Odbywające się na przełomie stycznia i lutego 1964 roku zimowe igrzyska w Innsbrucku zupełnie nie układały się po myśli Amerykanów. Cztery lata wcześniej sami organizowali je w Squaw Valley w Kalifornii i zajęli trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej, z dziesięcioma krążkami. Trzy z nich były złote. W Austrii dopiero 4 lutego, na pięć dni przed ceremonią zakończenia, przedstawicielowi USA po raz pierwszy udało się stanąć na najwyższym stopniu podium. Dość sensacyjnie dokonał tego 23-letni Terry McDermott, fryzjer z Michigan. Mało tego - na dystansie 500 m ustanowił nowy rekord olimpijski (40,1 s), a przede wszystkim pokonał reprezentującego ZSRR Jewgienija Griszyna, złotego na 500 i 1000 m tak w Cortinie d'Ampezzo (1956), jak i Squaw Valley (1960). "Sowietom nie wolno było rozmawiać z Amerykanami". Na podium stanął z dwoma rywalami z ZSRR To Griszyn był gwiazdą, a McDermott stał w jego cieniu, trudno było go nawet stawiać w roli kandydata do medalu. Działo się to w samym środku zimnej wojny, nieco ponad rok po kryzysie kubańskim, który groził trzecią wojną światową. - W tamtych czasach Sowietom nie wolno było rozmawiać z Amerykanami. W ogóle oni nie mogli udzielać się towarzysko. Może im kiwnąłeś głową, może uścisnąłeś dłoń i to w zasadzie wszystko - mówił w 2010 roku McDermott w wywiadzie dla MLive Media Group. - Trwała zimna wojna, ona przeniosła się na igrzyska olimpijskie. Rosjanie pojawili się tu w 1856 roku i zdominowali każdy sport. Gdy więc stawałeś do rywalizacji z nimi, starałeś się trochę bardziej - dodawał. Wyczyn McDermotta, nazywanego odtąd "Rakietą z Essexville", bo w tym mieście w stanie Michigan się urodził, był tym bardziej godny uznania, że już do końca igrzysk Amerykanie nie zdobyli żadnego złota. Występ w Innsbrucku był więc dla nich bardzo nieudany, ale nowy mistrz olimpijski zyskał sławę. Ledwie pięć dni później, zaraz po powrocie do Stanów Zjednoczonych, został gościem słynnego programu "The Ed Sullivan Show" w telewizji CBS. A dokładniej - jednym z gości. W programie, który przeszedł do historii, a jedno zupełnie przypadkowe zdjęcie z grupą muzyków na lata zapisało się w pamięci milionów ludzi na całym świecie. Największy show w Stanach Zjednoczonych. Skromny medalista, a obok niego... najsłynniejszy boysband wszech czasów Ed Sullivan już bowiem pod koniec 1963 roku był na londyńskim Heathrow świadkiem tego, jak fani zespołu The Beatles witają muzyków po ich powrocie ze Sztokholmu. Anglicy byli wtedy supportem dla lokalnych gwiazd, ale Sullivan dostrzegł "obłęd", jaki towarzyszył w Stanach początkom Elvisa Presleya. Zaoferował menedżerowi Beatlesów Brianowi Epsteinowi wynagrodzenie za pojedynczy występ w jego show w USA, ale ten zgłosił inny pomysł: występy w trzech kolejnych programach za minimalną gażę, ale w najważniejszych momentach show. I to się stało właśnie w lutym 1964 roku - a dokładniej, po raz pierwszy w dniu, w którym w Nowym Jorku w studiu CBS zagościł McDermott. Transmisja, według szacunków, przyciągnęła 73 miliony osób, co wtedy było telewizyjnym rekordem. Loczek Paula McCartneya na historycznym zdjęciu. Sportowiec "zabawił" się w fryzjera Podczas samego programu McDermott, wraz z żoną Virginią, spędził z Betlesami około 20 minut za kulisami, tuż przed ich koncertem. Sullivan dowiedział się, że sportowiec jest też fryzjerem i to jego pomysłem miało być ustawiane zdjęcie, na którym panczenista obcina kosmyk Paulowi McCartneyowi, a pozostali członkowie zespołu patrzą na to "z przerażeniem". - Powiedziano mi, że to słynny zespół rockowy z Anglii i że po raz pierwszy zagrają w USA. To było coś wielkiego, ludzie szaleli - wspominał panczenista. - Wtedy nic o nich nie wiedzieliśmy, ale później śledziliśmy już ich kariery. Zresztą kto tego nie robił? Sportowiec był fetowany wszędzie, ale szczególnie w swoim Bay City w Michigan. Na igrzyska, w roli sportowca, wrócił jeszcze cztery lata później w Grenoble, był nawet chorążym podczas ceremonii otwarcia. Został wicemistrzem olimpijskim na 500 m, przegrywając złoto o 0,2 s z Niemcem z RFN Erhardem Kellerem. Głównie dlatego, że Keller startował dużo wcześniej, gdy lód był w lepszym stanie. McDermott zaangażował się, wraz z żoną, w branżę motoryzacyjną, ale łyżwiarstwo szybkie wciąż było mu bliskie. W sumie uczestniczył w dwunastu kolejnych igrzyskach olimpijskich: jako członek Amerykańskiego Stowarzyszenia Łyżwiarstwa Szybkiego czy ekspert i komentator telewizyjny. Uczestniczył w tworzeniu karier późniejszych wielkich mistrzów: Erica Heidena, Bonnie Blair czy Dana Jansena. - Miałem przyjemność śledzić sukcesy zawodników, którzy przyszli już po mnie. Ten sport to część mojego życia, cenię to sobie. Dał mi wiele korzyści i wiele nagród - mówił. Terry McDermott zmarł w tym tygodniu w wieku 82 lat.