być dla nich problemem. Tymczasem zaczęłam czuć, że coś jest ze mną nie tak, a ja tego nie ogarniam. To był taki koktajl emocji, poczułam jednocześnie strach przed leczeniem farmakologicznym, ale też ulgę, kiedy dowiedziałam się, że leczenie może mi pomóc, a przede wszystkim wprowadzi mnie w stan równowagi. Od kilku miesięcy poddaję się terapii i coraz bardziej uczę się tego, jak wrócić do normalnego życia. Już po pierwszych dwóch-trzech tygodniach leczenia poczułam się lepiej. Powoli wracam i od tamtego momentu zaczęła się u mnie ogromna praca. Lekarz zdiagnozował, co mogło być przyczyną depresji. To mogła być frustracja związana z osiąganymi wynikami? - Oczywiście, że to mogło być jedną z przyczyn. Bardziej jednak chodzi o to, jak my sportowcy radzimy sobie z tą frustracją. Najważniejsze jest to, czy potrafimy udźwignąć taką sytuację i wyciągnąć odpowiednie wnioski, czy potrafimy popatrzeć na to przez pryzmat sportu, czy jednak jest to dla nas całym życiem, w którym nagle wszystko zaczyna się walić. Sportowca jako człowieka nie definiują wyniki sportowe, dodaje to nam pewnych wartości, ale my nie jesteśmy tym wynikiem z danych zawodów. Często po porażkach czułam, że przegrałam wszystko, że jestem słaba, że nic nie osiągnęłam... Ocena mojej własnej wartości leciała niesamowicie szybko w dół. Dlatego według mnie praca z psychologiem powinna być obowiązkowa we wszystkich reprezentacjach. Nie da się odłączyć ciała i umysłu, a w szkole nikt nas nie uczy pracy z emocjami. Wiem już, że nie pojadę do Paryża, więc najbliższy czas chcę przeznaczyć na wykłady i spotkania z młodymi ludźmi, by potrafili wcześniej zareagować na niepokojące myśli i sygnały z ciała. Składowych tego, co mogło być przyczyną, jest bardzo wiele. Z moich obserwacji, po kilku miesiącach terapii, uważam, że główną przyczyną jest to, że wiele emocji i odczuć tak mocno tłumiłam w sobie, że nawet nie dawałam sobie ich poczuć. Zamykałam w puszce i wyrzucałam tak daleko, żeby przypadkiem tego nie poczuć, a potem mechanicznie wykonywałam wszystkie treningowe zadania. Wchodziłam w tryb wykonawcy zadań, absolutnie nie zastanawiając się nad tym, czy jest to dla mnie dobre, czy ja tego chcę, czy nie. Przez to wielokrotnie działałam wbrew sobie. Zdałam sobie sprawę z tego, że to we mnie narastało latami. Zrozumiałam, jak ważna jest analiza i przeżywanie emocji. Tych dobrych związanymi na przykład ze zwycięstwami i tych mniej przyjemnych związanych z porażką, wstydem, smutkiem czy rozczarowaniem. Pojawiają się w różnych momentach. Tych emocji wokół sportu jest wiele, bo sport jest dla nas całym życiem. W końcu na zgrupowaniach reprezentacji spędzamy ponad 260 dni w roku. Tych emocji było bardzo wiele. Dusiłam to wszystko w sobie i wydawało mi się, że jestem bardzo silna. Zaczynałam się coraz bardziej odcinać od ciała, bo ważniejsze było dla mnie to, co mam do zrobienia, niż to, co czułam. Kiedyś usłyszałam takie zdanie, że depresja dosięga tych, którzy za długo byli zbyt silni. Smutek w oczach i spokój w łódce Czy bliscy wysyłali sygnały, że coś się z tobą dzieje? - Tak. Mam bardzo dobre relacje z całą rodziną. I z rodzicami, i z czwórką rodzeństwa. Codziennie widzimy się na rodzinnej grupie na rozmowach wideo. Moje siostry zaczęły w pewnym momencie interweniować. Jedna z nich powiedziała, że po prostu musi do mnie przyjechać i to mimo tego, że ma dwójkę malutkich dzieci. Porozmawiałyśmy szczerze, a ona powiedziała mi, że od pewnego czasu widziała bardzo głęboki smutek w moich oczach, i że się martwi. Nie widziała czegoś takiego u mnie wcześniej. To ją zaniepokoiło. Nie wiedziała, czy może mi pomóc. To był akurat moment, kiedy rozpoczynałam leczenie. To bardzo ważne, by mieć przy sobie osoby, które dostrzegą niepokojące zmiany. Choćby te najmniejsze. Bo kto mnie zna, na pewno powie, że jestem promienną i uśmiechniętą dziewczyną! Teraz rozmawiam ze wszystkimi otwarcie o tym, jak przebiega leczenie i jak trudny jest to proces. Jestem pierwszą osobą w rodzinie, która tego doświadczyła, więc dla nich to też jest coś nowego. Poza tym cała ta sytuacja jeszcze bardziej zbliżyła nas do siebie. Wcześniej wspomniałaś o tym, że bałaś się mówić o tym, co cię dotknęło. To było spowodowane tylko tym, że nie chciałaś okazywać słabości? - Sportowcy nie mają łatwo w takich sprawach. Jeśli masz typowo mechaniczny uraz, to temat jest prosty. Zawodnik ma kontuzję i potrzebuje czasu na rekonwalescencję. A co z zawodnikiem, który ma depresję? Przecież to często wyłącza nas z normalnego funkcjonowania, a co dopiero z przygotowań do sezonu. To jest temat nowy i nieznany i chyba warto o tym mówić. Rozmawiałam o tym w Ministerstwie Sportu, bo nie mamy przecież żadnych protokołów w przypadku tej choroby. W tej sytuacji jestem nadal finansowana i otrzymuję stypendium, bo po prostu mam problemy ze zdrowiem, które wymagają leczenia. Może jednak inni zawodnicy nie wiedzą, czy mogą mówić o tym otwarcie, bo jeżeli zrezygnują ze szkolenia, to zostanie im zabrane finansowanie. Sama też obawiałam się tego, co mogę powiedzieć, a czego nie mogę w sytuacji, w której leczę depresję i nie jestem zdolna do normalnego treningu. Nie jest to problem zwykłej kontuzji, więc on wymaga też innego podejścia. Zamierzasz jeszcze wrócić do sportu? - Najbliższych kilkanaście miesięcy planuję mieć tylko dla siebie. Nie wykluczam jednak tego, że w kolejnych latach wrócę do wyczynowego uprawiania wioślarstwa. To jednak nie jest czas, żeby o tym myśleć. Odsuwam zatem wszystko, co związane ze sportem na bok i daję sobie tę przestrzeń dla siebie. Na pewno będę chciała w tym roku znaleźć inny cel i motywację do działania. Chciałabym bardzo mocno udzielać się w sporcie wśród dzieci i młodzieży. Wsiadasz jeszcze do łódki od czasu do czasu? - Oczywiście! Wsiadam do jedynki. To pozwala mi być ciągle w ruchu wioślarskim. Mnie to bardzo relaksuje, odpręża... Daje pewien spokój. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport *** W przypadku potrzeby udzielenia pomocy lub rozmowy z psychologiem, skorzystaj z jednego z poniższych numerów telefonów: Czynny całodobowo, 7 dni w tygodniu telefon Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym - 800 702 222 Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka - 800 121 212 Możesz też odwiedzić stronę centrumwsparcia.pl, gdzie znajduje się grafik dostępnych specjalistów: lekarzy psychiatrów, prawników i pracowników socjalnych. W przypadku, gdy potrzebna jest natychmiastowa interwencja, zadzwoń na numer alarmowy 112.