Potępienie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i sprzeciw wobec występowi Rosji i Białorusi nie są bowiem jednoznaczne z zagrożeniem bojkotem igrzysk. Czechy np. także protestują przeciw pomysłom MKOl w sprawie startu agresorów w wojnie w Ukrainie, ale bojkot wykluczyły. Stanowisko Polski jest takie, że bojkotu igrzysk w Paryżu w 2024 roku czy Cortina d'Ampezzo w 2026 roku nie chce, ale "musimy się z nimi liczyć". Bojkotem zagroziły dotąd Ukraina, a także Łotwa i Estonia. W odpowiedzi MKOl wysunął swoje groźby sankcji wobec tych krajów, które złamią Kartę Olimpijską, a zdaniem komitetu złamaniem jej jest właśnie nieprzystąpienie do igrzysk. Jakie to mogą być sankcje? Nie wiadomo, ale trzeba się liczyć z usunięciem bojkotujących z kolejnych imprez. Sytuacja robi się bardzo napięta, bowiem MKOl ma wsparcie wielu gremiów, nawet wysokiej komisji ds praw człowieka ONZ. I twardo obstaje przy swoim, że nie należy wykluczać nikogo z uwagi na paszport i przynależność państwową. Protest przeciwko decyzji MKOl się poszerza Dopóki jednak protestowały jedynie Ukraina i wspierające ją kraje Europy Środkowej (Polska, Łotwa, Estonia, Czechy), komitet mógł to lekceważyć i grozić. Protest jednak się poszerza. Dołączyły do niego kraje skandynawskie i to w komplecie. Komitety olimpijskie Norwegii, Szwecji, Finlandii, Danii i Islandii wystosowały wspólne stanowisko, w którym oświadczają, że nie chcą Rosji i Białorusi na igrzyskach olimpijskich w związku z ich udziałem w morderczej i krwawej wojnie w Ukrainie. - Potwierdzamy nasze niezłomne wsparcie dla narodu ukraińskiego walczącego z agresją. Domagamy się pokoju i wykluczenia agresorów z igrzysk. Uważamy, że nic nie zmieniło się przez rok, co uzasadniałoby łagodzenie stanowiska wobec Rosji i Białorusi - czytamy.