To przełomowa decyzja ruchu olimpijskiego, która w swym wydźwięku ewidentnie przygotowuje grunt pod dopuszczenie sportowców z Rosji i Białorusi do uczestnictwa w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. W myśl postanowienia MKOl bowiem, sportowcy rosyjscy i białoruscy wezmą w tegorocznych igrzyskach azjatyckich w Hangzhou, aby pomóc im zakwalifikować się do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Paryżu. Azjatycka Rada Olimpijska (OCA) głosowała w tej sprawie na swoim Zgromadzeniu Ogólnym w Bangkoku w sobotę. Działała pod mocnym naciskiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. I zapadła decyzja korzystna dla Rosji i Białorusi. To maksymalnie 500 zawodników, których dopuszczono do startu w tegorocznych igrzyskach azjatyckich w chińskim mieście Hangzhou. Impreza ta miała się odbyć we wrześniu zeszłego roku, w czteroletnim cyklu jak igrzyska olimpijskie, ale został on zakłócony. Z powodu powrotu epidemii Covid-19 igrzyska w Chinach zostały odwołane i odbędą się w tym roku. A zatem to wielka szansa dla rosyjskiego sportu, aby zawodnicy z tego kraju wykonali minima. Wbrew zaleceniom Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, by dopuszczać zawodników z Rosji do zawodów międzynarodowych pod neutralną flagą i bez symboli narodowych, wiele światowych federacji sportowych jednak tego nie robi. Rosja przyznaje: Z przenosin do Azji - nici. Jest jednak inny, tajny plan Rosjanie nie mogli też wziąć udziału w niedawnych igrzyskach europejskich w Krakowie i Małopolsce. A zatem skoro nie europejskie, to zostają igrzyska azjatyckie jako alternatywa. Rosja powinna być zadowolona z decyzji MKOl. Nie jest Wydawać by się mogło, że to dla Rosji i Białorusi wielka szansa i że Azjatycka Rada Olimpijska OCA oraz Międzynarodowy Komitet Olimpijski poszli im na rękę, wysyłając jednocześnie sygnał, że chcą reprezentantów tych krajów widzieć w Paryżu. Mimo tego Rosja nie jest wdzięczna. Przeciwnie, decyzja OCA i MKOl w sprawie jej udziału w igrzyskach azjatyckich została... ostro skrytykowana. A oburzenie wyraził szef rosyjskiego komitetu olimpijskiego i był mistrz szermierczy, Stanisław Pozdniakow. Zasada brzmi: Rosjanie są z definicji winni. Mogą wykazać, że jest inaczej "Oświadczenie OCA w sprawie dopuszczenia rosyjskich i białoruskich sportowców na igrzyska azjatyckie przypomina marcowe zalecenia MKOl, po których wielu praktycznych decyzji nie podjęto nawet po kilku miesiącach" - napisał Stanisław Pozdniakow na swoim kanale Telegram. Jego zdaniem, to działanie czysto formalne, na dodatek spóźnione i niemożliwe do realizacji. Stanisław Pozdniakow zwraca uwagę na praktyczne przeszkody. - Do rozpoczęcia tych zawodów pozostało bardzo mało czasu, by uzyskać możliwość pełnego przygotowania sportowców do osiągnięcia pożądanego rezultatu. Nie mówiąc już o wszystkich organizacyjnych, finansowych, logistycznych i innych uwarunkowaniach takiego startu w Hangzhou - mówi. Uważa, że to przedsięwzięcie o tak dużej skali logistycznej i sportowej, że podjęcie takiej decyzji na dwa miesiące przed rozpoczęciem igrzysk azjatyckich w Chinach jest wręcz niepoważne. Rosja nie wierzy MKOl. "Słowa, słowa" - W ciągu ostatnich kilku miesięcy słyszeliśmy wiele spekulacji na temat dopuszczenia Rosjan i Białorusinów do niektórych międzynarodowych turniejów. W zdecydowanej większości przypadków słowa pozostają słowami. I tak traktujemy to zaproszenie. Jako tylko słowa i to wygłoszone za późno, by zrobić z nich użytek - mówi szef rosyjskiego komitetu. Zwłaszcza, że część azjatyckich federacji poszczególnych sportów już kręci nosem i stawia warunki. Żąda np. podania szczegółów, według których Rosjanie i Białorusini mieliby rywalizować w Hangzhou.