Zeszłoroczny triumf Maćka Rutkowskiego na wodach u wybrzeża Yokosuki mistrzem świata PWA był w polskim żeglarstwie wydarzeniem historycznym - pierwszy raz bowiem Polak triumfował w tych prestiżowych zawodach. Stracił jednak przy tym sporo nerwów, bo finałowe zmagania oglądał z plaży - w swoim ćwierćfinale wpłynął bowiem na foliowy worek, który pogrzebał jego szanse na awans. Mógł nie tylko stracić złoto, ale nawet i medal - trzech rywali było w stanie odrobić straty do żeglującego w barwach AZS Poznań słupszczanina. Sytuacja tak się jednak ułożyła, że to Polak został tym najlepszy na świecie, z minimalną przewagą nad Włochem Matteo Iachino. Teraz zaś sytuacja się odwróciła. Wysoka prędkość, sporo kolizji - najbardziej widowiskowa ze wszystkich rywalizacji Polak przed startem w Japonii też miał wszystko w swoich rękach, choć w walce o medale liczyło się aż sześciu żeglarzy. Rywalizacja w ramach PWA (Professional Windsurfers Association) odbywa się w trzech dyscyplinach windsurfingowych: slalomie, freestylu i wave. To okazja dla zawodniczek i zawodników z najwyższych miejsc w światowym rankingu, specjalizujących się w tych konkurencjach, ale też dla deskarzy z olimpijskiej klasy iQFoil. To w niej Rutkowski walczy o olimpijski paszport do Paryża, jest członkiem reprezentacji Polski, choć głównym kandydatem do reprezentowania Polski w przyszłym roku będzie raczej Paweł Tarnowski. Rutkowski to bowiem wybitny slalomista, a slalom jest akurat najbardziej ekstremalną odmianą tej dyscypliny. Tu rywalizacja trwa krótko, trasę wyznaczają znaki, a zawodnicy pływają bardzo blisko siebie, osiągają nawet prędkość 70 km/godz. Sporo jest więc kolizji i przypadkowych zdarzeń. "Coś niezależnego ode mnie". Maciej Rutkowski mógł znów być mistrzem świata Takie zdarzenia przytrafiły się też Rutkowskiemu, choć akurat to najważniejsze - tuż przed finałem w Japonii. - Minutę przed startem uderzyłem w jakąś betonową konstrukcję pod wodą i cały się pociąłem. To oczywiście nie zmienia faktu, że ten tytuł był w moim zasięgu i miałem ku temu wszystkie narzędzia - mówił żeglarz już po wyścigu. - Przez cały rok pływałem równo, ale do wygrania tytułu zabrakło po jednym dobrym wyścigu w regatach na Fuerteventurze, w Sylcie i w Japonii. Za każdym razem, gdy wyścig eliminacyjny poszedł mi dobrze, później wydarzało się coś złego. A to drobny błąd i falstart, albo coś niezależnego ode mnie, jak tutaj w Japonii - dodał. Złoto wygrał więc Włoch Matteo Iachino, srebro zaś Amando Vrieswijk - to ich Polak wyprzedził rok temu. Tym razem zebrał w klasyfikacji generalnej tyle samo punktów co Holender, ale to rywal odebrał srebrny medal, bo wygrał więcej zawodów w całym roku. - Niedosyt pozostaje, ale gdyby ktoś mi powiedział, że będę miał tak mocno pod górkę, a jednak skończę trzeci, to bym to wziął w ciemno. To był długi sezon, pełen wzlotów i upadków, ale i świetnej walki z pięcioma rywalami, gdzie wszyscy mieli szansę na tytuł. A że nie wygrałem? To mi tylko dodaje motywacji, by lepiej przygotować się do następnego sezonu - mówi Rutkowski. Polska ma już zapewnione miejsce w olimpijskich regatach w klasie iQFoil - wywalczył je dla kraju Paweł Tarnowski w ostatnich mistrzostwach świata. Kto wywalczy indywidualny paszport do Francji, okaże się późną wiosną. Kolejne zmagania w tej klasie już na przełomie stycznia i lutego - w Lanzarote odbędzie się kolejna rywalizacja o medale MŚ.