Taką katastrofą byłby bojkot igrzysk olimpijskich, bowiem w ten sposób świat sportu wróciłby do mrocznych lat osiemdziesiątych, gdy ani igrzyska w Moskwie w 1980 roku, ani w Los Angeles w 1984 roku, ani nawet - co mało kto pamięta - w Seulu w 1988 roku nie odbyły się w pełnych składach. Były bojkotowane z przyczyn politycznych. Te czasy miały już nie wrócić, ale wracają. Oto bowiem Międzynarodowy Komitet Olimpijski zdecydował, że sportowcy rosyjscy i białoruscy będą mogli wystąpić w igrzyskach w Paryżu w 2024 roku na zasadach neutralności. Zrobił zatem to, czego się spodziewaliśmy i na coś się zanosiło, ale dopóki decyzja nie zapadła, można było odsuwać od siebie jej konsekwencje. Teraz już jest to niemożliwe. Decyzja MKOl o dopuszczeniu agresora do igrzysk może bowiem wywołać reakcję Ukrainy. Może, bo z jednej strony trudno sobie wyobrazić, aby Ukraina puściła coś takiego płazem, ale z drugiej - ukraiński sport w ostatnich miesiącach dokonywał już wielu kombinacji i godził się na wyjątki, aż w końcu sportowcy ukraińscy przestali unikać jakichkolwiek imprez sportowych z udziałem Rosjan. Wyjątki wyjątkami, ale w tym wypadku mówimy jednak nie o starcie Rosjan na pojedynczych zawodach, ale na wielkich igrzyskach olimpijskich. O ich uczestnictwie w największym sportowym święcie świata mimo agresji na Ukrainę, mordów i gwałtów. Trudno będzie Ukrainie wymyślić tu jakieś wyjątki i kombinacje, należy się spodziewać, że Ukraina wróci do tezy o bojkocie igrzysk w wypadku startu zawodników rosyjskich, nawet na bardzo ograniczonych zasadach. A skoro tak by się stało, wtedy dojdzie do sytuacji kuriozalnej - oto w igrzyskach startowaliby zawodnicy z kraju napadł, a zabrakłoby tych napadniętych. To jest właśnie sytuacja, która dotknie Polski. Polska prędzej czy później zostanie wplątana Jako sojusznik Ukrainy, który wspiera ją w odpieraniu agresji, Polska będzie musiała coś z tym zrobić. Przypomnijmy, że Polska twardo opowiadała się przeciw uczestnictwu Rosji w zawodach w jakiejkolwiek formie. Była wręcz jednym z liderów koalicji przeciwko takim rozwiązaniom, wraz z krajami bałtyckimi czy Skandynawią. Sytuacja przypominała tę ze stanowiskiem PZPN - z tą różnicą, że w wypadku piłkarzy udało się groźbą bojkotu zablokować najpierw grę Rosji w barażu o mundial 2022, a potem grę rosyjskich zespołów młodzieżowych U-17, a w wypadku igrzysk olimpijskich takie groźby nic nie dały. MKOl postanowił swoje. Groźby bojkotu to jednak nie bojkot. Polska dopiero teraz może stanąć w obliczu realizacji gróźb, których składanie dotąd niewiele ją kosztowało. A warto pamiętać, że polski rząd w osobie ministra Kamila Bortniczuka nie zadeklarował automatycznego bojkotu igrzysk po dopuszczeniu Rosjan, ale "rozważał go". Słowem, grozić łatwo. Spełnić groźby już trudniej, bo wiąże się to z ciężkimi konsekwencjami. Dobrze pamiętamy, jakim dramatem był dla polskich sportowców bojkot igrzysk w Los Angeles w 1984 roku w wykonaniu państw bloku wschodniego (poza Rumunią, która do USA pojechała i wykręciła najlepszy olimpijski wynik medalowy w dziejach). Domino jednak zostało ruszone. jeżeli na decyzję MKOl o dopuszczeniu Rosjan teraz Ukraina zareaguje bojkotem, wtedy jej sojusznicy jak Polska też będą musieli podjąć decyzję. Albo lojalna wobec Ukrainy, łamiącą kariery ich sportowców, albo nielojalną. Decyzje podejmie Polski Komitet Olimpijski, ale jasne jest, że nie zdecyduje w oderwaniu od stanowiska rządowego. Na razie PKOl przesłał nam stanowisko, w którym czytamy, że "Stanowisko Polskiego Komitetu Olimpijskiego w sprawie startu rosyjskich i białoruskich sportowców w Igrzyskach XXXIII Olimpiady Paryż 2024 zawsze będzie zgodne z polską racją stanu w uzgodnieniu z całym środowiskiem sportowym." Jak to czytać? Ano tak, że zdecyduje polski rząd. Nowy rząd dostaje w spadku polskie groźby Pikanterii dodaje fakt, że rząd właśnie się zmienia. Wiele wskazuje na to, że w przyszłym tygodniu będzie nim kierowała już inna formacja polityczna niż obecnie, z Donaldem Tuskiem na stanowisku premiera i być może Sławomirem Nitrasem na stanowisku ministra sportu. Dostanie w spadku groźby wystosowane wobec igrzysk i MKOl przez poprzednią władze, na dodatek w obliczu wyraźnego ochłodzenia stosunków polsko-ukraińskich w porównaniu z czasami, gdy były składane. Słowo się jednak rzekło. Polska ogłosiła się sojusznikiem Ukrainy i wspiera jej wysiłek w walce z Rosją. Sport i igrzyska to także jeden z frontów tej walki. Niezwykle ważny propagandowo - pamiętajmy, że prawie dwa lata temu Rosja wykorzystała właśnie koniec igrzysk zimowych w Pekinie na początek swej agresji. Start obok Rosjan - nawet pod ich neutralną flagą - będzie bowiem oznaczał, że zdaniem Polski 24 lutego 2022 roku nic aż takiego strasznego się nie stało.