W czwartek 7 grudnia dowiedzieliśmy się, że decyzją Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Rosjanie i Białorusini zostali dopuszczeni do rywalizacji na letnich igrzyskach olimpijskich, które odbędą się w 2024 roku. Warunkiem będzie występowanie bez symboli narodowych: flag, emblematów i hymnów. Igrzyska odbędą się w dniach 26 lipca - 11 sierpnia. W tej chwili kryteria kwalifikacji spełnia ośmiu rosyjskich i trzech białoruskich sportowców. Decyzja MKOl spowodowała ogromne poruszenie na całym świecie i sporą krytykę. Polskie Ministerstwo Sportu i Turystyki opublikowało swoje oświadczenie, w którym krytykuje Thomasa Bacha i jego współtowarzyszy za ten ruch. Nasz kraj, który długo był liderem antyrosyjskiej koalicji nie poszedł jednak tak daleko jak Łotwa, która na szczycie krajów bałtyckich w Tallinie zadeklarowała gotowość bojkotu igrzysk w Paryżu! "Wszyscy niezadowoleni powinni stanąć razem" "To jednak decyzja, którą musi podjąć rząd i cała sportowa społeczność. Mamy nadzieję na dobrą współpracę i koordynację działań z państwami bałtyckimi. Wszyscy niezadowoleni powinni stanąć razem" - dodał prezydent Łotwy w Tallinie. To pierwszy kraj, który tak otwarcie zadeklarował gotowość bojkotu igrzysk w Paryżu. Jeżeli Łotyszom faktycznie uda się zmontować koalicję "niezadowolonych", o czym kiedyś wspominali Polacy, MKOl może mieć poważny problem, bo o ile bojkot jednego czy dwóch państw przejdzie niezauważony, o tyle już działanie na większą skalę może uderzyć w całe igrzyska. Co zatem MKOl z tym zrobi? Czy jeśli głosy niezadowolonych będą coraz bardziej donośne, wycofa się ze swojej decyzji? Sytuacja cały czas jest dynamiczna i choć wydaje się to mało prawdopodobne, to jednak start Rosjan i Białorusinów w Paryżu wcale nie jest przesądzony.