"Koszmarny początek Norwegii" - tak relację z pierwszego meczu wicemistrzyń świata i głównych, obok Francji, kandydatek do złota tytułuje dziennik "Verdens Gang". I pisze o wielkim chaosie, co akurat w przypadku tej drużyny, niemal zawsze stającej na podium w wielkich imprezach, jest wielkim zaskoczeniem. Podział sił w kobiecej piłce ręcznej jest bowiem dość klarowny: Norwegia i Francja na szczycie, tuż za nimi Dania, a później już z dość wyraźną stratą kilka innych zespołów, w tym Szwecja. Drużyna z mocnymi punktami, ale nierówna. Po raz ostatni Szwecja wygrała z Norwegią w mistrzostwach świata w 2017 roku w Niemczech, na zakończenie fazy grupowej - 31:28. Wtedy też to była spora sensacja, Szwedki kilka dni wcześniej przegrały bowiem z Polską. Wtedy zakończyły turniej na czwartej pozycji, Norwegia zaś przegrała finał z Francją. 44-letnia bramkarka rekordzistką w historii olimpijskich zmagań. Broniła świetnie, ale Szwedka Bundsen... jeszcze lepiej Tak wtedy, jak i teraz, mecz długo układał się po myśli Norwegii, w obu przypadkach prowadziła po pierwszej połowie. Mimo, że z trybun to starcie oglądała Henny Reistad, kontuzjowana gwiazda drugiej linii, która liczy na szybki powrót do drużyny. I mimo, że w bramce całkiem nieźle poczynała sobie 44-letnia Katrine Lunde, mająca w całym starciu 14 skutecznych interwencji i 34 procent skuteczności. Dla niej był to historyczny mecz, wystąpiła na piątych igrzyskach, ale przede wszystkim: po raz 33. zagrała w turnieju olimpijskim. Została samodzielną liderką, bo do tej pory była tu na szczycie ze swoją dawną koleżanką z kadry, obrotową Marit Malm Frafjord. To właśnie Lunde będzie chorążą norweskiej reprezentacji podczas piątkowej ceremonii otwarcia igrzysk. Jeszcze w 43. minucie Norwegia prowadziła 22:19, pasowały jej wszystkie elementy tej układanki. Wraz z bramką, a po chwili przechwytem Emmy Lindqvist Szwedki zaczęły jednak gonić bardziej utytułowane rywalki. Na kwadrans przed końcem Nathalie Hagman z karnego wyrównała na 22:22, a ostatnie 10 minut było już pod kontrolą Szwecji. Przez cały czas świetnie w ich bramce spisywała się Johanna Bundsen (18 interwencji, z tego 10 w pierwszej połowie, aż 44 proc. skuteczności). Jeszcze w 55. minucie, po rzucie Stine Oftedal, był remis 27:27, trzy kolejne bramki rzuciły Szwedki. I to one wygrały 32:28. Norwegia z problemem. Porażka na starcie, a tu mecz z odwiecznym rywalem. Już w niedzielę potyczka z Danią Norweżki mają więc o czym myśleć, same po meczu były trochę zszokowane przebiegiem wydarzeń. - Teraz jest wiele dziwnych myśli. Trudno to analizować, nie jestem pewna, dlaczego nie dajemy z siebie wszystkiego - mówiła po meczu dziennikarzom "Verdens Gang" Katrine Lunde. A Oftedal dodała, że "nie czuły, by były sobą". Nie radziły sobie z grą Szwedek, gdy te wycofywały bramkarkę i wprowadzały siódmą zawodniczkę w pole. W niedzielę przed Norwegią być może jeszcze trudniejszy sprawdzian - mecz z Danią, rewanż za fantastyczny półfinał ostatnich mistrzostw świata. Pytanie, czy gotowa będzie już Reistad, to ona rzuciła w grudniu Dunkom 15 z 29 bramek zespołu. Jeśli Norwegia wygra, o wpadce ze Szwecją wszyscy zapomną. Jeśli jednak przegra, sytuacja w grupie A stanie się bardzo ciekawa.