Jelena Isinbajewa przez wiele lat nazywana była "pupilką" Władimira Putina. Nic dziwnego, że w Rosji aż zawrzało, kiedy okazało się, że mistrzyni olimpijska w skoku o tyczce postanowiła raz na zawsze odciąć się od wojsk i reżimu rosyjskiego prezydenta. Utytułowana sportsmenka opublikowała w mediach społecznościowych wpis, w którym jasno wyraziła swoje stanowisko. Takie oświadczenie wywołało ogromne oburzenie, bo zdjęć byłej tyczkarki w mundurze jest mnóstwo, przez lata była kojarzona z rosyjskim wojskiem, miała zresztą stopień wojskowy i otrzymała środki z armii na wyjazdy i treningi. Dlatego wśród wściekłości pojawiały się również apele, by zwróciła wszystko, co dostała od wojska, z którym rzekomo nie ma nic wspólnego. "Wykiwała" Putina tuż po wybuchu wojny. Szok po ruchu Isinbajewej Upokarzający gest dla Isinbajewej. I to w jej małej ojczyźnie Wobec Isinbajewej wystosowano wiele gróźb i epitetów, ale do tej pory na tym się z reguły kończyło. Jednak w Dagestanie postanowiono przejść również do czynów. Władze tamtejszej republiki zdecydowały, że stadion lekkoatletyczny, który do tej pory nosi imię słynnej tyczkarki, zostanie przemianowany. Od teraz obiekt będzie nazywał się "Trud". Rosyjscy dziennikarze sugerują, że to dopiero początek "wymazywania" Isinbajewej z przestrzeni publicznej. Rozpoczęła to zresztą sama zawodniczka, odcinając się od Rosji i porzucając pozycję, którą zbudowała sobie u boku Putina. Ta sama, która publicznie roniła łzy przed prezydentem Rosji, a starty rosyjskich myśliwców bombardujących Syrię nazywała "kołysanką, na którą czekała, aby ją uśpiła". Była jedną z osób z "drużyny Putina", czyli grupy rosyjskich osobistości publicznych, także sportowców, popierających polityka. Była to inicjatywa, którą swoją twarzą w 2017 roku, przy okazji wyborów prezydenckich w Rosji, promował hokeista Aleksandr Owieczkin. Stąd jej rejterada wywołała aż tak wielkie emocje. I dlatego teraz władze za wszelką cenę starają się ją upokorzyć. Poważne problemy Isinbajewej. Sąd zajmie się sprawą Stanęli w obronie Isinbajewej. To już krok za daleko Jedna, co zaskakujące, po decyzji dagestańskich władz, sporo osób w Rosji stanęło w obronie Isinbajewej. Sportowe autorytety argumentują, że pomimo jej ucieczki z kraju, zrobiła dla rosyjskiego sportu zbyt wiele, by teraz po prostu wymazać ją z historii i odbierać to, co osiągnęła. W obronie Isinbajewej stanął również były prezydent Rosyjskiej Federacji Lekkoatletycznej Walentin Bałachniczow. "Zmiana nazwy stadionu to trochę przesada. Nie mam prawa krytykować władz Dagestanu i innych struktur republiki, które odpowiadają za nadawanie imion obiektom sportowym. Niemniej jednak wydaje mi się, że zrobiono to w pośpiechu i trzeba było podejść do tej kwestii bardziej szczegółowo i wysłuchać wyjaśnień samej Jeleny Isinbajewej" - przekonywał w rozmowie z "Ria Novosti". Jednym z niewielu, którym ta decyzja przypadła do gustu, był inny wierny "żołnierz" Putina Nikołaj Wałujew. Były mistrz świata w boksie stwierdził, że jego zdaniem to cena za zdradę, jakiej dopuściła się Isinbajewa. "Zmienili nazwę stadionu? Dla mnie to ok. Rosja nigdy nie lubiła zdrady. Nie ma znaczenia, jaki ma kształt i rozmiar. Oto efekt jej słów i czynów. Tak reaguje nasze społeczeństwo, w którym nie ma politycznej poprawności i zwyczajowo nazywa się rzeczy po imieniu" - powiedział, cytowany przez portal "Sport 24". Wściekłość w Rosji. Isinbajewa zmieszana z błotem