Mistrzostwa Rosji juniorów w łyżwiarstwie figurowym w Sarańsku to impreza, która przyciąga uwagę kibiców. Wszak poziom tamtejszych łyżwiarek jest niezwykle wysoki i nawet juniorki prezentują skoki i elementy, których nie powstydziłyby się uczestniczki mistrzostw Europy czy świata. Teraz, kiedy Rosjanie po napaści na Ukrainę są zawieszeni i nie mogą występować na międzynarodowej arenie, krajowe występy są jedyną okazją, by mogli kontynuować kariery. Nic dziwnego, że do Sarańska wybrała się cała śmietanka tamtejszego łyżwiarstwa. Na pokładzie samolotu, lecącego na mistrzostwa, znajdowali się m.in. wspomniana Tatiana Tarasowa, były mistrz świata i Europy Aleksiej Tichonow, a także cenieni w Rosji trenerzy Paweł Słusarenko i Swietłana Sokołowska, a także spore grono dziennikarzy i komentatorów, na czele z Aleksandrem Griszynem. Samolot utknął w śnieżnych zaspach Według relacji agencji TASS w samolocie linii Rossiya Airlines z Moskwy do Sarańska znajdowało się łącznie sześciu członków załogi i 87 pasażerów. Jak relacjonowali przebywający na pokładzie dziennikarze, już po wylądowaniu samolot gwałtownie zjechał z pasa startowego i utknął w sąsiednich zaspach śnieżnych. Władze lotniska ściągnęły specjalny sprzęt, rampę i autobus dla pasażerów, a pracownicy lotniska w 30 minut odśnieżyli - po czym wszyscy zostali wypuszczeni z samolotu. Żaden z pasażerów nie odniósł obrażeń, choć według słów samej Tarasowej, nie wszystko przebiegło tak, jak informowano w oficjalnych komunikatach. "Nadal jesteśmy w samolocie, Lesia Tichonow, Swieta Sokolowska, moi asystenci. Wszystko w porządku? To nie było w porządku. Zjechaliśmy z pasa w prawo. Pisano o tym wszystkich gazetach! Siedzieliśmy i czekaliśmy, aż nas uwolnią. Siedzieliśmy przez trzydzieści minut" - mówiła rozgoryczona. "Wszystko wydarzyło się tak szybko" Nieco inaczej wyglądało to wszystko w relacji dziennikarza portalu "Sport24" Konstantina Lesika. "Wszystko wydarzyło się tak szybko - wylądowaliśmy, potoczyliśmy się bardzo szybko przez kilka sekund, a potem huk - nagłe zatrzymanie i znaleźliśmy się w śniegu. To wszystko. Wielu myślało, że wylądowaliśmy w innym mieście, na jakimś polu. A potem ponad pół godziny czekaliśmy na ratraki i autobusy, aż miejsce zostało uprzątnięte ze wszystkich stron" - przekazał dziennikarz. Wszystko wyglądało groźnie, ale skończyło się na strachu. Ciężkie warunki atmosferyczne sprawiły jednak, że mogło dojść do tragedii. A same zawody zostały przyćmione przez ten incydent na lotnisku.