O sprawie jako pierwsze poinformowały hiszpańskie media, które odkryły, że Jelena Isinbajewa opuściła Moskwę i osiadła na Teneryfie. "Przełożeni udzielili jej bezterminowego urlopu" - informowano. To wywołało konsternację i niedowierzanie w samej Rosji, ale potem sama zainteresowana zabrała głos w tej sprawie. I tylko dolała oliwy do ognia. To był szok, głównie dla samych Rosjan. Dwukrotna mistrzyni olimpijska w skoku o tyczce przez niemal całą swoją karierę, a także i po jej zakończeniu, była bardzo silnie związana z rosyjskim przywódcą Władimirem Putinem, często nazywano ją jej ulubienicą. Poważne problemy ulubienicy Putina. Sąd zajmie się sprawą Niedorzeczne tłumaczenia MKOl. Furia na Ukrainie Sprawa Isinbajewej wzbudziła furię w Rosji, ale również i po stronie Ukraińców wywołała ogromne emocje. Wszystko dlatego, że mimo ewidentnych dowodów, MKOl nie widział niczego złego w tym, by przyjąć ją na powrót w swoje szeregi. Ukraiński portal "Tribuna" poprosił nawet o uzasadnienie tej sprawy i otrzymał niedorzeczną odpowiedź. MKOl na początku przytoczył dwa warunki, na podstawie których zabrania się przywrócenia Rosjan do międzynarodowych zawodów. Są to: 1) czynne wsparcie wojny2) oficjalne powiazania z rosyjskimi strukturami wojskowymi lub organami bezpieczeństwa narodowego I w odpowiedzi na pytanie "Tribuny" MKOl przekazał, że jego zdaniem Isinbajewej nie dotyczą żadne z tych dwóch przypadków. Jest to o tyle niedorzeczne, że nawet sami Rosjanie mieli pretensje do "Carycy tyczki", że ta lekceważy ich armię, z którą była przez tyle lat związana. I która ją finansowała. "Biorąc pod uwagę wyraźny zamiar Isinbajewej zdyskredytowania rosyjskich sił zbrojnych i zbezczeszczenia stopnia oficerskiego w celu utrzymania dochodowej pozycji w MKOl, apeluję do Prokuratury Generalnej o podjęcie działań. Oficer, który celowo dyskredytuje honor swojego munduru, powinien zostać pozbawiony stopnia wojskowego" - stwierdził nawet poseł rosyjskiego parlamentu Roman Teriuszkow. Ulubienia Putina w opałach. Apel do prokuratury "Jak oni to sprawdzali?" Ukraiński olimpijczyk nie gryzie się w język Nic dziwnego, że takie podejście MKOl wywołało w ukraińskich mediach poruszenie. Olimpijczyk Władysław Heraskewycz, znany z mocnych wypowiedzi, nie mógł wprost uwierzyć, że coś takiego ma miejsce, choć wszystkie fakty o Isinbajewej są znane. "Czy otrzymywali informacje od armii rosyjskiej? Od rządu Federacji Rosyjskiej? Czy uwierzyli Elenie (w armii rosyjskiej w stopniu majora)? Kolejny nonsens ze strony MKOl i poparcie dla rosyjskiej propagandy" - grzmiał skeletonista. I właściwie trudno dziwić się jego irytacji. W końcu w sprawie Jeleny Isinbajewej jej powiązania z rosyjską armią są bezsprzeczne. Zdjęcia, filmy, świadectwa samych Rosjan, dla których przecież, jak to zresztą podkreślał Heraskewycz, była jednym z jej symboli. Mimo to MKOl powiązań nie widzi.