Na razie mamy dwa takie państwa - bojkotem igrzysk w Paryżu w 2024 roku i ewentualnie zimowych w Cortina d'Ampezzo w 2026 roku zagroziły Łotwa jako pierwsza i po niej Estonia. W gronie państw mocno przeciwstawiających się pomysłom Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, by dopuścić sportowców rosyjskich i białoruskich do igrzysk pod flagę neutralną, a także pod warunkiem przestrzegania Karty Olimpijskiej i przepisów antydopingowych, są także Polska i Litwa. Nie wiadomo jeszcze, jak zachowają się pozostałe. MKOl otrzymuje tez spore wsparcie, zarówno instytucjonalne, jak i od pojedynczych zawodników. Amerykańska gwiazda tenisa John McEnroe powiedział np. że nie należy karać Rosjan za coś, na co nie mają wpływu i że to nie sportowcy wywołali wojnę. Po stronie komitetu staje też wysoka komisja ds spraw praw człowieka ONZ. MKOl grozi, ale nie Rosji. Tym, którzy jej nie chcą Teraz sam komitet olimpijski zaczyna kontratakować. Zarzuty Ukrainy wobec siebie i uważa je za zniesławiające. Teraz w odpowiedzi na pytanie zadane przez dziennikarzy amerykańskiej stacji telewizyjnej CNN mówi, że groźba bojkotu ze strony niektórych państw jest pogwałceniem zasad olimpizmu i równości startu. MKOl grozi, że ewentualny bojkot igrzysk w Paryżu zostanie przez niego potraktowany jako złamanie Karty Olimpijskiej - podaje CNN. Co to oznacza w praktyce? Nie wiadomo, ale może oznaczać nawet sankcje wobec tych, którzy... zbojkotują igrzyska z powodu Rosji i Białorusi. Na przykład wykluczenie ich z kolejnej imprezy. To dość zbliżona retoryka do tej, którą uprawia Rosja. Oto Rosjanie już domagają się ukarania tych państw, które domagają się ich wykluczenia. Twierdzą, że to one łamią zasady olimpizmu i powinny startować pod flagą neutralną np. Polska. MKOl w rozmowie z CNN wypowiada się w podobnym duchu. Ministerstwo obrony Ukrainy opublikowało w internecie film, w którym głosi: "Białą flagę Rosja powinna wywiesić na polu walki, a nie na igrzyskach".